"Prawdziwe Morderstwa" – Charlaine Harris [recenzja, 177]

Tytuł oryginalny: Real Murders
Tłumaczenie: Martyna Plisenko
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2012
Seria: Aurora Teagarden, tom 1
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 284
ISBN: 978-83-7674-182-6

Pisarka z takim dorobkiem jak Charlaine Harris z pewnością nie jest Wam obca. Publikuje od ponad trzydziestu lat. Rozpoczęła od poezji, później były sztuki teatralne, a dopiero na samym końcu postanowiła zabrać się za pisanie powieści. Największy rozgłos przyniosła jej seria o kelnerce Sookie Stackhouse, potrafiącej czytać w myślach, na podstawie której został nakręcony serial „True Blood” („Czysta krew”). Do tej pory nie miałam okazji zapoznać się z twórczością autorki, jednak obejrzałam kilka sezonów wspomnianego serialu. I nie powiem. Bardzo go polubiłam i chętnie oglądałam, jeśli miałam ku temu okazję. Kiedy pojawiła się możliwość zrecenzowania pierwszego tomu przygód Aurory Teagarden rozpoczynającego cykl o tym samym tytule, długo się nie wahałam i poprosiłam współpracujące ze mną wydawnictwo o podesłanie książki do recenzji. Skoro przypadł mi do gustu serial na podstawie jej powieści, to czy tak samo było i z książką „Prawdziwe Morderstwa” ?

Aurora Teagarden jest energiczną, dobiegającą trzydziestki kobietą. Na co dzień bibliotekarka, po godzinach pracy jedna z członkiń klubu zwanego Prawdziwe Morderstwa. Czym się zajmują podczas swoich spotkań? Raz w miesiącu spotykają się, aby omówić konkretne morderstwo, które wydarzyło się w przeszłości. Śledzą dokładnie przebieg zabójstwa, przyglądają się poczynaniom funkcjonariuszy prawa, a jeśli sprawa nie została wyjaśniona, sami starają się dociec prawdy.
W dniu, kiedy to Aurora miała przedstawiać sprawę Wallace’a, znajduje ona w kuchni, przyległej do salki ich spotkań, ciało Mamie Wright, jednej z członkiń klubu Prawdziwych Morderstw. Zastanawiające jest to, że zginęła ona w identyczny sposób, jak Julia Wallace, o której zabójstwo podejrzewano jej męża lata temu. Ktoś starannie się przygotował, aby zaimprowizować miejsce zbrodni. Kto za tym stoi? I dlaczego to robi? Sprawę trzeba rozwiązać możliwie szybko, bowiem zaczynają ginąć kolejni członkowie Prawdziwych Morderstw.

Historię poznajemy dzięki narracji pierwszoosobowej Aurory. Ta młoda bibliotekarka odznacza się błyskotliwym umysłem oraz niespotykaną intuicją. Za każdym razem jest o krok przed policją w odkrywaniu kolejnych śladów prowadzących do rozwiązania. Pomocą służy jej jeden z członków Prawdziwych Morderstw, a zarazem policjant, Arthur Smith. Może liczyć również na wsparcie nowego sąsiada, powieściopisarza Robina Crusoe. Obaj panowie, oprócz chęci wsparcia głównej bohaterki w prywatnym śledztwie, zdają się być zainteresowani nią, jako kobietą. Co jest dla Aurory dość osobliwe, gdyż do tej pory nie miała szczęścia w miłości.

Prosty język, jakim zostały napisane „Prawdziwe Morderstwa”, sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko i bez żadnych problemów. Sama akcja toczy się dość wolno. Zabrakło mi w powieści jakichś większych emocji, budowanego stopniowo stanu napięcia. Kolejne morderstwa opisywane są w sposób taki, jakbyśmy czytali krótkie notki prasowe gdzieś na ostatnich stronach gazet. Wyzute z emocji, bez podawania większych szczegółów. Ot tak, byle było i już. To samo tyczy się bohaterów występujących w powieści. Aurora jawi nam się jako nie zła plotkara, potrafiąca powiedzieć o każdym mieszkańcu jej miasteczka kim jest, co robi, z kim się spotyka itp itd. Jednak są to tak powierzchowne informacje, że nie jesteśmy w stanie żadnej z postaci tak naprawdę lepiej poznać. Tak, tak. Nawet o samej Aurorze jestem w stanie powiedzieć to samo. Przez całą książkę nie zdołałam poznać jej na tyle, żeby stwierdzić, czy ją lubię, czy też i nie.

Książka nie jest zła. Przyjemnie się ją czyta. Jednak jest w niej trochę niedociągnięć. Gdyby wszystko to, o czym napisałam powyżej, zostało przez autorkę bardziej dopracowane, wówczas mogłabym rzec, że „Prawdziwe Morderstwa” są dobrą lekturą. Jednak tych potknięć trochę było, zatem nie mogę ocenić jej wyżej, niż na ocenę przeciętną. Dla zainteresowanych dziełem pani Harris informuję, że na naszym rynku ukazała się druga część przygód ciekawskiej bibliotekarki pt. „Kości niezgody”. Czy sama po nią sięgnę? Sądzę, że tak. Jestem ciekawa dalszych przygód Aurory oraz tego, czy kolejny tom został bardziej dopracowany przez panią Harris.

Moja ocena: 3/6
Za książkę dziękuję

0Shares