„Pruska zagadka” – Piotr Schmandt

„Niespieszna akcja, niezwykła atmosfera prowincjonalnego miasteczka, intrygujący detektyw, wykreowany w najlepszym stylu – oto zalety powieści Schmandta, które każdy czytelnik kryminałów będzie długo i z satysfakcją smakował”. – Zbrodnia w Bibliotece

Na dobrą sprawę powyższe słowa powinny wystarczyć, by przekonać was, iż warto sięgnąć po „Pruską zagadkę”. Zawierają bowiem one kwintesencję tego, co sama mam na jej temat wam do powiedzenia. Ze swojej strony dodałabym jeszcze niecodzienną, makabryczną zbrodnię. Ale po kolei.

Pkt 1 – niespieszna akcja.

Zdaję sobie sprawę, że dla wielu czytelników ów element stanowić może nie lada problem, a często nawet przeważyć na niekorzyść powieści. Zazwyczaj lubimy, jak dzieje się dużo, może niekoniecznie w trybie „na łeb na szyję”, no ale żeby jednak akcja rozwijała się w miarę żywo, najlepiej z narastającym w trakcie lektury napięciem. U Schmandta tak nie jest. Tempo posuwania się historii naprzód jest niespieszne, momentami nawet ospałe. Czy działa to na niekorzyść jego dzieła? Wręcz przeciwnie! Pozwala nam to bliżej poznać miasteczko i jego mieszkańców – ich obyczaje, wierzenia i stosunek do obowiązującego prawa. Dostrzegamy dzięki temu panujące wokół uwielbienie Najjaśniejszego Pana, cesarza Wilhelma II, a także niechęć do Żydów oraz wiary innej niż ta spod znaku Marcina Lutra, czy Polaków i polskości. Autor z plastycznością konstruuje wizerunki nie tylko ludzi, ale też krajobrazów. Gdyby akcja toczyła się szybciej, na wszystkie te kwestie nie byłoby po prostu ani miejsca, ani czasu – przez co powieść wiele by straciła.

Pkt 2 – niezwykła atmosfera prowincjonalnego miasteczka.

Wejherowo było dotąd sennym, spokojnym, hermetycznym miasteczkiem, w którym każdy każdego znał (przynajmniej w widzenia).

„Ład rządzący mikroświatem Wejherowa warunkowany był cyklicznością. Rok kościelny, wybory do parlamentu i lokalnych instytucji, niedzielne odwiedziny u krewnych, hierarchia społeczna ustalona w niepamiętnych czasach, wszystko to sprawiało, że mieszkaniec miasta czuł się bezpiecznie. Wiedział, co przyniesie następny dzień, wiedział, że nie spotka go ani wielkie szczęście, ani wielka rozpacz. Od chrzcin, poprzez dzieciństwo, młodość i wiek średni mieszkaniec Wejherowa zmierzał na cmentarz, gdzie miał oczekiwać na zmartwychwstanie ciała.”

Makabryczne znalezisko – odkrycie poćwiartowanych fragmentów ciała osiemnastoletniego gimnazjalisty Johanna Wendersa – zburzyło ów ład.

„Wejherowem wstrząsnął monstrualnych rozmiarów zbiorowy dreszcz przerażenia. Zgroza mieszała się w umysłach mieszkańców miasteczka z rozkoszą płynącą z poczucia odmiany sennego do tej pory życia. Domysły i plotki przetaczały się przez ulice i domostwa szeroką falą i, jak kapryśne strumyki, zmieniały nurt, doznawały metamorfoz, drążyły nowe koleiny.”

„Dziwaczność zbrodni przytłoczyła miasteczko. Bezradna policja przestała wzbudzać szacunek i zaufanie. Potem sprawy potoczyły się szybko. Gniew zamienił się w strach, rosło przeświadczenie, że szaleniec może zaatakować raz jeszcze.”

Atmosfera panująca w miasteczku jest doprawdy niezwykła, wręcz namacalna. Z jednej strony widzimy zmieniające się nastroje wśród wejherowian w zależności od tego, na jakim etapie znajduje się prowadzone przez policję śledztwo. M.in wzrastającą wrogość w stosunku do mniejszości religijnych czy agresję względem przesłuchiwania praworządnych obywateli miasteczka, którzy w oczach innych członków społeczeństwa nie zasłużyli sobie na takie traktowanie. Jednocześnie jesteśmy świadkami panującej w miasteczku pobożności (zarówno ewangelików czy katolików), uprzejmości w stosunku do gości czy uszanowania przedstawicieli prawa. Przemierzając uliczki Wejherowa u boku głównego bohatera ma się wrażenie, jakby faktycznie samemu się tam było, oddychało tym samym powietrzem, co on, przyglądało spacerującym przechodniom, zaglądało wraz z nim w mijane witryny sklepów na Rynku, przysiadało obok pomnika Wilhelma II czy wędrowało kalwaryjskimi dróżkami.

