"Nakręcana dziewczyna" – Paolo Bacigalupi [recenzja, 233]


Tytuł oryginalny: The Windup Girl
Tłumaczenie: Wojciech M. Próchniewicz
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2013
Oprawa: miękka
Liczba stron: 560
ISBN: 978-83-7480-264-2

Paolo Bacigalupi to lubiany i ceniony autor powieści fantastycznych. Jego twórczość zaliczana jest to nurtu fantastyki ekologicznej. W swych powieściach bowiem wielokrotnie ukazuje czytelnikom wizje przyszłości świata po różnych kataklizmach oraz próby odtworzenia życia w nowych warunkach. O tym, jak dobre są jego książki, mogą świadczyć zdobyte przez pisarza nagrody. Jest on m.in laureatem takich nagród jak: Nebula, Hugo, Campbella i Locusa. Pierwszy raz z jego twórczością spotkałam się przy okazji lektury „Złomiarza”. Książka była dobra, nie była stratą czasu, dlatego też postanowiłam poznać autora nieco bliżej. Mój wybór padł na „Nakręcaną dziewczynę”. Czy i tym razem książka przypadła mi do gustu? Przekonajcie się sami.

Wpierw jednak nieco o treści. O czym przeczytamy w powieści? Opowiada ona historię Andersona Lake’a, będącego przedstawicielem koncernu kalorycznego o nazwie AgriGen. Przebywa on w Królestwie Tajlandii, gdzie pod przykrywką dyrektora zarządzającego fabryką sprężyn, poszukuje na targach śladów dawno wymarłych gatunków warzyw oraz owoców. I któregoś dnia faktycznie na coś trafia. Na jednym z targowisk znajduje owoc nazywany przez miejscowych „ngoh”. Z całą pewnością jest to coś nowego, pochodzącego z zamierzchłej przeszłości. Coś, co nie ma prawa istnieć. Poszukując odpowiedzi poznaje Emiko, dziewczynę będącą jedną z Nowych Ludzi. Anderson zaczyna się nią żywo interesować. Z czasem przeobraża się to wręcz w pewnego rodzaju obsesję. Nikt jednak nie mógł przewidzieć, jak bardzo niszczycielski wpływ może mieć nakręcana dziewczyna…

Historia rozgrywa się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Ludzie starają się jakoś żyć w świecie po katastrofie ekologicznej. W wyniku globalnych ociepleń, podniósł się poziom wód, które pozalewały niektóre obszary na globie. Przeróżnego rodzaju eksperymenty doprowadziły do wyniszczenia zarówno flory jak i fauny. Szerzą się przeróżne choroby, z których największe żniwo zbierają cibiskoza, rdza pęcherzowa oraz świerzbopleśń. Plagą są również japońskie genhakowane ryjkowce. Do tego na skraju wyczerpania jest również energia nieodnawialna. Tu władzę sprawuje pieniądz. Na porządku dziennym są przekręty, łapówki, matactwa. Dzień w dzień trzeba dbać o to, aby wały ochraniające Bankok przetrwały napór wód oceanu i nie zalały miasta, a w raz z nim wszystkich jego mieszkańców.  Rzeczywistość, w której zmuszeni są żyć ludzie, to prawdziwe piekło na ziemi…

Interesującym dla mnie elementem występującym w powieści byli Nowi Ludzie. Jedną z nich jest Emiko. Zostali oni stworzeni w konkretnym celu. Mogli służyć jako doskonali żołnierze. Nadawali się także na darmową siłę roboczą, którą można było eksploatować do granic ich możliwości. Inni, tak jak Emiko, mogli być maskotkami do towarzystwa. Ich głównym zadaniem było służenie ludziom bez zadawania zbędnych pytań. Stworzyli je Japończycy. Po wielu katastrofach tylko nieliczne egzemplarze Nowych Ludzi trafiły do Królestwa Tajlandii. Sprowadzanie ich do kraju było karalne. Emiko przetrwała, gdyż jej właściciel dawał w łapę komu trzeba, aby przymykali oko na jej obecność w kraju. W Japonii Nowi Ludzie traktowani byli jako prawdziwy cud. W Królestwie Tajlandii stali się jedynie dziwami natury, czymś nienaturalnym, co nie powinno istnieć i powinno być zniszczone. Nikt nie liczył się z tym, że oni żyją, myślą, czują. Byli jedynie zakazanymi stworzeniami nie wartymi większej uwagi i współczucia ze strony innych.

O ile lektura „Złomiarza” przypadła mi do gustu i była dobrą lekturą, tak w przypadku „Nakręcanej dziewczyny” poległam na całej linii. Zanim sięgnęłam po książkę, napotkałam wiele pozytywnych recenzji, w których czytelnicy zachwalali wizję przyszłości wykreowaną przez autora, jego język, poszczególnych bohaterów, jak i ogółem całą historię. Uznałam więc, że coś w tym musi być. Przecież niemożliwe jest, aby powieść zbierająca tak dobre noty mogła mnie zawieść prawda? Zaopatrzyłam się więc w „Nakręcaną dziewczynę” i rozpoczęłam lekturę. Mimo szczerych chęci i pozytywnego nastawienia nie dałam rady przebrnąć przez tę książkę. Po przeczytaniu około 1/3 powieści doszłam do wniosku, że z całą pewnością to nie jest to, czego po niej oczekiwałam i że dalej po prostu nie dam rady czytać. Za nic nie potrafiłam się wciągnąć w tę historię. Jednym z powodów był przede wszystkim język, jakim została napisana ta książka. Mnogość fachowych nazw oraz wtrąceń tajskich wyrażeń powodowała, że trudno było mi czasem zrozumieć to, o czym w danym momencie czytałam. Bywały momenty, że musiałam kilka razy powrócić do jakiegoś zdania, aby z kontekstu zrozumieć, o co w nim w ogóle chodziło. Kolejnym punktem zapalnym były dla mnie postaci występujące w historii. Jak dla mnie Bacigalupi wprowadził ich za dużo. Co prawda ich losy wzajemnie się przeplatają posiadając wspólny mianownik, jednakże nie każdego z nich miałam ochotę poznawać od podszewki. A tak jest w powieści. Autor z niezwykłą starannością przedstawia nam ich losy, to, co sprawiło, że obecnie są tacy, a nie inni. Jedyna postać, która mnie tak naprawdę zainteresowała, to Emiko. Jako jedna z Nowych Ludzi była dla mnie ciekawostką, którą chciałam bliżej poznać. Denerwowało mnie również przeskakiwanie z wątku do wątku, od jednego bohatera do drugiego. Momentami praktycznie gubiłam się w fabule…  To wszystko złożyło się na to, że „Nakręcana dziewczyna” najzwyczajniej w świecie mnie nużyła i nie potrafiła przykuć mojej uwagi na dłużej. Jak tak patrzę na recenzje innych osób, to wydaje mi się, że jestem chyba jedyną osobą, do której ta książka nie trafiła. Ale co zrobić. Muszę być szczera zarówno wobec siebie, jak i Was, moi drodzy czytelnicy. Dlatego też nie mogę napisać wbrew sobie, że książka jest świetna i polecać jej każdemu fanowi fantastyki. Być może faktycznie coś w niej jest, jednakże ja tego nie dostrzegłam. Możliwe też, że gdybym doczytała powieść do końca, to może zmieniłabym o niej zdanie. Jednakże nigdy nie czytam na siłę. Bo co to za przyjemność zmuszać się do lektury, nieprawdaż?

Moja ocena: 1/6
Za książkę dziękuję

0Shares