"Pocałunek Gwen Frost" – Jennifer Estep [recenzja, 204]

Tytuł oryginalny: Kiss of Frost
Tłumaczenie: Anna Rajkowska
Wydawnictwo: Dreams
Rok wydania: 2013
Seria: Akademia Mitu, tom 2
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 304
ISBN: 978-83-63579-20-3

Po tym, co się wydarzyło w bibliotece antycznej, kiedy to Gwen omal nie zginęła z rąk Jasmine Ashton, dziewczyna musi jeszcze bardziej na siebie uważać. Stała się bowiem celem numer jeden dla żniwiarzy, którzy nie spoczną, dopóki nie zemszczą się za śmierć Jasmine, która była jedną z czcicielek Lokiego – boga wszelkiego zła i chaosu. Aby zwiększyć szansę na przeżycie, Gwen musi uczęszczać dzień w dzień na treningi sztuk walki prowadzone przez jednego ze Spartan. Wybór trenera nie był przypadkowy, bowiem Spartanie słyną z tego, że są niezwykłymi wojownikami. Jednakże na jej nieszczęście trenować miał ją nie kto inny tylko Logan Quinn. Na początku roku odtrącił on Gwen łamiąc jej tym samym serce. Dziewczyna cały czas próbuje pozbierać się po tamtym ciosie, jednak nie wychodzi jej to najlepiej. Zwłaszcza, kiedy widzi Logana w objęciach innej…
Tymczasem zbliża się coroczny festyn zimowy organizowany w kurorcie narciarskim w Powder. Gwen, dzięki namowom swej najbliższej przyjaciółki Daphne, ostatecznie zgadza się pojechać tam z resztą uczniów Akademii Mitu. Liczy na to, że być może zdoła poznać tam kogoś, kto pozwoliłby jej uleczyć zbolałe serce z beznadziejnej miłości do Logana. Na jej drodze staje czarujący Preston, który szybko zawraca w głowie naszej bohaterki. Czy dzięki nowej znajomości Gwen zdoła zapomnieć o Loganie?
Jednakże nawet tutaj, z dala od Akademii Mitu, Gwen nie może czuć się bezpiecznie. Ktoś bezsprzecznie czyha na życie dziewczyny. Czyżby żniwiarze podążyli za nią aż do kurortu?

Po poprzedni tom serii autorstwa Jennifer Estep, tj „Dotyk Gwen Frost”, sięgnęłam z wielkim podekscytowaniem i nadzieją na fascynującą przygodę. Opis na okładce dawał powody ku temu, by sądzić, iż lektura powinna przypaść mi do gustu. Zaczęłam czytać i niestety moje nadzieje popękały niczym bańki mydlane porwane przez silniejszy wiatr. Rozczarowałam się niemiłosiernie. Denerwowała mnie główna bohaterka, zwłaszcza jej niedojrzałość. Irytowało mnie podobieństwo do cyklu „Dom Nocy” autorstwa pań P.C. Cast i Kristin Cast. Do tego te liczne powtórzenia w tekście… Wszystko to sprawiło, że niestety pierwsza część otrzymała ode mnie dość niskie końcowe noty. Być może postawiłam wówczas książce zbyt wysoką poprzeczkę, której niestety nie udało jej się osiągnąć. No nic. Było minęło, czasu nie cofniemy.
Po zakończonej lekturze zastanawiałam się, czy warto sięgnąć po kontynuację. Czy aby jest sens marnować swój jakże cenny czas na kolejny tom. Nikt nie dawał mi przecież gwarancji, że drugi tom okaże się lepszy od poprzedniego. Jednakże ciekawość, jak dalej potoczą się losy Gwen oraz jej przyjaciół, a także niedoszły związek z Loganem, przeważyła i postanowiłam przeczytać „Pocałunek Gwen Frost”. Po cichu modliłam się o to, żebym znów się nie rozczarowała.

