„Strach” – Jozef Karika

Rużomberk. Niewielkie miasteczko położone u podnóża porośniętego gęstym lasem masywu Czebrat. To właśnie tu, po rozpadzie dotychczasowego związku i utracie pracy, po wielu latach powraca Jożo Karsky. Do miejsca, o którym chciał raz na zawsze zapomnieć, gdyż budziło w nim jedynie same złe wspomnienia i to nie tylko z powodu tego, czego doświadczył we własnym domu rodzinnym, kiedy był dzieckiem, ale przede wszystkim z uwagi na koszmar, jaki on i grupka jego przyjaciół przeżyli w pewnej mroźnej zimy w samym środku lasu u podnóża Czebrata.

„Zielona mgła, mroźna polana, ślady na śniegu, ślady, tysiące szaleńczo rozproszonych śladów…”

Puste mieszkanie przesiąknięte smrodem przeszłości oraz panująca za oknem mroźna zima, która z każdym dniem przybiera na sile, sprawiają, że Jożo zaczyna czuć się coraz bardziej wyalienowany i odcięty od świata. A kiedy pewnego dnia bez śladu znika mały chłopiec, odżywają w nim wspomnienia, od których uciekał przez całe swoje dorosłe życie. Gdy raz otworzy im drzwi, nie będzie już powrotu…

„(…) dzieciństwo dogoni każdego, zwłaszcza jeśli w najmłodszych latach poparzy go mróz.”

I kiedy w końcu do tego dochodzi, budzi się w nim strach – głęboki i namacalny, dudniący niczym dzwon. Stopniowo narastające w nim napięcie, wszechogarniający go lęk, a także koszmar tego, co się dookoła niego dzieje, sprawiają, że jego rozum toczyć musi coraz większą walkę, by nie osunąć się w czyste szaleństwo. By przetrwać…

Czy mu się to uda? Czy też demony przeszłości pochłoną jego duszę?

„Każdy z nas czegoś się bał, strach to drugie imię niezabliźnionej rany.”

Dla głównego bohatera powieści Jozefa Kariki ową niezabliźnioną raną jest jego dzieciństwo. I właśnie o tym traktuje dzieło słowackiego autora – o strachu przed powrotem do miejsca dorastania, do okresu życia, który dla wielu ludzi był czymś przerażającym.

„Za każdym krzakiem czaiła się pustka, chłodne otępienie kojarzące mi się z dzieciństwem.”

Dla Jożko Karsky’ego jest to powrót do wspomnień związanych z agresywnym i apodyktycznym ojcem, z tragedią, która dotknęła ich rodzinę, a także z nie dającymi się w racjonalny sposób wytłumaczyć wydarzeniami, które stały się udziałem jego oraz grupki jego najbliższych przyjaciół podczas ich bytności w lesie w trakcie szalejącej w ich okolicy przeraźliwie mroźnej zimy. Choć przez całe swoje dorosłe życie nieprzerwanie przed nimi uciekał, to w końcu nadchodzi dzień, w którym przeszłość go dopada, zatapia w nim głęboko swoje zębiska, a on sam w końcu zaczyna rozumieć, że ucieczka po prostu jest nadaremna, gdyż nie ma dokąd uciec. Nie można bowiem uciec przed własną przeszłością…

„(…) wszystko sprawia wrażenie normalności, ale pędy obłędu już wiją się dyskretnie, szumiąc cichutko.”

Dużym plusem powieści Jozefa Kariki jest panujący w niej klimat, który budują:

  • historia rozgrywająca się w czasie trwającej wyjątkowo mroźnej zimy, która skutecznie izoluje od siebie mieszkańców małego miasteczka położonego u stóp masywu Czebrat wolących spędzać czas we wnętrzu własnych mieszkań, niż wychodzić na dwór i narazić się tym samym na niechybną utratę zdrowia. Z czasem izolację tę pogłębia jeszcze strach o członków własnych rodzin po tym, jak dochodzi do zniknięcia małego chłopca i kolejnych przerażających wypadków.
  • stopniowo narastające w głównym bohaterze przerażenie i wewnętrzne napięcie, to, w jaki sposób odbiera rzeczywistość i jak coraz bliższy jest psychicznemu załamaniu.
  • historie i legendy dotyczące m.in górującego nad miasteczkiem Czebrata.
  • wzbudzające niepokój zapiski z dziennika pewnego badacza, na które – poszukując odpowiedzi – natrafia Jożko, a które jeszcze bardziej burzą jego wewnętrzny spokój i poczucie realności.
  • nawiązania do twórczości Stephena Kinga
  • kryzys na słowackiej prowincji – bezrobocie, brak perspektyw na przyszłość, pustka i beznadzieja przygniatające miejscową ludność.

„Nie wszystko złoto, co się świeci.”

Nie pasują mi tu dwie rzeczy. Po pierwsze – niemożność zdecydowania się co do roku, w którym doszło do wydarzeń rozgrywających się w lesie podczas dzieciństwa głównego bohatera. Raz mowa jest o 1985 roku, innym razem o 1986. I nie wiem, czy jest to wina samego autora, czy przeoczenie polskiego tłumacza – Joanny Betlej.

„U podnóża Czebrata nie zabłądziłbym nawet z zawiązanymi oczami. Pamiętam, kiedy byłem tu po raz ostatni. Wiedziałem to dokładnie – w lutym 1985 roku. Od tego czasu moja noga tu nie stanęła.”

„(…) zima w 1986 ukształtowała całe moje życie. Nigdy się z niej nie wyrwałem – zamarzłem w niej, wiosna nigdy nie nadeszła.”

Skoro był to luty 1985 roku, to jakim cudem mowa o zimie z roku późniejszego…

Druga sprawa to samo zakończenie historii. Następuje tam zwrot akcji, którego zupełnie się nie spodziewałam, a który… niestety popsuł mi odbiór całości. Nim do niego dotarłam, byłam naprawdę usatysfakcjonowana lekturą tej książki i z zaciekawieniem wyczekiwałam finału całej opowieści. A ten – no cóż – po prostu mnie zawiódł. Nie tego oczekiwałam, nie aż takiego obrotu spraw i zakończenia historii.

Nie zmienia to jednak faktu, że jako powieść grozy dzieło słowackiego autora sprawuje się naprawdę nieźle. Dlatego też jeśli lubicie tego typu klimaty i nie boicie się stanąć twarzą w twarz z ludzkimi lękami, zachęcam was do sięgnięcia po „Strach”.

Moja ocena: 4/6

Tytuł oryginalny: Strach
Tłumaczenie: Joanna Betlej
Wydawnictwo: Stara Szkoła
Rok wydania: 2017
Oprawa: miękka
Liczba stron: 298
ISBN: 978-83-948-8562-5


1Shares