„Pani komisarz nie znosi poezji” – Georges Flipo [recenzja 281]

Książka autorstwa Georgesa Flipo stanowi pierwszą część serii o przygodach pani komisarz Viviane Langer z III Wydziału Kryminalnego Policji w Paryżu. Po raz pierwszy została wydana w 2010 roku. Pisarz zadebiutował  sześć lat prędzej zbiorem opowiadań La Diablada. Trzy lata później (2007) można było zakupić pierwszą jego powieść Le Vertige des auteurs. Nigdy dotąd nie natknęłam się na recenzje jego książek. Jednakże jako wielbicielka powieści kryminalnych postanowiłam zapoznać się z jego twórczością. Zasiadając do lektury Pani komisarz nie znosi poezji nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Miałam nadzieję, że odnajdę w powieści to, co najbardziej cenię sobie w tym gatunku – wartką akcję, ciekawie prowadzone śledztwo, nieuchwytnego zabójcę oraz nieszablonowych bohaterów.

Viviane Langer w swoim życiu nienawidzi wielu rzeczy, począwszy od młodych ludzi, poprzez sędziów, paryskie życie, kończąc na samej Francji jako takiej. Jednym słowem nienawidzi dosłownie wszystkiego. Jak sama wspomina lubi „powieści kryminalne, ale nie literaturę. A teraz wciągano ją w aferę, w której pojawiała się ona na każdym kroku.” (s. 39). Wszystko zaczyna się znalezienia martwego kloszarda wyglądem przypominającego Wiktora Hugo oraz tajemniczego sonetu Jedna i druga, którego autorem może być sam Charles Baudelaire. Jeśli okaże się on autentyczny, będzie wart prawdziwą fortunę. Wkrótce zaczynają ginąć osoby, które w jakikolwiek sposób były związane z aferą wierszową (jak media nazwały śledztwo w sprawie wspomnianego sonetu). Zabójca jest nieuchwytny. Komisarz Viviane Langer wraz z porucznikiem Augustinem Monotem (żółtodziobem w policji) wspólnie będą starali się rozwiązać tę sprawę, zanim dojdzie do kolejnego nieszczęścia. Będą musieli znaleźć odpowiedzi na kilka niecierpiących zwłoki pytań. Kim był i dlaczego zginął sobowtór Wiktora Hugo? Czy sonet faktycznie wyszedł spod pióra Baudelaire’a? Dlaczego tak długo pozostawał w ukryciu? Czemu zbiera żniwo śmierci wśród tych, którzy się z nim zetkną? Kim jest morderca?

Co mi się najbardziej podobało w powieści? Z całą pewnością kreacja dwójki głównych bohaterów – Viviane i Augustina. Pani komisarz jest jedyną kobietą pracującą w wydziale. Twardą ręką kieruje mężczyznami, których lubi nazywać swoimi chłopcami. Jest surowa, kąśliwa, prawdziwa zołza. Mimo to zespół ją lubi i szanuje. Niestety nie grzeszy urodą. Zdaje sobie sprawę, że jej ulubione kostiumy ciasno opinają jej ciało. Nie pomagają nawet stosowane przez nią diety. Ale co się w sumie dziwić, skoro jeśli dopada ją stres, albo jest smutna z miejsca sięga po kolejnego Marsa, albo inne słodkości. Nie ma nikogo bliskiego, coraz częściej czuje się samotna. W przeszłości przeżyła prawdziwy zawód miłosny, który mocno odbił się na jej życiu osobistym. Do dziś słucha płyt Jana Sebastiana Bacha, które otrzymała od byłego kochanka, choć jak sama wspomina, nawet nie wie, czy go lubi i po co w ogóle to robi. Od czasu do czasu spotyka się ze swoim dobrym kolegą na niezobowiązujący seks, aby zrzucić z siebie napięcie po tygodniu pracy. Nie przeszkadza jej przy tym fakt, że facet jest strasznie brzydki. Jest aż tak zdesperowana? Skrycie marzy o kimś, kogo mogłaby pokochać i otoczyć troską. Pojawienie się w jej życiu Augustina wprowadza nie małe zamieszanie w jej życiu. Rozbija on stereotyp typowego policjanta: zramolałego komisarza bądź śledczego kulturysty. Monot jest młody, atrakcyjny, subtelny i wykształcony. Ma licencjat z literatury i sprawa z sonetem jest dla niego wręcz wymarzona. Widać jednak, że jest świeżakiem w policji. Zdarzają mu się nie małe wpadki w trakcie prowadzonego śledztwa. Potrafi np zgubić dowód rzeczowy, a nawet go zjeść! Jednakże za każdym razem potrafi wybrnąć z opresji. Wielokrotnie dzięki niemu śledztwo posuwa się do przodu udowadniając tym samym, że mimo początkowego zagubienia ma szansę stać się w przyszłości świetnym policjantem. Viviane natomiast coraz bardziej zaczyna mu ufać, otwierać się przed nim, a nawet dostrzegać w nim coś więcej, niż tylko swojego asystenta.

Akcja w powieści toczy się własnym tempem. Co chwilę pojawiają się nowe tropy oraz ofiary. Policja tymczasem błądzi jak dziecko we mgle. Zdobywane po drodze informacje nie przybliżają jej w żaden sposób do rozwiązania sprawy. Tymczasem media mają doskonałą używkę. Żerują niczym sępy na tym śledztwie. Wielokrotnie stawiają policję w złym świetle, przez co traci ona zaufanie wśród opinii społecznej. Osoby zamieszane w sprawę korzystają z chwilowego rozgłosu. Wykorzystują medialne zainteresowanie, aby było o nich głośno upatrując tym samym szansę dla siebie na profity w przyszłości.

Książkę czyta się bardzo dobrze. Sporą zasługą jest humor tryskający z kart powieści. Dialogi prowadzone są po prostu świetnie. Najbardziej bawią kąśliwe uwagi Viviane oraz komiczne sytuacje, w które pakuje się Monot. Nie sposób nudzić się podczas lektury.

Pani komisarz nie znosi poezji to bardzo dobra powieść kryminalna, która powinna spodobać się miłośnikom tego gatunku. Ja się nie zawiodłam i jestem pewna, że i Wy będziecie w pełni usatysfakcjonowani lekturą.

Moja ocena: 5/6

Tytuł oryginalny: La commissaire n’aime point les vers
Tłumaczenie: Krystyna Arustowicz
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Rok wydania: 2013
Oprawa: miękka
Liczba stron: 344
ISBN: 978-83-7392-419-2

Pani komisarz nie znosi poezji - CYFROTEKA.PL

Za książkę dziękuję

Baza recenzji Syndykatu Zbrodni w Bibliotece

0Shares