"Saga księżycowa – Cinder" – Marissa Meyer [recenzja, 241]


Tytuł oryginalny: Cinder
Tłumaczenie: Dorota Konowrocka
Wydawnictwo: Literacki EGMONT
Rok wydania: 2012
Seria: Saga księżycowa, tom I
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 440
ISBN: 978-83-237-5305-6

Przenieśmy się w przyszłość. Minęło 126 lat od wybuchu IV wojny światowej. Po jej zakończeniu ludzkość utworzyła na nowo państwa i zawiązała sojusze, aby już nigdy nie doszło do bezsensownego przelewania krwi. Mimo zakończenia działań zbrojnych, świat toczy inną wojnę. Z czasem. Ludzkość dziesiątkowana jest przez śmiertelnie niebezpieczną chorobę zwaną letumosis. Naukowcy od lat bezskutecznie starają się znaleźć antidotum na tę pandemię. Mimo ich usilnych starań, ciągle słychać o kolejnych przypadkach zachorowań i następującej w szybkim czasie śmierci.
Znajdujemy się w Nowym Pekinie, stolicy Wspólnoty Wschodniej, w której władzę sprawuje cesarz Rikan. Mieszkańcy miasta, ale i całego świata, są załamani, bowiem on również zachorował na letumosis. W międzyczasie trwają pertraktacje z królową Luny – Levaną, która od lat stara się doprowadzić do korzystnego dla siebie sojuszu pomiędzy Ziemianami a Lunarami, w wyniku którego miałaby m.in poślubić cesarza Wspólnoty Wschodniej. Rikan przez te wszystkie lata nie zgadzał się z wymogami lunarskiej królowej. Ale teraz jest chory i najprawdopodobniej nie przeżyje. Wszystko wskazuje na to, że już niedługo władzę objąć będzie musiał jego nastoletni syn Kai. Pragnie trwać on przy postanowieniu ojca i nie zgadzać się na to, czego żąda Levana. Jednakże królowa nie zamierza biernie czekać na ruch młodego księcia. Zamierza czym prędzej przybyć na Ziemię, aby doprowadzić do zawarcia sojuszu.
Tymczasem Kai poznaje Cinder, młodą dziewczynę uważaną za najlepszego mechanika w całym Nowym Pekinie. Chciałby, aby naprawiła mu jego androida, gdyż informacje, które ten posiada, są dla niego bardzo ważne i musi się z nimi zapoznać w jak najszybszym czasie. Nie wie on, że jego nowa znajoma jest cyborgiem, a dziewczyna bynajmniej nie zamierza go o tym informować. Spotkanie tych dwojga doprowadza do tego, że Cinder wplątana zostaje w międzygalaktyczną rozgrywkę, w której stawką będzie nie tylko jej życie, ale wszystkich żyjących na Ziemi ludzi. Co kryje jej przeszłość, że stała się kluczową postacią w tej walce? Czy jak już dowie się prawdy o sobie, będzie gotowa ją ujawnić, aby ocalić mieszkańców Ziemi? Tylko co, jeśli to będzie oznaczało, że ona sama musi umrzeć…