Pkt 3 – intrygujący detektyw, wykreowany w najlepszym stylu.

„Nie narodził się jeszcze człowiek, który wygrałby z Ignazem Braunem.”

Dawno już nie spotkałam tak barwnego bohatera, jak berliński inspektor Wydziału Zabójstw, Ignaz Braun. Z jednej strony jest człowiekiem niezwykle uprzejmym, o nienagannych manierach, przykładającym uwagę do swojego wyglądu (nie mylić z pedantem!), z drugiej zaś odznaczającym się zjadliwym humorem, nie pozbawionym sarkazmu. Ludzie łamiący prawo nie są w stanie go przestraszyć, jednak w towarzystwie kobiet staje się nieśmiały i nie do końca nie wie, jak powinien się zachować. Jest zdyscyplinowany, uporządkowany i dba o higienę psychiczną. Docenia dobrą kuchnię, nie należy do miłośników alkoholi (czego nie można powiedzieć o komisarzu wejherowskiej policji…) i uwielbia wymyślać aforyzmy. Ze względu na swoje korzenie częstokroć czuje się rozdarty.

„Widzi pani, jestem w połowie Polakiem i często miewam z tego powodu rozterki. Sam nie wiem, kim właściwie powinienem być. (…) Nie mówię o swoich rozterkach głośno, bo przecież w stołecznym Wydziale Zabójstw nie wypada być Polakiem.”

Nie przyjmuje niczego za pewnik i ma własne zdanie na temat niektórych poczynań władz. Śledztwo prowadzi niezwykle drobiazgowo, zwracając uwagę nawet na mało znaczące jego elementy – bo a nuż okaże się, że diabeł tkwi w szczegółach. Jego finał zaś przeprowadza w iście mistrzowski sposób – niczym Agatha Christie na kartach swoich powieści.

Oprócz tego, że jest doskonałym śledczym, o czym świadczą nie tylko jego dotychczasowe osiągnięcia zawodowe, ale też nasze własne przekonanie o tym w miarę posuwania się historii naprzód, jest też człowiekiem bardzo wrażliwym – o czym mamy okazję przekonać się dzięki wątkowi związanemu z pewną damą spotkaną w przedziale pociągu, którym przybywa do Wejherowa. Biorąc do ręki „Pruską zagadkę” nie spodziewałam się, że postać głównego bohatera tak bardzo przypadnie mi do gustu. Ani trochę nie przerysowany, człowiek z krwi i kości, którego po prostu nie da się nie lubić.

Pkt 4 – niecodzienna, makabryczna zbrodnia. 

– Czy zabił pan Johanna Wendersa?
– Kogo? (…)
– Johanna Wendersa. Gimnazjalistę, lat osiemnaście, syna Johannesa i Irmgardy Wendersów. Znajdowanego fragmentarycznie w ciągu ostatnich paru tygodni w postaci nadającej się do sprzedaży w sklepie mięsnym dla ludożerców gwinejskich.

Wydarzenie to okazało się być tak niespotykane, że wstrząsnęło mieszkańcami nie tylko Wejherowa, ale wręcz całych Niemiec. Nie co dzień ludzie znajdowani są w końcu w kawałkach, dlatego też nie dziwi, że sprawa ta stała się prawdziwą sensacją i doprowadziła do decyzji, by do jej rozwiązania wysłać jednego z najlepszych detektywów stołecznego Wydziału Zabójstw. A przed nim nie lada wyzwanie – odkrycie prawdy, kto stoi za śmiercią młodego Wendersa. Czy mord ów miał charakter rytualny? Może chodziło o zemstę za zbałamucenie córki miejscowego rzeźnika? A może o coś zupełnie innego?

Odpowiedź znajdziecie na kartach „Pruskiej zagadki”, pierwszego tomu serii „Sprawy inspektora Brauna” autorstwa Piotra Schmandta. Wierzcie mi – naprawdę warto sięgnąć po tę książkę.

Moja ocena: 6/6

Wydawnictwo: Oficynka
Rok wydania: 2014
Seria: Sprawy inspektora Brauna, tom 1
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 584
ISBN: 978-83-64307-11-9

Oficynka

8Shares