„Sherlock – Niewidomy bankier” (recenzja 431, film)

Sherlock to brytyjski kryminalny serial telewizyjny stworzony przez Stevena Moffata i Marka Gatissa. Wyprodukowany został przez Hartswood Films dla BBC. Pierwsza seria składa się z trzech 90-minutowych odcinków. Po raz pierwszy wyemitowano je w lipcu oraz sierpniu 2010 roku na BBC One oraz BBC HD. Serial z miejsca zyskał ogromną popularność i wcale się temu nie dziwię. Ostatnio miałam przyjemność oglądać pierwszy odcinek pierwszego sezonu pt „Sherlock – Studium w szkarłacie”, który spodobał mi się do tego stopnia, że nie mogłam doczekać się następnej niedzieli, aby móc zobaczyć kolejną część pt „Sherlock – Niewidomy bankier”. Wraz z mężem rozsiedliśmy się na kanapie i o godz 21:10 na TVP 2 zaczęliśmy oglądać kolejną odsłonę przygód Sherlocka Holmes’a.

W jednym z londyńskich banków dokonano włamania. Praktycznie nic nie zginęło. Jedyne co wzbudza sensację oraz nie małą konsternację to fakt, że włamywacz na jednym z wiszących na ścianie obrazów pozostawił tajemnicze znaki. Sherlock Holmes zostaje poproszony do rozwiązania tej zagadki. Jeszcze tego samego dnia znajduje zwłoki jednego z pracowników wspomnianego banku. Co dziwne znajdowały się one w zamkniętym od wewnątrz pokoju. Kolejną ofiarą pada pewien dziennikarz. Podobnie jak w przypadku pracownika banku znaleziono go martwego we własnym domu. Odtwarzając jego ostatnią drogę Sherlock trafia do biblioteki, w której na jednej z półek znajduje namalowane tajemnicze symbole. Jednego jest już pewien – kto je zobaczy niedługo potem umiera. Co łączy obie ofiary? Co oznaczają symbole?

W tej części Sherlock Holmes po raz kolejny udowadnia, że jest niezwykle błyskotliwym człowiekiem potrafiącym dostrzegać szczegóły, które dla większości ludzi są niezauważalne. Uwielbiam jego osobliwe poczucie humoru oraz cięty język. Przez swój ekscentryzm nie stanowi łatwego towarzystwa dla innych, jednakże potrafi znaleźć wspólny język z Watsonem, z którym od niedawna wynajmuje mieszkanie przy Baker Street 221 b. Obaj panowie coraz mocniej zacieśniają więzi i widać, że jeden dla drugiego stanowi nieocenioną pomoc podczas rozwiązywania kolejnej sprawy. To, co w Holmes’ie denerwuje Watsona to fakt, że detektyw nie przywiązuje uwagi do kwestii zapłaty za swoje usługi. Dla niego liczy się jedynie możliwość uczestniczenia w dochodzeniu. Jednakże doktor zdaje sobie sprawę, że za coś trzeba żyć, dlatego też podejmuje próbę znalezienia sobie pracy. Czy mu się to uda i co z tego wyniknie? Oprócz tego Watson przekona się, że mając u swego boku stale kręcącego się Holmes’a stosunki damsko – męskie są praktycznie niemożliwe.

Co mi się podoba w tym serialu? Fakt, że każdy odcinek można oglądać praktycznie bez znajomości poprzedniej części. Poza tym ze względu na swoją długość bardziej przypomina on pełnometrażowy film fabularny niż typowy serial. A to oznacza jedno – większą dawkę przyjemności. Przede mną jeszcze jeden odcinek tej serii – „Wielka gra”. Liczę na to, że TVP 2 na nim nie poprzestanie i że za tydzień rozpocznie emisję kolejnego sezonu. Szkoda tylko, że póki co nakręcono tak mało tych odcinków – w sumie dziewięć, po trzy na każdy sezon. A przecież opowiadań Arthura Conana Doyle’a o przygodach Sherlocka Holmes’a jest doprawdy sporo. Także na spokojnie starczyłoby na jeszcze wiele sezonów. Jestem pewna, że fani serialu byliby szczęśliwi mogąc oglądać kolejne odcinki. Ja na pewno! A Wy? 🙂

Moja ocena: 6/6

0Shares