PRZEDPREMIEROWO: „Piękny dzień” – Elin Hilderbrand (recenzja 479)

Elin Hilderbrand w swej powieści „Piękny dzień” opowiada o losach dwóch rodów – Charmichael’ów oraz Grahamów. Obie rodziny przybyły na piękną wyspę Nantucket, aby uczestniczyć w przygotowaniach do ślubu Jenny Charmichael i Stuarta Grahama mającego odbyć się już za kilka dni. Jenna, jak każda młoda kobieta, od zawsze marzyła o tym dniu. Wyobrażała sobie, jak będzie wyglądał i była pewna, że zapamięta go do końca życia. Nie mogła jednak przewidzieć jednego – że jej ukochana matka nie dożyje chwili, w której najmłodsza z rodu stanie na ślubnym kobiercu, aby złożyć małżeńską przysięgę wybrankowi swego serca. Beth Charmichael przed siedmioma laty przegrała walkę z rakiem, jednak nie pozostawiła Jenny zupełnie bez wsparcia. W ostatnich miesiącach swojego życia pisała dla niej Notatnik. Zawarła w nim mnóstwo wskazówek i sugestii, które pod jej nieobecność miały pomóc córce przygotować się do tego najważniejszego i najpiękniejszego dnia. Nic więc dziwnego, że stał się on dla Jenny drogocennym skarbem, głosem matki z zaświatów. Beth zaplanowała dosłownie wszystko i to w najdrobniejszych szczegółach, a jej córka postanowiła zrealizować wizję zmarłej matki. Wkrótce jednak okazuje się, że nie wszystko idzie zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Obecność członków obu rodzin i zaproszonych gości pod jednym dachem wywołuje mnóstwo emocji oraz staje się zaczątkiem konfliktów, które z czasem nabierają coraz większych rozmiarów. Na jaw wychodzą od dawna skrywane tajemnice, rodzą się niesnaski, odżywają złe wspomnienia i na nowo otwierają się zabliźnione w przeszłości rany. Jakby tego było mało, dzięki „życzliwości” pewnej osoby światło dzienne ujrzy coś, co Stuart Graham zataił przed swoją narzeczoną. Ich miłość zostanie poddana prawdziwej próbie, a ślub stanie pod jednym wielkim znakiem zapytania…

„Piękny dzień” to opowieść, która ukazuje różne oblicza miłości. Jest w niej mowa o tęsknocie za ukochaną osobą, która odchodząc z tego świata pozostawiła po sobie wielką pustkę, której reszta członków rodziny nie potrafi niczym wypełnić. Śmierć Beth wpłynęła na całą rodzinę Charmichael’ów. Była ona dla nich tak ważna i tak bardzo przez nich kochana, że nawet po swej śmierci nadal obecna jest w ich życiu. Jej mąż Douglas co prawda ułożył sobie na nowo życie u boku Pauline, jednak teraz czuje, że czegoś w jego małżeństwie jednak brakuje. Czas spędzony na Nantucet staje się dla niego okazją ku temu, aby zastanowić się nad tym, co czuje do kobiety, którą poślubił po śmierci Beth. Czy nadal ją kocha? Czy ich związek ma przyszłość? Śmierć Beth mocno wpłynęła również na życie starszej siostry Jenny, Margot. To na niej spoczął obowiązek zaopiekowania się młodszą siostrzyczką, zwłaszcza że obiecała to ich umierającej matce. I robi wszystko, co może, aby nie zawieść zmarłej, choć sama nie ma łatwego życia. Przestała wierzyć w miłość po tym, jak odszedł od niej mąż zostawiając ją samą z trójką dzieci. Na dodatek wplątała się w toksyczny związek z nieodpowiednim mężczyzną łudząc się, że ma on jakąś przyszłość. Przez pryzmat swoich złych doświadczeń spogląda na radość Jenny z lekkim politowaniem. Choć chce dla niej jak najlepiej, nie potrafi pozbyć się przeczucia, że już niedługo Jennę czeka jedno wielkie rozczarowanie. Czy ma rację? Czy na tym świecie nie ma już prawdziwej miłości? W powieści poznajemy bliżej również rodziców Stuarta, a zwłaszcza jego matkę Ann. Przed dwudziestoma laty jej mąż miał romans, owocem którego jest przyrodni brat pana młodego. Choć kobieta wybaczyła ojcu swoich dzieci zdradę i przyjęła go z powrotem, nadal mocno przeżywa zadany jej przed laty ogromny ból. Nie opuszcza jej obawa, że któregoś dnia jej mąż postanowi jednak od niej odejść, zostawi ją ponownie samą, cierpiącą i ze złamanym sercem, którego tym razem już nic nie uleczy. Czy ma powody do niepokoju? Czy jej małżeństwo z Jimem Grahamem faktycznie dobiegnie końca? Wszystko wyjaśni się w ciągu tych kilku dni spędzonych na malowniczej, przepięknej wyspie Nantucet…

Elin Hilderbrand oddała do rąk Czytelników powieść, którą mogłoby napisać samo życie. Wszystko to, o czym opowiada, mogłoby przydarzyć się każdemu z nas. To historia udowadniająca, że nie wszystko w naszym życiu toczy się tak, jakbyśmy tego chcieli. Marzenia są piękne i z pewnością warto marzyć, jednak rzeczywistość bardzo często pisze własny scenariusz, który niekoniecznie zgadza się z naszymi wyobrażeniami. Life is brutal – jak często słyszy się z ust innych ludzi. I to jest niestety prawda. „Piękny dzień” to nie tylko opowieść o różnych obliczach miłości, ale również o zaufaniu, wierności, szacunku względem drugiego człowieka, pragnieniach i rozwianych nadziejach, wieloletnich przyjaźniach poddanych ciężkiej próbie i stawianych pod znakiem zapytania. To historia, która mogłaby wydarzyć się naprawdę. Jestem pewna, że stanie się bliska każdemu z Was, bowiem znajdziecie w niej elementy własnego życia, poczujecie tę szczególną więź łączącą Was z bohaterami powieści.

Moja ocena: 5/6

Między Słowami

Tytuł oryginalny: Beautiful Day
Tłumaczenie: Lucyna Wierzbowska
Wydawnictwo: Między Słowami
Rok wydania: premiera 5 czerwiec 2014
Oprawa: miękka
Liczba stron: 464
ISBN: 978-83-240-2540-4

Zdjęcie wykonane aparatem Nikon Coolpix S800C dzięki uprzejmości Nikon Polska.

5Shares