„Pasażer 23” – Sebastian Fitzek

Choć zamierzeniem autora oddającego w ręce czytelnika swą powieść zatytułowaną „Pasażer 23” w żadnym wypadku nie było zrażenie go przed odbywaniem wycieczek dalekomorskich na pokładzie statków pasażerskich, to jednak teraz, będąc po lekturze książki, zupełnie inaczej będę je postrzegała i jeśli kiedykolwiek zdecyduję się odbyć taką podróż z pewnością będę odczuwała pewien niepokój związany z zapamiętanymi scenami rozgrywającymi się w powieści oraz z przytoczonymi w niej faktami, z których zwłaszcza jeden jest nie do podważenia, a mianowicie taki, że tego typu miejsca są najlepsze dla popełnienia samobójstwa, bądź pozbycia się ciała tuż po dokonanym morderstwie.

Sebastian Fitzek zabiera nas na pokład Sułtana Mórz, dalekomorskiego statku pasażerskiego, na którym przed pięciu laty Martin Schwartz stracił żonę oraz ukochanego syna. Od tamtego czasu Martinowi nie zależy już na niczym, ani na nikim. Dlatego też nie waha się brać udział w jednych z najbardziej niebezpiecznych akcji policyjnych, w których stawką mogłoby być jego własne życie.

Po jednej z takich misji otrzymuje telefon od jednego z pasażerów Sułtana Mórz, który chce się z nim jak najszybciej zobaczyć, gdyż posiada informacje, które z całą pewnością go zainteresują. Kiedy dociera na miejsce okazuje się, że niedawno na pokładzie statku nieoczekiwanie pojawił się ktoś, kto zgodnie z oficjalnymi informacjami powinien od dawna nie żyć. Jakby tego było mało ten ktoś miał przy sobie zabawkę, z którą przed laty nie rozstawał się syn Martina… Pytanie nasuwa się samo – skąd?

Moje pierwsze spotkanie z prozą autora uważam za nader udane. Nie wiem, czy faktycznie jest to najbardziej przerażający thriller psychologiczny od czasu „Milczenia owiec” Thomasa Harrisa (o czym usilnie stara się przekonać nas okładka powieści), książki wydanej blisko trzydzieści lat temu, której ani nie czytałam, ani ekranizacji nie widziałam. Pewna jestem, że od tamtego czasu napisano przynajmniej jedną powieść dorównującą dziełu Harrisa, a słowa widniejące na okładce „Pasażera 23” zostały na niej umieszczone jedynie w celach czysto marketingowych, aby przyciągnąć uwagę czytelnika do tej pozycji. Zgodzę się jednak z częścią tego zapewnienia, a mianowicie z tym, iż historia w niej opisana jest naprawdę przerażająca.

Nieustanne napięcie towarzyszące lekturze, kilka pozornie różnych wątków przeplatających się pomiędzy sobą, a jednak ściśle ze sobą powiązanych oraz wiele zaskakujących zwrotów akcji sprawiają, że od „Pasażera 23” niezmiernie trudno jest się oderwać. A kiedy już chęć poznania prawdy sięga niemal zenitu, autor robi coś, z czym dotąd się nie spotkałam – przerywa historię tylko po to, by opowiedzieć nam, jak powstała ta powieść oraz podziękować osobom, dzięki którym było to możliwe. Poziom irytacji level hard. Warto jednak wykazać się cierpliwością i przebrnąć przez te kilka stron. Poznawszy w końcu zakończenie powieści pozostajemy z mętlikiem w głowie, bo nagle okazuje się, że prawda wygląda zupełnie inaczej, niż dotąd zakładaliśmy, oraz z pytaniem – czy będzie ciąg dalszy tej historii? Urywa się ona bowiem w takim momencie, że wydaje się to całkiem możliwe.

Na koniec zacytuję słowa autora, które nie tylko odnoszą się do samej powieści, ale też które warto przemyśleć i uświadomić sobie, ileż w nich jest prawdy.

„Większość traktuje to jako żart, kiedy mówię, że właściwie nie piszę psychothrillerów, tylko historie rodzinne, ale to prawda. Wszystko, zarówno dobre, jak i złe, ma swoje źródło w rodzinie (…).”

Moja ocena: 6/6

Tytuł oryginalny: Passagier 23
Tłumaczenie: Barbara Tarnas
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2016
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 352
ISBN: 978-83-241-5451-7

Platon24

1Shares