„Sieroce pociągi” – Christina Baker Kline (recenzja 528)

Wielokrotnie przekonałam się o prawdziwości stwierdzenia, iż obcowanie z literaturą wzbogaca człowieka i to dosłownie pod każdym względem. Książki dostarczają nam wiedzy na temat przeszłości ludzkości, a także uwrażliwiają nas na wiele aspektów życia. Często wydaje się nam, że na jakiś temat mamy wiele do powiedzenia, zgłębiliśmy co było do zgłębienia i nic nas już nie zaskoczy. Czasami jednak przychodzi taki moment, kiedy sięgając po jakąś książkę spodziewamy się, iż stanowić ona będzie dla nas jedynie przyjemną lekturę, że wypełni nam wolny czas i pozwoli się zrelaksować, być może da nam powód do refleksji, a tymczasem poza tym, co już wymienione, na jej kartach odkrywamy coś, czego zupełnie się po niej nie spodziewaliśmy. Wówczas to spoglądamy na całą opisaną w niej historię z zupełnie innej perspektywy i wpadamy w zadumę na temat życia – tego jak było niegdyś, a jak to wygląda obecnie. I wiecie co? Stawiając naprzeciw siebie nowo poznane fakty oraz teraźniejszość, w której przyszło nam egzystować, dochodzimy do wniosku, że obecnie wcale źle się nie żyje i nie powinniśmy mieć powodów do narzekań.

Bohaterkami „Sierocych pociągów” Christiny Baker Kline są dwie kobiety, które mimo dzielącej je ogromnej różnicy wieku oraz społecznego statusu łączy więcej niżby się wydawało. Siedemnastoletnia Molly Ayer po śmierci ojca oraz zamknięciu matki tuła się od jednego domu zastępczego do drugiego. Nigdzie jednak nie potrafi zagrzać na dłużej miejsca. Obecnie znajduje się pod opieką Diny i Ralpha, jednak wszystko wygląda na to, że i stąd niedługo wyleci. A wszystko przez to, że pod wpływem impulsu postanowiła zwinąć z biblioteki wyświechtany egzemplarz jej ukochanej powieści „Dziwne losy Jane Eyre” Charlotte Brontë. Grozi jej za to poprawczak. Na całe szczęście jej chłopak znajduje inne rozwiązanie. W ramach prac społecznych mogłaby odpracować swój występek w domu zamożnej starszej pani, u której pracuje jego matka, pomagając jej uporządkować strych, na którym od dziesięcioleci zalegają kartony z mnóstwem najróżniejszych rzeczy. Choć niechętnie, Molly przystaje na propozycję Jacka i trafia pod dach sędziwej staruszki Vivian Daly. Początki ich znajomości wydają się trudne. Nastolatka skrywa przed starszą kobietą prawdę o powodzie, przez który do niej trafiła, a i sama Viv jest dość ekscentryczną i despotyczną osobą. Jednakże z biegiem upływającego czasu stosunki pomiędzy nimi stopniowo się ocieplają, zauważają, że mają ze sobą wiele wspólnego, a na jaw wychodzić zaczynają fakty dotyczącej ich przeszłości. To od pani Daly Molly po raz pierwszy usłyszy o sierocych pociągach, z których jeden na zawsze odmienił życie starszej kobiety…

Dzieciństwo i wczesna młodość Vivian i Molly pod wieloma względami były bardzo podobne. Ich ojcowie zmarli, natomiast matki zostały zamknięte (jedna w psychiatryku, druga w więzieniu), przez co obie trafiły pod opiekę państwa, a następnie przekazywane były z domu do domu nie zaznając nigdzie cieplejszych uczuć, ani nie mając poczucia bezpieczeństwa i nie wiedząc, jaka przyszłość je czeka. Zarówno Vivian jak i Molly zmagać się musiały z uprzedzeniami wynikającymi z kulturowych różnic – pierwsza z racji irlandzkiego pochodzenia, na które w Ameryce dość krzywo patrzono (poza tym była ruda, co już w ogóle źle o niej świadczyło), a druga z powodu indiańskich korzeni. Każda z nich posiada talizman, będący jedyną rzeczą, która pozostała im po biologicznej rodzinie. Łączą je również cechy osobowe, charakteru. Przez to, że ich sytuacja była niepewna, nauczyły się mechanizmów przystosowawczych jak chociażby przybierania odpowiednich masek w zależności od sytuacji, w której się znalazły. Jeśli tylko mogły unikały ryzyka, nie wdawały się w bliższe relacje z innymi z obawy przed kolejnym zranieniem, a także niewiele zdradzały na temat własnej przeszłości. Był to dla nich temat tabu, o którym wolały nie rozmawiać, jeśli nie było to naprawdę konieczne. Tak było przynajmniej do czasu, zanim los postanowił postawić je na swojej drodze. Czas spędzany razem pozwala im się otworzyć, stawić czoła demonom przeszłości, opowiedzieć własną historię, która od tak dawna pragnęła być przez kogoś usłyszana. Mamy tu dowód na to, jak wiele daje nam bliskość drugiego człowieka, kogoś, kto potrafi nas zrozumieć, bo sam przeżył to samo co my.

