„Magia ukryta w kamieniu” – Katarzyna Stachowiak [recenzja 303]

  • Magia ukryta w kamieniu
  • Wydawnictwo: Self Publishing
  • Rok wydania: 2013
  • Oprawa: e-book
  • Liczba stron: 280
  • ISBN: 978-83-272-4029-3

 

Główną bohaterką powieści autorstwa Katarzyny Stachowiak jest dwudziestojednoletnia Julia. Jest bardzo zorganizowaną młodą osobą. W jej życiu nie ma miejsca na nic, co prędzej nie byłoby zaplanowane. Jednakże życie ma to do siebie, że nie zawsze wszystko układa się nam tak, jakbyśmy tego sobie życzyli. Krótko przed planowanym wyjazdem za granicę Julia otrzymuje wiadomość, że jej ukochana babcia Tosia zaniemogła i być może potrzebuje pomocy wnuczki. Julia, choć niechętnie, wybiera się do niewielkiej wsi Kamienisko, gdzie od lat mieszka jej babcia. To od niej dowiaduje się, że gdzieś w lesie znajduje się tajemniczy kamień, który ponoć ma w sobie zaklętą moc. Staruszka jednakże przestrzega Julię, aby pod żadnym pozorem się do niego nie zbliżała. Wiadomo jednak, że zakazany owoc smakuje najlepiej. Dziewczyna z pomocą dawnego znajomego babci odnajduje ów kamień, a kiedy go dotyka, jej umysł spowija ciemność. W momencie, w którym odzyskuje świadomość, przekonuje się, że znalazła się w zupełnie innym świecie… Rządzi się on srogimi prawami, a jego mieszkańcy zmuszeni są walczyć z bestiami, które zwą skrzydlakami. Jak w tym świecie poradzi sobie Julia? Zdobędzie przyjaciół, a może śmiertelnych wrogów? Z czym, albo też kim przyjdzie jej się zmierzyć, aby móc zachować życie?

Jak to jest, że o niektórych książkach mówi się wiele, a o innych praktycznie ciężko znaleźć jakiekolwiek informacje? Co sprawia, że wydawcy decydują się promować jeden tytuł, a drugi odrzucają jako nic nieznaczące dzieła? Kto pozwala im decydować, co jest dobre dla czytelników, a co nie? Zawsze mnie to interesowało. Zwłaszcza w chwilach, kiedy okrzyknięte mianem bestselleru pozycje okazują się totalnym badziewiem, na które aby tylko zmarnowaliśmy cenny czas i pieniądze. Czemu o tym piszę? Już Wam tłumaczę. Do mych rąk ostatnimi czasy trafił manuskrypt książki „Magia ukryta w kamieniu”, której nikt dotąd wydać nie chciał, mimo że już dość dawno została ona napisana. Gdyby nie polecono mi jej i nie udostępniono, pewnie nigdy bym po nią nie sięgnęła. Bo niby jakim cudem, skoro nigdzie nie widziałam o niej słowa? Żadnych zapowiedzi czy akcji promocyjnych. Absolutna cisza… Dlatego jestem wdzięczna osobie, dzięki której miałam okazję przeczytać tę powieść. Jedno Wam powiem – niech żałują wszyscy Ci, którzy odrzucili manuskrypt tej książki. Nie wiedzą bowiem, co uczynili rezygnując z tak ciekawej historii, która wyszła spod pióra Katarzyny Stachowiak. (Wspomnieć należy w tym miejscu, iż autorka zdecydowała się na self publishing i książka od niedawna dostępna jest w sprzedaży jako e-book na stronie virtualo.pl i to w bardzo korzystnej cenie, praktycznie symbolicznej)

Czegóż to w tej powieści nie ma! Mamy podróż w czasie, czyli wątek, który wielu czytelników lubi. Sama chętnie sięgam po książki, w których bohaterowie cofają się do przeszłości, bądź też odbywają futurystyczną podróż do czasów, które dopiero nadejść mają. Poza tym jest magia. I to w każdym tego słowa znaczeniu. Zarówno magia jako czarodziejskie moce, choć tu można by jeszcze nieco dyskutować, jak też magia słowa, którym operuje autorka powieści, a także magia uczuć, którym ulegają bohaterowie powieści. Pojawiają się wspomniane we wstępie niesamowite stworzenia, jakimi są skrzydlaki. Mieszkańcy świata, do którego trafia Julia, uważają je za zwiastun nieszczęść wszelakich i za wszelką cenę starają się je unicestwić. Jak przekonacie się przy okazji lektury, prawda o tych istotach okaże się być dla Was kompletnym zaskoczeniem, przez co zmienicie zdanie na temat wielu rzeczy, które mają miejsce na kartach powieści. Cóż jeszcze? Jest intryga i to tak przebiegle prowadzona, że człowiekowi aż ciarki po plecach przechodzą. W życiu Julii pojawią się zarówno osoby dobre, warte zaufania, jak też i takie, które z miejsca wbiłyby jej nóż w plecy, gdyby nadarzyła się ku temu okazja. Wspomnieć od razu należy, iż bohaterowie są bardzo ciekawie nakreśleni, każdy ma jakąś historię, która warta jest bliższego poznania. Jednych z miejsca obdarza się ciepłymi uczuciami, zaś do innych zapałacie czystą nienawiścią. Jest też przygoda i to jaka! Od samego początku coś się dzieje, odkrywane są kolejne tajemnice tylko po to, by za chwilę pojawiło się coś nowego, co znów ostro namiesza w życiu głównej bohaterki.

„Magia ukryta w kamieniu” Katarzyny Stachowiak to kawał dobrej fantastyki, której warto dać szansę wykazania się. Książka broni się sama i wielu słów na jej temat pisać nie trzeba. Wspomnę jedynie, że na samym początku miałam uczucie, że to kolejna historia rodem z filmu „Chłopak na dworze króla Artura” (1995, reż Michael Gottlieb). Wszak dziewczyna z czasów nam współczesnych przenosi się niespodziewanie do czasów, gdzie władzę dzierżą książęta, a w bojach udział biorą najprawdziwsi rycerze. Jednakże zapewniam Was, że zagłębiając się w lekturę przekonacie się, że to tylko złudzenie. Dalej nie ma uczucia deja-vu, jest natomiast coś nowego, co warto bliżej poznać. Obecnie autorka pracuje nad kontynuacją przygód Julii. Liczę na to, że dostępna będzie ona już niedługo, gdyż strasznie jestem ciekawa, jak potoczą się losy głównej bohaterki.

„Kto przez czas przemierza, nie wie dokąd zmierza. I w każdej życia chwili po tysiąckroć się myli. Bo w każdym sekrecie zaklęte są tajemnice przeklęte. A gwiazdy patrzą z góry poprzez gęste chmury. Co jest, co będzie, co było – oby się znów nie zdarzyło.”

Moja ocena: 5/6

Za książkę dziękuję autorce

0Shares