"Kłamstewka i kłamstwa" – Monika Orłowska [recenzja, 172]

Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2013
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 228
ISBN: 978-83-7674-228-1

Przed wydaniem powieści „Kłamstewka i kłamstwa” autorka napisała jeszcze takie dzieła jak „Cisza pod sercem” czy „Adam i Ewy”. Obie te książki zebrały pozytywne opinie czytelników, co tylko aby upewniło mnie, że warto zapoznać się z jej twórczością. Pojawiła się okazja, aby przeczytać najnowszą powieść pisarki „Kłamstewka i kłamstwa”, z której chętnie skorzystałam. Było to moje debiutanckie spotkanie z prozą Orłowskiej i w sumie nie wiedziałam, czego tak naprawdę mogę się spodziewać po lekturze. Dobre słowa na temat jej książek to jedno, a własne wrażenia to zupełnie coś innego. Zanim jednak podzielę się z Wami swoimi przemyśleniami, przybliżę nieco treść książki.

Na jednym z podkrakowskich osiedli mieszka nie młoda już pani doktor Alicja. Osiedle złożone jest z dwóch części. Po jednej stronie znajdują się domy zamieszkane przez ludzi żyjących w tym miejscu od pokoleń. Po drugiej zaś powstały bliźniaki, do których sprowadzili się nowi mieszkańcy. Obie strony zachowują się niczym bohaterowie polskiej komedii „Sami swoi” – Pawlakowie i Kargulowie. Każdy pilnuje tu swoich spraw, a jeśli wydarzy się coś nieoczekiwanego, to winę za to ponosi oczywiście druga strona. Pani doktor pilnie śledzi życie mieszkańców osiedla. Ich sprawy interesują ją znacznie bardziej, niż jej własne życie. Trzeba przyznać, że ma barwnych sąsiadów. Jest młode małżeństwo, które pomimo ślubu musi sypiać osobno, gdyż na wspólną sypialnię nie zgadza się ojciec dziewczyny. W okolicy wywiązuje się mezalians rodem z romansów historycznych, w którym to dama z dobrego domu porzuca wszystko dla mężczyzny z marginesu społecznego. Sylwia wraz z mężem adoptuje blisko dwuletnie dziecko, a potem bije się z myślami, czy aby podoła w roli matki. Do miejscowej zagorzałej katoliczki wprowadza się wnuczka, która sprowadza ze sobą swojego partnera. A to tylko szczyt góry lodowej, gdyż interesujących postaci jest tu co nie miara. Doktor Alicja będzie miała jeszcze jedną sprawę na głowie. Otóż w okolicy ktoś zaczął dopuszczać się wandalizmu. A to na miejscowym placyku zostawił mnóstwo potłuczonego szkła. Innym razem wymalował obraźliwe słowa na płocie jednego domostwa. Każdy kolejny wybryk tajemniczego wandala jest coraz bardziej pomysłowy, a z czasem nawet niemoralny. Kimże on jest? Czy mieszkańcom osiedla uda się wskazać winowajcę? Jak potoczą się losy poszczególnych bohaterów? I jaki udział w całym tym zamieszaniu będzie miała doktor Alicja?

„Zbieram historię sporów, wysłuchuję pretensji obu stron i w odpowiednim czasie spróbuję w Radzie Dzielnicy przeforsować salomonowe rozwiązanie. Taką właśnie mam misję.” (s. 6)

Życie w dzielnicy toczy się według ustalonego przez jej mieszkańców schematu dnia. Na początek na ulicy pojawiają się miłośnicy chodzenia z kijkami. Później następuje spotkanie miejscowych mam oraz ich pociech. Na końcu zaś po okolicy spacerują psiarze. Każda grupa toczy zażarte rozmowy dotyczące takich tematów jak: krytyka polityki, literatury, systemu szkolnictwa, służby zdrowia, ustalonego wieku emerytalnego czy oglądanych telenowel. Z czasem dochodzi do tego, że rozmowy każdej z grup zdominuje sprawa tajemniczego wandala i jego kolejnych poczynań.

Historię mieszkańców dzielnicy poznajemy dzięki narracji trzecioosobowej, jak i bezpośrednim zapiskom doktor Alicji. Na bieżąco śledzimy losy bohaterów powieści, a wszelkie niedopowiedzenia zostają nam pod koniec każdego rozdziału wyjaśnione z notatek pani doktor. Była ona na tyle sprytna, że zamieściła w kluczowych miejscach kamery, które na bieżąco śledziły poczytania poszczególnych mieszkańców nawet wtedy, kiedy Alicja musiała iść na dyżur. Jednakże jej kamery rejestrowały tylko obraz, bez dźwięku, przez co wielokrotnie zastanawiałam się, jakim cudem doktorowa była w stanie wyjaśniać czytelnikowi sytuacje oraz przytaczać rozmowy mieszkańców, przy których jej przecież nie było. Ale nie martwcie się. Wszystko wyjaśni się wraz z zakończeniem powieści, które dodatkowo w pełni oddaje sens tytułu książki. Przyznaję, że w tym miejscu udało się autorce mnie zaskoczyć, gdyż zupełnie nie spodziewałam się takiego końca całej historii.

„Ciepła i zabawna historia – jakby żywcem wyrwana z naszej rzeczywistości”

Taki oto slogan widnieje na tylnej okładce książki i kusi potencjalnego czytelnika, aby sięgnął po tę pozycję. Zgodzić się muszę ze stwierdzeniem, że historia opisuje życie zwyczajnych osób, jakich wiele, którzy mogliby być naszymi sąsiadami. Jednak czy jest ciepła i zabawna? Dla mnie to kolejna obyczajówka, jakich wiele. Niczym szczególnym się nie wyróżnia. Co prawda niektóre dialogi wywołują uśmiech na twarzy, a także sami bohaterowie mogą się do tego przyczynić, jednakże dla mnie to stanowczo za mało. Jeśli już o bohaterach mowa, to są oni potraktowani bardzo powierzchownie. O każdym z nich otrzymujemy jedynie strzępki informacji. Nie sposób powiedzieć, którego z nich się polubiło, gdyż nie dane nam było ich tak naprawdę bliżej poznać. Poza tym wg mnie było ich stanowczo za dużo. Gro imion i nazwisk, które z czasem po prostu się plączą i trzeba mocniej się skupić, aby połapać się w poszczególnych relacjach. Szkoda. Książka zapowiadała się doprawdy ciekawie, ale ostatecznie rozczarowuje. Chciałam czegoś lekkiego, co podczas lektury mnie rozbawi, a tymczasem otrzymałam zwykłe czytadło, które absolutnie nie zapada w pamięci. Wraz z ostatnią stroną historie bohaterów ulatują z naszej pamięci. A chyba nie o to chodzi prawda?

Moja ocena: 3/6
Za książkę dziękuję

0Shares