"Rok na końcu świata" – Renata Adwent – przedpremierowo [recenzja, 175]


Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: premiera 20.03.2013
Ilość stron: 376
Oprawa: redakcyjna, miękka
ISBN: 978-83-722-93-275

„Niech mnie szuka, a jak znajdzie i jak będzie umiał przeżyć ze mną na końcu świata, to będziemy już zawsze razem.” (s. 44)

Rita Antkowicz jest trzydziestolatką. Na co dzień pracuje w sklepie z pamiątkami. Od dwóch lat jest związana z Mikołajem, z którym mieszka. Facet wydaje się być ideałem mężczyzny. Gotuje swej ukochanej pyszne dania, zabiera ją w różne miejsca, stara się jej na każdym kroku pokazywać, że to właśnie Rita jest miłością jego życia. Do tej pory i ona sądziła, że jej partner jest tym jedynym. Jednak coś się w niej z czasem odmieniło. Zaczęła mieć wątpliwości. Obecny związek zaczął ją dusić, potrzebowała przestrzeni. Jakby na zawołanie przyszedł do niej list od notariusza, z którego dowiedziała się, że jej dawno nie widziana ciotka Nina zostawiła jej nieruchomość. Rita wiele się nie zastanawiając spakowała swoje rzeczy i wyprowadziła się od Mikołaja, pozostawiając w skrzynce klucze od mieszkania. Odeszła bez słowa…
Spadkiem okazuje się dom wraz z ogrodem w Bartnicy Nowej. Warunkiem otrzymania go na własność, jest spędzenie w nim roku bez sprzedawania rzeczy tam się znajdujących. Rita zgadza się na te warunki i rusza ku nowemu początkowi gdzieś na końcu świata. Czemu? Aby do niej dojechać wpierw podąża się autobusem, później zamawia taksówkę, a dalej trzeba już iść pieszo.
Jak Rita poradzi sobie w nowym miejscu? Czy mieszkańcy Bartnicy Nowej przyjmą ją do swej wspólnoty? Kto i po co założy Hotel Złamanych Serc? W jakim celu zostanie powołana jednostka Piorun? I najważniejsze – co dalej z Mikołajem?

„Rok na końcu świata” jest debiutancką powieścią pani Renaty Adwent. Historii o poszukiwaniu siebie, własnego miejsca na ziemi było już wiele (np „Ostrożnie z marzeniami” – Maja Kotarska, „Tydzień w zimie” – Marcia Willet, książki pani Katarzyny Michalak). Temat znany i wielokrotnie już wałkowany. Czy zatem dzieło pani Adwent zdołało wybić się spośród innych?

„A przecież nie da się żyć bez dokonywania wyborów. Ich unikanie też jest wyborem i to najgorszym z możliwych.” (s. 195)

Historię poznajemy dzięki narracji pierwszoosobowej głównej bohaterki. Książka podzielona jest na cztery główne części (jesień, zima, wiosna, lato) oraz dwie mniejsze (preludium, epilog). Tak jak zmienia się przyroda w ciągu kolejnych pór roku, tak i następowała wewnętrzna przemiana w Ricie. Zanim przybyła do nowego domu, cechował ją chroniczny brak wiary w siebie. Niechętnie podejmowała ryzyko, a jeśli już do tego doszło, uciekała w ostatniej chwili wycofując się tym samym z odpowiedzialności. Codzienne obowiązki na gospodarce, jak i aktywne uczestnictwo w życiu wioski, powoli pozwoliły bohaterce uporać się z własnymi demonami. Krok po kroku odkrywała siebie i to, czego tak naprawdę pragnie od życia.

Miłość jest tematem przewodnim całej powieści. Zarówno ta szczęśliwa, jak i niespełniona. Wszystkie jej oblicza poznajemy dzięki historiom poszczególnych bohaterów występujących w powieści. Jedni czekają na ukochaną osobę łudząc się, że miłość sama do nich przyjdzie, że ich odnajdzie choćby i na końcu świata. Drudzy trwają u boku partnera mimo jego słabości, wielu wad, które skutecznie ochładzają relacje między nimi. Jeszcze inni tkwią w toksycznym związku, w którym króluje przemoc zarówno fizyczna, jak i psychiczna. Wszystko to w imię czego? Miłości. To największa siła, która może dać wiele szczęścia, ale potrafi również doszczętnie zniszczyć człowieka.

„Szukam czegoś, czego nie ma, czekam na coś, czego już nie będzie! W efekcie jestem sama.” (s. 278)

Co mi w książce nie pasowało? Do szewskiej pasji doprowadzała mnie główna bohaterka. Dlaczego? Denerwowało mnie jej podejście do miłości jako takiej. Odchodząc bez słowa od mężczyzny, który zrobiłby dla niej wszystko, jawiła mi się jako totalnie nieodpowiedzialna osoba. Rozkapryszona i niedojrzała. Nagle odkrywa w sobie, że coś nie gra i zamiast usiąść i porozmawiać o tym ze swoim partnerem, pakuje manatki i wynosi się z ich domu bez słowa. A potem co? Siedzi w chacie w zabitej dechami wiosce i tęskni, przez cały czas wyglądając swego księcia z bajki (Mikołaja), który odnajdzie ją w tym miejscu, aby mogli być już na zawsze razem. Momentami miałam po prostu ochotę nią porządnie potrząsnąć, żeby w końcu przejrzała na oczy i przestała zachowywać się w tak idiotyczny sposób.
„Rok na końcu świata” Renaty Adwent jest typową obyczajówką. Po skończonej lekturze nie znalazłam tu  niczego, czego nie byłoby już w innych powieściach tego typu. Ot historia o poszukiwaniu siebie, własnego miejsca na ziemi i tyle. Bohaterów w książce jest całkiem sporo i są dość różnorodni. Jednakże do żadnego z nich nie zdołałam zapałać jakąś większą sympatią czy antypatią. Fajnie się czytało o ich perypetiach, ale na dłuższą metę są dość zwyczajni, niczym szczególnym nie wyróżniający się. Czy zatem warto sięgnąć po tę książkę? Sądzę, że osobom lubującym się w tego typu historiach książka pani Adwent mogłaby się spodobać. Jest dobrze napisana, czyta się dość szybko, zatem może umilić te kilka wolnych godzin. Jednak jeśli szukacie czegoś wyjątkowego, to tu tego nie znajdziecie – ot zwykłe czytadło, jakich wiele.
Moja ocena: 4/6
za książkę dziękuję

0Shares