„Młyn do mumii, czyli przewrotne odkrycie komisarza Durmana” – Petr Stančík

„Mistyczny porno – gastro thriller z XIX-wiecznej Pragi.”

Z uwagi na to, iż nie za bardzo wiem, jak ugryźć tę powieść (przez jej dziwność), by móc wam o niej dziś opowiedzieć, umówmy się tak, że po kolei (choć niekoniecznie zachowując ową kolejność) odnosić się będę do poszczególnych części składowych widniejącego powyżej w cudzysłowie zdania.

Ad porno…

Trzeba przyznać, iż główny bohater powieści – komisarz Leopold (zwany częstokroć przez swojego przełożonego poufale Poldziem) Durman nie ogranicza się w cielesnych uciechach i oddaje się im przy każdej nadarzającej się ku temu okazji. Ofiarami jego lubieżnych rozrywek padają zarówno nierządnice z domów publicznych, jak i przygodnie napotkane niewiasty, a każda z nich ochoczo poddaje się urokom młodego stróża prawa. Bywa jednak i tak, iż to on bywa dosłownie wykorzystywany przez przedstawicielki płci pięknej i choć nie zawsze odbywa się to w odpowiednich warunkach… suma summarum Durman nie wychodzi na tym stratny. Same akty opisane przez autora zostały w obrazowy sposób, zatem łatwo można sobie wyobrazić, co kto i komu w danym momencie… no wiadomo, nie będę siała zgorszenia 😉

Ad gastro…

Ale nie tylko cielesnym uciechom ochoczo oddaje się nasz bohater. Z równym zapałem, jeśli nie większym, sprawia przyjemność własnemu podniebieniu kosztując najprzeróżniejszych gastronomicznych specjałów i to nie tylko z rodzimej, czeskiej kuchni, ale też m.in z cygańskiej, francuskiej czy meksykańskiej. Z apetytem pałaszuje np niedźwiedzie łapy smażone na czosnku niedźwiedzim, pieczone ślimaki z masłem truflowym, gacka wielkouchego, wędzoną pandę czy pieczone kwiczoły. Czytając książkę z podziwem spoglądałam na jego możliwości pochłaniania zaskakująco dużych porcji posiłków, po których przeciętny człowiek zapewne nie raz by się przekręcił, albo przynajmniej wylądował tam, gdzie król chadza piechotą, by pozbyć się zbędnego balastu (nie wnikajmy w szczegóły, którą drogą…).

Ad mistyczny…

Jak najbardziej! Nie mogę zdradzić za dużo, gdyż odkryć musiałabym przed wami zbyt wiele z fabuły, ale zapewnić was mogę, iż jedna z głównych postaci mieć będzie spore powiązania z Bogiem jako takim. Poza tym szczególną rolę odgrywać będzie pewien zakon, którego reguły oraz różnego rodzaju mądrości rozpoczynać będą każdy kolejny czytany przez was rozdział. Mistycyzm odnosi się jednak nie tylko do religijności i poszukiwania bezpośredniego doświadczenia Boga, ale również do relacji człowieka z rzeczywistością pozamaterialną. Petr Stančík zadbał i o to stawiając m.in w pewnym momencie na drodze Durmana… pewnego króla miasta umarłych.

Ad thriller…

I tu mam z lekka problem. Thriller, jako rodzaj utworu literackiego, wywoływać powinien u czytelnika dreszcz emocji podczas lektury, a osiągać to powinien poprzez wykorzystanie m.in napięcia, niepewności oraz dozy tajemniczości. I o ile ostatni z tych elementów w powieści występuje (kim jest morderca? dlaczego zabija?), poprzednie dwa… niekoniecznie. Od samego początku podejrzewałam bowiem, kto stoi za zabójstwami i mimo tego, iż zakończenie historii nie stawia jasnej odpowiedzi odnośnie tożsamości mordercy, dla mnie nie stanowiła ona już zagadki. Napięcia również nie uświadczyłam, ewentualnie lekkie jej muśnięcia, kiedy np następował nagły zwrot akcji i życiu głównego bohatera groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo. W pozostałych przypadkach, co ze smutkiem muszę stwierdzić, historia ta mnie po prostu… nudziła.

