„Kolor magii” – Terry Pratchett

Prędzej czy później to musiało nastąpić – sięgnęłam po „Kolor magii” Terry’ego Pratchetta, niepozorną objętościowo książkę będącą pierwszą częścią słynnego wieloksięgu zatytułowanego Świat Dysku, a zarazem początkiem przygód maga Rincewinda z Ankh. Przyznam szczerze, że od dawna ciekawa byłam, co też takiego mają w sobie książki Pratchetta, że przyniosły mu tak niebywałą popularność. Ostrzegano mnie jednak, że pierwszy tom jest jednym z najsłabszych, jakie wyszły spod jego pióra i żebym broń Boże nie zrażała się do całego cyklu po jego przeczytaniu, bo ominęłaby mnie niezwykła i niezapomniana czytelnicza przygoda. Zaintrygowało mnie to niezmiernie, dlatego też, niczym niewierny Tomasz, postanowiłam sprawdzić, jak to jest z tym „Kolorem magii”, czy faktycznie jest tak kiepski jak mówią.

Głównymi bohaterami powieści są Rincewind oraz Dwukwiat. których losy splatają się w Ankh-Morpork, najwspanialszym mieście świata, krótko przed tym, nim wybuchł w nim pożar. Pierwszy z nich jest nieudanym magiem, znającym zaledwie jedno, za to niezwykle potężne i niebezpieczne zaklęcie, z którego powodu swego czasu został wyrzucony z Niewidocznego Uniwersytetu, czyli wyższej szkoły magii. Przypadek sprawił, że na jego drodze stanął czterooki, beztroski Dwukwiat, pochodzący z Kontynentu Przeciwwagi, który przybył do Ankh-Morpork by przeżyć prawdziwą przygodę oraz zobaczyć wszystko to, o czym dotąd jedynie czytał i marzył. Towarzyszy mu niezwykły kufer, który niczym pies wierny swemu panu, podąża za nim krok w krok na licznych… nogach. Po wybuchu pożaru obaj panowie wyruszają w podróż przez świat Dysku przeżywając po drodze mnóstwo przygód niepozbawionych niebezpieczeństw, w które wplątują się przez nieuwagę bądź czystą głupotę i naiwność. Ich śladem podąża sam Śmierć, który uznał, że przyszedł czas na Rincewinda, ale że obowiązuje zasada, zgodnie z którą po każdego maga musi przyjść osobiście, nie mając wyboru kroczy w ślad za nimi będąc świadkiem tego, co ich po drodze spotyka. A przyjdzie im się zmierzyć z niejedną przeszkodą oraz śmiertelnie niebezpiecznymi stworzeniami. Czy uda im się dotrzeć do obranego celu, czy też może Śmierć spełni swoją powinność i wydrze życie z Rincewinda?

Świat wykreowany przez Pratchetta jest doprawdy niezwykły. Chylę czoła wyobraźni autora. Wymyślić coś takiego jest naprawdę nie lada wyczynem, czymś po prostu niebywałym. Dysk, otoczony girlandą Wodospadu, spoczywa na grzbietach czterech potężnych słoni, które z kolei stoją na skorupie olbrzymiego żółwia A’Tuina płynącego przez wszechświat. Całość zaś opasa ośmiobarwna Krańcowa Tęcza. To świat pełen magii, w którym liczba osiem jest niezwykle ważną cyfrą i to z wielu powodów. Mamy tu osiem pór roku. Tydzień Dysku trwa osiem dni. Zaś w widmie światła rozróżnić można osiem kolorów, z których ostatni – oktaryna – jest jednocześnie kolorem magii, żywym, jaskrawym, wibrującym i bezdyskusyjnym odcieniem wyobraźni, ” (…) ponieważ gdziekolwiek się pojawiał, stanowił znak, że zwykła materia jest zaledwie sługą mocy magicznego umysłu. Był czarem uwidocznionym.” To świat, w którym spotkać można iście fantastyczne stworzenia jak elfy, trolle, driady, a nawet… smoki, choć te nie do końca odpowiadają wyobrażeniom większości czytelników. To uniwersum, w którym bogowie decydując o losach świata, rzucają kośćmi nad planszą, po której przesuwają następnie figury przedstawiające poszczególnych bohaterów, robiąc przy tym nie tylko zakłady, ale też świetnie się bawiąc.

Powszechne jest stwierdzenie, że „Kolor magii” (a także tom drugi) jest przede wszystkim parodią literatury fantasy. Po zaznajomieniu się z książką w zupełności się z tym zgadzam. Historia ta odbiega tak mocno, jak to tylko możliwe, od innych z tego samego gatunku. Przykładem może być chociażby kwestia samych bohaterów. Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, iż w większości wypadków są to herosi, albo po prostu wybitne jednostki, które w sposób szczególny wyróżniają się na tle reszty ludzi i którym powierzona zostaje jakaś misja, najczęściej związana z ratowaniem przyszłości świata. Ale nie u Pratchetta! Tu ci, których uważa się za bohaterów, są mało rozumnymi osobnikami, urządzającymi burdy i gustującymi w trunkach, skorymi co prawda do ratowania księżniczek, rzucania wyzwań wojownikom, jak i niebezpiecznym stworom, jednocześnie nie potrafiącymi porządnie się wysłowić, dukającymi jedynie pojedyncze słowa, których wymówienie stanowi dla nich nie lada wysiłek intelektualny. Do tego jest ich tak dużo, że w sezonie pojawia się ich na trasach całe mrowie i aby móc nimi przejść, należałoby zaplanować dla nich turnusy, by nie zapychali drogi 😉

Mimo tego, że książka objętościowo zapowiada dość szybką lekturę, to jednak nie należy ona do łatwych. To nie tylko kwestia języka i stylu, jakim posługuje się autor, ale też fachowych terminów i zagadnień związanych z fizyką (również kwantową), matematyką czy filozofią. Przebrnięcia przez tekst nie ułatwia również dość drobna czcionka i małe marginesy. Trudności te na całe szczęście nadrabia całkiem niezła historia, która może i nie powala na kolana, ale jest za to nieprzewidywalna i pełna zwrotów akcji. Mocną jej stroną są główni bohaterowie, wyraziści i pełni sprzeczności, ale warto też zwrócić uwagę na postać Śmierci – która nie tyle przeraża, ile po prostu bawi. „Kolor magii” w żadnym wypadku nie zniechęcił mnie do sięgnięcia po kolejne części wieloksięgu i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości dane mi będzie się z nimi zapoznać.

Moja ocena: 4/6

Kolor magii [Terry Pratchett]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Tytuł oryginalny: The Colour of Magic
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2012
Seria: Świad Dysku, tom 1
Oprawa: miękka
Liczba stron: 206
ISBN: 978-83-7648-564-5

1Shares