„Cinder” to pierwsza część Sagi księżycowej, a zarazem debiut literacki Marissy Meyer. Autorka od dziecka uwielbia baśnie i dało się to odczuć podczas lektury niniejszej książki. Zagłębiając się w historię Cinder, poznając jej losy, zauważyłam, że bazuje ona na znanej chyba wszystkim z lat dzieciństwa historii o Kopciuszku. Oczywiście została ona odpowiednio unowocześniona i dostosowana do wymogów dzisiejszych czytelników. Niemniej jednak podobieństwa są bardzo widoczne. Cinder tak samo jak Kopciuszek mieszka z przybraną matką i jej dwiema córkami. Ojciec zmarł przed pięciu laty. Dziewczyna w wyniku wypadku i przeprowadzonych operacji mających na celu uratowanie jej życia stała się cyborgiem. Z tego względu zaczęto traktować ją jak człowieka drugiej kategorii, któremu nie przysługują żadne prawa. Jest służącą. Zmuszona jest nawet zarabiać na utrzymanie swojej prawnej opiekunki oraz przyrodnich sióstr. Ale to nie koniec podobieństw. Mamy oczywiście księcia, do którego główna bohaterka poczuje coś więcej, choć będzie broniła się z całych sił przed tym uczuciem. Bo przecież jest niegodna uwagi cesarskiego syna. Jest tylko cyborgiem. Takich jak ona traktuje się jak śmieci, niewolników, społecznych wyrzutków, nie kocha się ich. Tylko czy przed miłością można uciec? Wracając do podobieństw, nie mogło również zabraknąć balu, na którym (jak głoszą plotki) książę ma wybrać sobie narzeczoną. Jak łatwo się domyśleć, macocha oraz jej dwie córki zamierzają się na niego wybrać. Cinder natomiast jest świadoma tego, że nie dane jej będzie się tam pojawić. Jednak los bywa przewrotny i w wyniku pewnych zdarzeń, choć tego początkowo nie chciała, zjawia się na balu. Co jeszcze wydarzyło się w Kopciuszku? A tak! Tam bohaterka gubi szklany pantofelek uciekając z pałacu zanim zegar wybije północ. Cinder również coś gubi… i tak jak Kopciuszek ucieka… Co i dlaczego, tego będziecie musieli dowiedzieć się już sami, a żeby to uczynić, będziecie musieli sięgnąć po „Sagę księżycową. Cinder” autorstwa Marissy Meyer.

Wiecie, co Wam powiem? Jestem urzeczona tą historią! Z zapartym tchem przewracałam kolejne stronice książki, aby dowiedzieć się, co też za chwilę się wydarzy. Nowa odsłona znanej baśni bardzo mi się spodobała. Miałam wrażenie, jakbym na nowo odkrywała znaną mi od dziecka historię. Choć teraz było nieporównywalnie lepiej, niż kiedyś. To już nie urocza i ckliwa opowiastka dla dzieci z jakże cudownym happy endem. Nie, tu mamy do czynienia z prawdziwym życiem, problemami, walką o lepsze jutro. Skrywane sekrety, misternie prowadzone intrygi, widmo wojny, panująca zaraza zbierająca krwawe żniwo, podstęp i zdrada, a gdzieś pomiędzy tym wszystkim rozwijające się uczucie, które połączyło dwoje młodych ludzi. To wszystko odnajdziemy w debiutanckiej powieści Marissy Meyer. To i jeszcze więcej, gdyż nie sposób powiedzieć tu o wszystkim, bez zdradzania szczegółów z historii bohaterów. A jeśli już o nich mowa, to są oni bardzo ciekawie wykreowani przez autorkę. Cinder nie sposób nie polubić, Kai zauroczy każdą nastolatkę (ale nie tylko!), macochę głównej bohaterki znienawidzimy, a samą królową Luny będziemy mieli ochotę własnoręcznie zabić. Bohaterowie nie są płascy, są wielowymiarowi. Każdy znajduje się na swoim miejscu i bezbłędnie odgrywa narzuconą mu rolę.

Jeśli to był debiut literacki, to pani Meyer należy się wielki szacunek za to, co stworzyła. „Saga księżycowa. Cinder” od dziś należy do moich ulubionych powieści oraz wędruje na półkę z książkami, które nigdy nie opuszczą mojej biblioteczki. Do takiej historii aż się chce wracać! Nie sposób przejść obok niej obojętnie. Historia wciąga od samego początku aż do końca. A finał? Jest taki, że będziecie mieli ochotę czym prędzej sięgnąć po kontynuację, którą jest „Saga księżycowa. Scarlet”. Na mnie część druga czeka już na półce. Nie mogę się doczekać chwili, kiedy zaparzę sobie gorącej kawy, usiądę w ulubionym miejscu, otworzę książkę i zatopię się w lekturze. Tymczasem zachęcam Was do sięgnięcia po „Sagę księżycową. Cinder”. Będziecie mi jeszcze dziękować, że Was do tego namówiłam. Gorąco polecam!

Moja ocena: 6/6
Za książkę bardzo dziękuję

0Shares