Ad XIX-wieczna Praga…

Historia rozpoczyna się krótko przed nastaniem Nowego Roku 1866. Wraz z głównym bohaterem przechadzamy się po ówczesnej Pradze, zaglądając zarówno do różnego rodzaju urzędów, domów co niektórych mieszkańców, ośrodków kultury, jak też miejsc, do których wielu praworządnych obywateli zajrzeć by nie chciało – burdeli czy cieszących się złą sławą barów i gospód. Jesteśmy świadkami zachodzących przemian społecznych, gospodarczych i technologicznych, jak też doniesień z napiętej sytuacji pomiędzy Francją, Austrią a Niemcami i ich wpływu na przyszłość Czech. Sporo dowiadujemy się też o mentalności ówczesnych Czechów, czego przykładem mogą być np słowa padające z ust najlepszego przyjaciela komisarza – Egona Altera:

„(…) najbardziej typową cechą Czechów jest wątpienie we własną tożsamość (…).”

Zatem wyjaśnione mamy to, iż zdanie „Mistyczny porno – gastro thriller z XIX-wiecznej Pragi” widniejące na froncie książki zaraz pod jej tytułem jest jak najbardziej trafione (no może ewentualnie nie do końca z tym thrillerem – szybciej uznałabym ją za retro kryminał). Przejdźmy teraz może do samej fabuły – jaki jest jej główny wątek?

Otóż gdy wybija północ na wiekowym zegarze Orloj, który po długich dziesięcioleciach bezczynności na nowo ruszył z nastaniem Nowego Roku 1866, w jednej z uliczek żydowskiego getta znalezione zostają… nadęte gazami gnilnymi zwłoki mężczyzny. Śledztwo zajmuje się komisarz Durman kierujący się w swoim życiu mottem, iż czego nie widzi tego nienawidzi.

„Gdyby zapytać kolegów Durmana z praskiej policji kryminalnej, za co go podziwiają, bez wahania odparliby, że za odwagę. Tak, zdecydowanie za odwagę. Wprawdzie Durman jest trochę dziwny, jego metody śledcze czasami nie wzbudzają zaufania, lecz nikt nie może mu odmówić tego, że jest diabelnie odważnym gościem. Pamiętacie zapewne, jak kiedyś całkiem sam przymknął trzyosobową szajkę brutalnych złodziei – braci Kosych? A przecież oni mieli brzytwy, a on nie miał nawet wąsów. No właśnie, to jest cały Durman.”

W toku prowadzonych działań ustalone zostaje, iż ofiarą padł jeden z pracowników poczty. Wkrótce odnalezione zostają zwłoki kolejnego listonosza i wszystko wskazuje na to, że ktoś obrał sobie za cel pracowników tegoż urzędu. Tylko dlaczego? Przed Durmanem doprawdy trudne zadanie. Czy uda mu się rozwikłać zagadkę nim życie straci ktoś jeszcze?

Podczas lektury napotkacie sporo nazw, określeń czy nazwisk, momentami wręcz dziwnych słowo-tworów, które bez dwóch zdań stanowią o oryginalności tej powieści. Wnętrzysław Utrum, Wendelin Rzadkowesoły, Dalibor Zgięt, Wenzel Banzel czy Alojzy Stojącspał to przykłady kilku z nich (sami przyznajcie, że są dość osobliwe). Poza tym wysłuchacie m.in legendy o gęsiej rybie, historii Trzech Śmiertek czy opowieści o korzeniach domu publicznego – Jeruzalem. Weźmiecie udział w seansie spirytystycznym, a także w szaleńczym pościgu po dachach budynków oraz jednego z pociągów. Dowiecie się, dlaczego Durmana przeraziła… pralka, czym jest dojenie kozła albo dmuchanie gorącej kaszy, a także do czego służy samlatacz czeski.

„Młyn do mumii Petra Stančíka jest bez dwóch zdań dziwaczną lekturą , wręcz groteskową – pełną absurdów, karykaturalizmu, atmosfery dziwności i komizmu wplecionych w wątek kryminalny, w którym nie brak też romantycznych akcentów. Nie trafi ona do każdego czytelnika – na pewno nie do takiego, który stroni od rubasznych, pornograficznych scen, bądź nie lubi, gdy rzeczy realne mieszają się  z tymi nierzeczywistymi. Dla mnie była lekkim wyzwaniem, które co prawda ukończyłam pozytywnie, ale którego ponownie się już zapewne nie podejmę.

Moja ocena: 4/6

Tytuł oryginalny: Mlýn na mumie
Tłumaczenie: Mirosław Śmigielski
Wydawnictwo: Stara Szkoła
Rok wydania: 2016
Oprawa: miękka
Liczba stron: 342
ISBN: 978-83-944783-4-6

3Shares