"Książę Cierni" – Mark Lawrence [recenzja, 196]


Tytuł oryginalny: Prince of Thorns
Tłumaczenie: Jarosław Fejdych
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Rok wydania: 2012
Trylogia: Rozbite Imperium, tom 1
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 424
ISBN: 978-83-61386-19-3

Debiuty literackie bywają niebezpieczne. Często łudzą nadzieją na otrzymanie czegoś świeżego, jakiegoś powiewu nowości. Jedni sięgają po nie chętnie, bez żadnego „ale”. Inni wystrzegają się jak diabeł święconej wody, woląc poczekać na pierwsze recenzje debiutanckiej powieści i dopiero wówczas podjąć decyzję odnośnie sięgnięcia po daną lekturę. Sama jestem gdzieś pomiędzy tymi grupami. Boję się zawodu, kolejnego rozczarowania. Z drugiej strony kierowana czystą ciekawością jednak sięgam po tego typu pozycje. Czasem udaje mi się wyłowić doprawdy interesujące dzieła. Innym razem odczuwam niesmak, frustrację i ogólną złość, że dałam się ponownie namówić na czytanie czegoś, co nie zostało prędzej przez nikogo sprawdzone. Co prawda „Książę Cierni” Marka Lawrence’a doczekał się już wielu opinii, jednakże nie czytywałam ich. Krótko mówiąc tytuł niespecjalnie mnie przyciągał. Nadszedł jednak czas, kiedy coś pchnęło mnie w kierunku tej powieści. Postanowiłam więc oddać się lekturze. Nie znając opinii innych osób podeszłam do niej jak do typowo debiutanckiej książki, po której nie wiadomo, czego można się spodziewać. I jak sądzicie? Spodobała mi się? Czy też może wręcz przeciwnie?

Głównym postacią w powieści jest Jorg Ancrath, syn i następca króla Olidana. Mając zaledwie dziesięć lat był świadkiem czegoś brutalnego. Na jego oczach zginęła jego matka oraz młodszy braciszek. On sam zdołał uratować życie tylko dlatego, że wpadł w cierniste krzewy, w których napastnicy nie zdołali go wypatrzyć. Ten dzień był momentem zwrotnym w jego życiu. Odarł go ze wszelkich złudzeń oraz nadziei. Dokonał wyboru, który już na zawsze odmienił jego życie. Wraz z bandą rzezimieszków zbiegł z zamku swego ojca i rozpoczął życie prawdziwego łotra, grabiąc i mordując wszystko i wszystkich na swej drodze. Jednak przez cały czas w jego sercu tliła się nienawiść do osoby, która odebrała mu najbliższych. Chęć zemsty narastała w nim z dnia na dzień, aż w końcu po czterech latach Jorg postanowił wrócić na zamek ojca i zażądać należnego mu miejsca.
Na świecie trwa Wojna Stu. Dziedzic rodu Ancrathów postawił sobie za cel zjednoczenie Rozbitego Imperium. Zapragnął zostać cesarzem. Jednak droga ku temu będzie długa i usiana niebezpieczeństwami. Wpierw będzie musiał stawić czoła lękom dzieciństwa, które odżyją w nim ze zdwojoną siłą po powrocie do ojcowskiego domu. Czy mu się to uda? Czy zdoła pokonać koszmary dręczące jego dusze? Czego będzie musiał dokonać po drodze, zanim przyjdzie mu się zmierzyć z cierniami zalegającymi w jego sercu?

Rzadko zdarza się, aby główna postać była prawdziwym antybohaterem. Mało który pisarz decyduje się na ten krok. Jednakże pan Lawrence stworzył postać, która w żaden sposób nie zasługuje na miano bohatera. Jorg jest przesiąknięty złem. Trawi go wewnętrzny ogień, nakręca go chęć zemsty. Nie walczy z tym. Wręcz przeciwnie. Daje się mu ponieść niczym rozwścieczonej fali. Jest okrutny i bezlitosny. Nie zawaha się zabić, aby osiągnąć zamierzony cel. I nie ważne, czy wbija miecz w plecy wroga, czy kogoś innego. Jeśli ktoś z najbliższego mu otoczenia w jakikolwiek sposób zdenerwuje młodego księcia, ten z zimną krwią pozbawia go życia. Cieszy go przelana krew. Rozpiera go duma, kiedy jego imię budzi w innych strach i posłuszeństwo. Swój młody wiek oraz niewielkie doświadczenie w bojach, nadrabia bystrością umysłu oraz godnym pozazdroszczenia sprytem. Z takim wrogiem należy się liczyć na każdym kroku. Nie warto lekceważyć go tylko dlatego, że jeszcze nie osiągnął wieku męskiego. Wielu na drodze Jorga zdołało się przekonać, co znaczy nie brać młodego księcia na poważnie. Ziemia doskonale pamięta przelaną krew, którą nasiąkła w każdym miejscu, przez które przeszedł następca rodu Ancrathów.
Nie zawsze był jednak taki. Zmiana dokonała się w nim w dniu, kiedy zginęli jego najbliżsi – matka oraz młodszy brat. To wówczas opadła zasłona ułudy z oczu młodego Jorga. Przekonał się, że przez całe swoje młode życie trwał w wiecznym kłamstwie, którym karmił go ojciec i reszta jego sługusów. Ciernie krzewu, które uratowały mu wówczas życie, na dobre oplotły jego serce, wbijając się boleśnie w dusze i myśli młodego księcia. Czyste zło zagościło w jego umyśle.

Droga, którą będzie musiał przejść Jorg, nie będzie łatwa. Na każdym kroku czyhać będzie na niego niebezpieczeństwo. Wielokrotnie jego życie będzie zagrożone. Przyjdzie mu się zmierzyć nie tylko z ludźmi, ale również z nieumarłymi czy nekromantami. Stanie twarzą twarz z potworami, które mogłyby przyprawić nie jedną osobę o nocne koszmary. Za każdym razem będzie mógł liczyć jedynie na siebie oraz swoich wiernych braci, z którymi przeżył nie jedno od czasu, kiedy opuścił zamek swego ojca. Tylko czy banda rzezimieszków, złodziei i najzwyklejszych morderców będzie w stanie wspomóc go w misji, którą dane mu będzie wypełnić?

Pierwszy tom trylogii Rozbite Imperium autorstwa Marka Lawrence’a nie zawiódł mnie. Całe szczęście moje obawy związane z debiutanckim dziełem okazały się bezpodstawne. Autor oddał w moje ręce dzieło, które zdołało mnie zadowolić. Wątek przygodowy oraz fantastyczny świat otaczający głównych bohaterów (a raczej antybohaterów) powieści został bardzo interesująco wykreowany i dopracowany w każdym szczególe. Podobał mi się zarówno styl jak i język Lawrence’a. Właściwie nie mam do czego się tutaj przyczepić. Powieść z pewnością spodoba się fanom fantastyki, choć coś czuję, że w większym stopniu przypadnie do gustu czytelnikom płci męskiej. Krwawe bójki, wieczne zatargi, pogorzeliska, trup ścielący się po drodze to coś, o czym mężczyźni chętnie czytają. Lubią oni mocne powieści, z twardymi bohaterami, którzy nie ugną się przed niczym. Bez zbędnych wątków miłosnych i innych rzeczy odciągających czytelnika od głównej fabuły. A taka właśnie jest powieść pana Lawrence’a. Polecam.

Moja ocena: 4/6
Za książkę dziękuję wydawnictwu

0Shares