Recenzja: „Collide” – Gail McHugh

Każda książka, po którą sięgamy, w mniejszym bądź większym stopniu na nas oddziałuje. Czytane historie poruszają nas do głębi wywołując lawinę wzruszeń, a nawet zwilgotnienie oczu („Nie oddam dzieci!” Katarzyna Michalak). Potrafią też nas rozśmieszać i poprawić nastrój po ciężkim dniu („Zaplątani” Emma Chase). Bywają niestety i takie, o których pragniemy czym prędzej zapomnieć, gdyż obcowanie z nimi było dla nas czytelniczą torturą („Dotyk Crossa” Sylvia Day). A jak to było w przypadku „Collide” Gail McHugh?

Główną bohaterką powieści jest dwudziestokilkuletnia Emily, która po stracie matki przeprowadza się do Nowego Yorku, by zamieszkać u swojej najlepszej przyjaciółki Olivii, a zarazem być blisko swojego chłopaka Dillona. Chce zacząć wszystko od nowa u boku tych, którzy są bliscy jej sercu. Poważnie myśli o związaniu swojej przyszłości z Dillonem, do którego, prócz miłości, czuje wdzięczność za to, że był przy niej w tym trudnym okresie jej życia, kiedy zmuszona była patrzeć, jak odchodzi jej matka.

I wówczas na horyzoncie pojawia się Gavin… Wystarczyło krótkie spotkanie, by świat Emily dosłownie przewrócił się do góry nogami. Zresztą nie tylko jej, bo i on nie potrafi o niej zapomnieć. Oboje czują, że coś ich łączy, jakaś silna więź, która nieubłaganie ich do siebie przyciąga, coraz mocniej i mocniej… I choć usilnie starają się z tym walczyć, jest im coraz trudniej trzymać się od siebie z daleka. Mają jednak świadomość istnienia Dillona – jego związku z Emily oraz faktu, że on i Gavin są przyjaciółmi.

Tymczasem chłopak Emily z dnia na dzień coraz bardziej się zmienia przestając przypominać tego, w którym dziewczyna swego czasu się zakochała. Pokazuje swoje prawdziwe, mroczne oblicze, a w Emily uderzają wspomnienia z przeszłości, o których pragnęła zapomnieć.

Debiutancka powieść Gail McHugh niezaprzeczalnie podbiła me serce. Historia trójkąta Gavin – Emily – Dillon z całą pewnością warta jest poznania, wierzcie mi. To prawdziwy uczuciowy rollercoaster! Nie dość, że sama historia jest interesująca i intrygująca, to jeszcze została opowiedziana w taki sposób, że trudno było mi oderwać się od powieści. Jeśli do tego dodamy świetną kreację bohaterów, to aż wierzyć się nie chce, że to literacki debiut autorki.

Gail MgHugh umiejętnie gra na uczuciach czytelnika. W jednej chwili się wzruszałam, w innej umierałam z pragnienia przeżycia czegoś choć w części tak emocjonalnego, jak relacja Emily – Gavin (utonęłam w błękicie oczu Gavina i całkowicie uległam jego chłopięcemu urokowi), by w następnej ciskać gromy i zaciskać pięści, kiedy na horyzoncie pojawiał się Dillon.

Historia ta to dowód na to, jak wielki wpływ na jednostkę ludzką mają wydarzenia z przeszłości, do czego doprowadzić może zwykła wdzięczność oraz jak bardzo niebezpieczna i zgubna potrafi być umiejętność manipulacji w rękach odpowiedniego człowieka. To opowieść o tym, że miłość bywa trudna, pełna przeszkód, bólu i cierpienia. Nie zawsze bowiem wystarczy powiedzieć drugiej osobie „kocham cię”, by nagle wszystko zaczęło się układać, a przyszłość jawiła się w kolorowych barwach. Miłość to walka, która wymaga wielu poświęceń i nie jednej ofiary po drodze. Spala i niszczy. Łamie serca na drobne kawałeczki…

Czy jest więc sens w ogóle kochać? Odpowiedź znajdziecie na kartach „Collide”, powieści, którą wam gorąco polecam.

Moja ocena: 6/6

Tytuł oryginalny: Collide
Tłumaczenie: Anna Dorota Kamińska
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: premiera 17.06.2015
Cykl: Collide, tom 1
Oprawa: miękka ze skrzydekami
Liczba stron: 368
ISBN: 978-83-287-0006-2

48Shares