„Pod skórą staruszki odkryła dziewczynkę, która bardzo chce opowiedzieć swoją historię.”

Molly jest dziewczyną żyjącą w naszych czasach, więc łatwo nam jest wyobrazić sobie opiekę, jaką roztoczyło nad nią państwo, ze wszystkimi procedurami, jakie się z tym wiążą. Co innego przypadek Vivian. Urodziła się na początku XX wieku, kiedy system opieki społecznej właściwie nie istniał. Przybyła wraz z rodziną z Irlandii do Ameryki w poszukiwaniu lepszego życia – jak wielu imigrantów w tamtych czasach. Jednakże rzeczywistość okazała się być brutalnie inna, niż myśleli, a kiedy straciła bliskich, została zupełnie sama na obcym kontynencie, wśród ludzi, dla których była nikim. Trafiła pod skrzydła organizacji zwanej Children’s Aid, a z ich inicjatywy do tzw sierocego pociągu, który miał ją wywieźć wraz z innymi dziećmi na Środkowy Zachód. To dzięki lekturze powieści Christiny Boker Kline dowiedziałam się, że takowe pociągi istniały naprawdę. Prędzej nie miałam o tym pojęcia… Powstały one w ramach pewnego eksperymentu i funkcjonowały w latach 1854 – 1929. W tym czasie przewieziono ponad 200 tysięcy dzieci ze wschodniego wybrzeża na Środkowy Zachód. Pociągi te zatrzymywały się na wyznaczonych stacjach, gdzie mieszkańcy danego miasta mogli przyjść, pooglądać (dosłownie, łącznie z zaglądaniem w zęby) dzieci i zdecydować, czy któreś z nich chcą, czy będą im do czegokolwiek potrzebne. Najczęściej ludzie szukali wśród nich pomocników na farmy czy do przyuczenia do pracy w różnych zawodach, które uprawiali sami, a także niemowląt, które mogliby zaadoptować. Gorzej miały np lekko wyrośnięte dziewczynki (jak Vivian), które w ich oczach na niewiele się zdawały – za słabe do pracy, za dorosłe do ukształtowania. Niechciane dzieci lądowały z powrotem w pociągu i wędrowały do kolejnych miasteczek w poszukiwaniu kogoś, kto je weźmie. A jeśli się nie udało, wracały z powrotem do sierocińca. Okrutne było to, że na tego typu dzieci była swego rodzaju „gwarancja” – jeśli nie spełniało oczekiwań rodziny, która je wzięła, można było je w ciągu określonego czasu oddać, jak niechciany mebel, czy zwierzątko, które nam się znudziło… Nikt wówczas nie liczył się z uczuciami dzieci, nie zwracał uwagi na ich potrzeby. Często takie maluchy żyły w skrajnych warunkach – bite, głodzone, maltretowane zarówno psychicznie jak i fizycznie. Część oczywiście trafiała do dobrych rodzin i nie musiała się już martwić o przyszłość. Jednakże nie wszyscy mieli tyle szczęścia…

„Sieroce pociągi” to niezwykła historia o tym, jak traumy, których doświadczamy w życiu, a na które nie mamy najmniejszego wpływu, kształtują i definiują nasze życie. To opowieść o poszukiwaniu nie tylko własnego miejsca na świecie, ale również tego, kim naprawdę jesteśmy, jaka jest nasza tożsamość, co znaczymy dla innych i co możemy zrobić, aby nas zauważono i zaakceptowano. Mimo iż historia obu kobiet stanowi czystą fikcję, to jednak powstała na kanwie prawdziwych wydarzeń, które miały miejsce w przeszłości. Czasem przeraża brutalnością opisów, w innym miejscu dogłębnie wzrusza i odciska ślad na sercu oraz duszy. Dzięki podróży, jaką odbyłam po wspomnieniach Vivian, zrozumiałam, jak wiele dobrego spotkało mnie w życiu, jak dużo posiadam oraz że właściwie nie powinnam na nic narzekać tylko być szczęśliwa. Ta historia potrafi otworzyć oczy i zmusić do refleksji nad własnym życiem…

„- A herbata?
– Nie ma czasu! – woła Vivian przez ramię – Wiesz, jestem stara. W każdej chwili mogę wykorkować. Musimy się pospieszyć.”

Moja ocena: 5/6

Sieroce pociągi [Christina Baker-Kline] - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Tytuł oryginalny: Orphan Train
Tłumaczenie: Berenika Janczarska
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2014
Seria: Szmaragdowa
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 372
ISBN: 978-83-7554-821-1

Czarna Owca

10Shares