„Ostatni dyżur” – Karin Wahlberg (recenzja 449)

Tytuł oryginalny: Sista jouren
Tłumaczenie: Wojciech Łygaś
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2014
Seria: Claes Claesson, tom 1
Oprawa: miękka
Liczba stron: 400
ISBN: 978-83-7943-074-1

decorative

Po doskonałym „Schronie” Andreasa Franza miałam wielką ochotę na kolejny kryminał. Do mych rąk trafiła powieść „Ostatni dyżur” autorstwa Szwedki Karin Wahlberg, lekarki i filolożki z wykształcenia. Otwiera ona cykl wydawniczy z komisarzem Claesem Claessonem w roli głównej, dzięki któremu pisarka zdobyła popularność nie tylko w kraju, ale również za granicą. Z informacji zamieszczonej na okładce książki dowiedziałam się, iż jej dzieła nie tylko zajmowały czołowe miejsca na listach bestsellerów, ale również zdobywały złote i srebrne nagrody. Przyznać muszę, iż w związku z powyższym moje oczekiwania względem lektury znacznie wzrosły. Brałam jednak małą poprawkę na to, iż „Ostatni dyżur” jest debiutem Wahlberg jako pisarki.

Historia opowiedziana przez autorkę rozgrywa się w niewielkim, prowincjonalnym, szwedzkim miasteczku. Pewnego dnia lekarka Veronika Lundborg – Westman, chcąc wziąć szybki prysznic przed rozpoczęciem zmiany w szpitalu, znajduje zwłoki koleżanki po fachu Marii Kaahn. Do akcji wkracza policja z komisarzem Claesem Claessonem na czele. Wraz ze swoim zespołem będzie musiał wyjaśnić, komu mogło zależeć na tym, aby zabić młodą kobietę, matkę dwójki małych dzieci, dobrą lekarkę, w jej miejscu pracy. W trakcie śledztwa na jaw wychodzą dość nieprzyjemne fakty. Przez znajomych oraz współpracowników Kaahn uważana była za osobę o skłonnościach do manipulowania mężczyznami. Bywała niekoleżeńska i nie zabiegała o dobre relacje z innymi ludźmi. Na domiar złego sekcja wykazała, że Maria była w ciąży. Czy to dlatego musiała stracić życie? A może prawda leży zupełnie gdzie indziej?

Powieść Wahlberg z opisu fabuły zapowiadała się bardzo obiecująco. Jednakże w rzeczywistości okazała się być zupełnie inna niżbym sobie tego życzyła. Lektura „Ostatniego dyżuru” była dla mnie może nie tyle męcząca, ile w znacznym stopniu nużąca. Moim zdaniem dobry kryminał to taki, w którym akcja toczy się wartko, śledztwo prowadzone jest w ciekawy sposób, bohaterowie pojawiający się na kartach powieści są barwni i wielowymiarowi, a zagadka do rozwiązania stanowi zagwozdkę dla Czytelnika. W przypadku debiutanckiego dzieła autorki wszystko wygląda na odwrót. Jedynym plusem powieści jest to, że tożsamość mordercy praktycznie do samego końca pozostaje nieznana. Autorka zbyt mocno skupia się na przedstawieniu każdej z postaci pojawiającej się w historii. I dotyczy to zarówno bohaterów pierwszoplanowych, jak i wszystkich pozostałych. Dowiadujemy się o ich upodobaniach, warunkach mieszkaniowych, powiązaniach rodzinnych, bolączkach zawodowych i wszystkim innym, co niekoniecznie nas w tym momencie interesuje. Prowadzi to tylko aby do tego, że tracimy główny wątek, a samo śledztwo przytłoczone zostaje nadmiarem informacji z nim nie związanych. A jeśli już mowa o bohaterach, to niczym szczególnym się nie wyróżniają, nie mają jakichś charakterystycznych osobowości, a przez to w żaden sposób nie zapadają w pamięci. Nie ma też mowy o czymś takim, jak polubienie któregoś z nich. 

Będąc świeżo po lekturze wspomnianej na samym początku recenzji powieści Andreasa Franza uważam, iż dzieło Karin Wahlberg wypada bardzo przeciętnie. Książka nie jest zła, tylko w dużym stopniu niedopracowana. Tak to niestety często bywa z debiutanckimi powieściami. Mam jedynie nadzieję, że kolejne książki autorki są już znacznie lepsze. Przecież za coś dostała te wszystkie nagrody, prawda?

Moja ocena: 3/6

KOSTNICA

Baza recenzji Syndykatu Zbrodni w Bibliotece

Zdjęcie wykonane aparatem Nikon 1 J3 dzięki uprzejmości Nikon Polska

Nikon-logo

0Shares