„Dotyk Gwen Frost”, jak wspominałam, doprowadził mnie do szewskiej pasji. A kontynuacja… okazała się strzałem w dziesiątkę! Nie wiem, jakim cudem udało się to autorce, ale tym razem zupełnie inaczej odebrałam lekturę. Wciągnęła mnie od samego początku do samego końca. Z zainteresowaniem śledziłam dwa główne wątki w powieści. Pierwszy dotyczący kolejnych prób zgładzenia Gwen. Oraz drugi – wątek miłosny. Tym razem jest on nieco bardziej rozbudowany niż w poprzedniej części. Oprócz Logana na horyzoncie pojawia się Preston, ale i jeden z kolegów Spartanina, Oliwier, nie mało namiesza w głowie Gwen w kwestii miłości. Logan cały czas skrywa przed główną bohaterką jakąś straszną tajemnicę ze swojej przeszłości, która wg niego staje na przeszkodzie, aby mogli być ze sobą szczęśliwi. Preston wydaje się być chłopakiem bez skazy, chodzącym ideałem. A Oliwier? To już zupełnie inna bajka. Jak będą rozwijały się relacje z poszczególnymi chłopcami? Tego zdradzić Wam niestety nie mogę. Wystarczy jak powiem, że są całkiem ciekawie przedstawione.
W powieści pojawia się też nowy potwór. W pierwszym tomie nasza Cyganka musiała zmierzyć się z grasownikiem nemejskim, który prawie pozbawił ją życia. Tutaj pojawia się stwór o nazwie fenrir, który jest nie mniej groźny niż poprzedni przeciwnik dziewczyny.
Jeśli mowa o nowościach, to również dotyczą one głównej bohaterki, a dokładniej jej umiejętności. W tej części poznajemy kolejną odsłonę jej wyjątkowego daru, jakim jest psychometria (magia dotyku). Gwen przekona się, że swoją moc może wykorzystywać w bardziej praktyczny sposób, niż tylko w celu poszukiwania zagubionych przez innych rzeczy.

Jeśli chodzi o wydanie książki, to za każdym razem zachwycam się wydawanymi przez wydawnictwo Dreams tytułami. Nie inaczej było w przypadku „Pocałunku Gwen Frost”. Okładka mieni się brokatem połyskującym z paznokci oraz ust bohaterki widocznej na froncie książki. Przyjemnej wielkości czcionka oraz zastosowana interlinia stanowczo ułatwiają czytanie. Kolejne strony pochłaniałam w ekspresowym tempie. Nienawidzę, kiedy historie napisane są drobną czcionką, zbyt ciasną, która tylko aby męczy mi oczy podczas lektury. Dlatego też sposób wydawania powieści przez wydawnictwo Dreams sprawia, że lektura jest dla mnie czystą przyjemnością – za co jestem im bardzo wdzięczna.

Cieszę się, że sięgnęłam po kontynuację „Dotyku Gwen Frost”. Moje wcześniejsze obawy dotyczące kolejnego tomu, dalszych losów głównej bohaterki, na całe szczęście okazały się bezpodstawne. Może nie tyle zachwyciła mnie ta historia, ile była po prostu bardzo dobra. Z pewnością była to o wiele przyjemniejsza lektura, niż poprzedni tom. Tym razem nie napotkałam sytuacji, które zirytowały by mnie na tyle, aby później dać temu wyraz w recenzji. Widać, że autorka idzie w dobrą stronę, że się rozwija. Mam nadzieję, że kolejna część utrzyma poziom i spodoba mi się równie mocno, jak „Pocałunek Gwen Frost”. Zatem pozostaje pytanie – czy warto sięgnąć po tę książkę? Oczywiście że tak. Osobiście nie żałuję ani chwili spędzonej przy lekturze. Swoją drogą przeczytałam tę część w ciągu jednego popołudnia – tak bardzo mnie wciągnęła. Czy muszę jeszcze coś dodawać, aby Was przekonać do lektury?

Moja ocena: 5/6
Tekst stanowi oficjalną recenzję dla portalu Secretum
któremu bardzo dziękuję za książkę
i na którym również pojawiła się powyższa recenzja (klik)

0Shares