„Jak gdybyś tańczyła” – Diane Chamberlain

Molly i Aidan są szczęśliwym małżeństwem. Oboje mają dobrą pracę i mieszkają w pięknym domu. Do pełni szczęścia brakuje im już tylko jednego – dziecka. Kolejno podejmowane przez Molly próby zajścia w ciążę kończą się jednak niepowodzeniem, a kiedy w końcu jej się to udaje – dochodzi do tragedii, po której już nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. Dlatego też ona i Aidan podejmują decyzję o adopcji, a dokładniej rzecz biorąc o otwartej adopcji, w której przyszła matka ich dziecka będzie miała możliwość uczestniczenia w jego życiu.

Im bardziej angażują się w to przedsięwzięcie, tym bardziej Molly zaczyna się bać. Ma bowiem pewną tajemnicę… Zataiła przed mężem prawdę na temat swojej rodziny. Tego, że miała dwie matki i że jedna z nich… zabiła jej ojca.

Teraz jednak przeszłość ją dogoniła i upomniała się o swoje.

„Dochodzę do wniosku, że moja przeszłość to ciężar. Niczym realny, namacalny obiekt, jak blokada drogowa, nie pozwala mi iść dalej, posuwać się naprzód. Nie mam pojęcia, jak temu zaradzić.”

Czytając powieść Diane Chamberlain jesteśmy świadkami podejmowanym przez główną bohaterkę prób poradzenia sobie z demonami przeszłości. Byśmy jednak w pełni mogli zrozumieć, przez co przeszła i dlaczego, mamy wgląd w liczne retrospekcje do czasów jej dzieciństwa, wydarzeń i podjętych wówczas różnych decyzji, które poprzedziły pewne tragiczne wydarzenie, po którym Molly totalnie odcięła się od swojej rodziny i wszystkiego, co z nią związane.

I tym sposobem poznajemy jej dość nietypową rodzinę składającą się z ojca – wziętego terapeuty, oraz… dwóch matek, adopcyjnej i biologicznej, żyjących ze sobą w swoistej symbiozie i dzielących się miłością córki. Ojciec Molly opracował interesującą, ale i dość kontrowersyjną terapię dla swoich pacjentów o nazwie „Jak gdyby”, w której w skrócie chodziło o to, że dzięki odgrywaniu osoby, którą chcemy być, dzięki naśladowaniu jej zachowania, z czasem możemy stać się nią naprawdę.

Na przykładzie Molly widać wyraźnie, iż owa terapia zadziałała, choć może ona nie do końca była tego świadoma, jeśli chodzi o nią samą. Jeśli jednak zastanowić się nad jej przypadkiem, to odcinając się od własnych korzeni, tworząc zupełnie inną genealogię własnej rodziny, którą przedstawiła przyszłemu mężowi i której uparcie trzymała się przez lata, sama w nią uwierzyła, żyła nią i nic by pewnie nie zmieniło się w tym temacie, gdyby nie okrutny los, który postawił ją w sytuacji zaskakująco podobnej do tej, w której niegdyś znalazła się jej adopcyjna matka. To sprawia, że na nowo odżywają stare rany, przeszłość uderza w nią niczym taran, a ona musi na nowo poskładać swoje życie, by móc ruszyć dalej.

I wówczas docierają do niej słowa, które swego czasu padły z ust jej ojca:

„Tata powiedział mi kiedyś, że jeśli się komuś nie wybaczy, to tak, jakby się próbowało tańczyć z ołowianym balastem na ramionach. Tak właśnie się teraz czuję. Ten ciężar krępuje mi ruchy. Czyżby tata wiedział, że pewnego dnia będę potrzebować tych słów, abym mogła wybaczyć… (…) Uświadamiam sobie, że przyszedł czas, aby pozbyć się tego ciężaru. – Wystarczy zrobić tak, jak gdybyś tańczyła (…).”

Diane Chamberlain oddała w ręce czytelników wielowarstwową, wzruszającą powieść, która ukazuje, jak trudne bywa nasze życie i jak ogromny wpływ na naszą przyszłość mają podejmowane przez nas decyzje. Początkowo nie rozumiałam, dlaczego tak dużo miejsca poświęciła przeszłości Molly, dlaczego tak bardzo cofała się ze swoją opowieścią w czasie i przywoływała tak wiele szczegółów i wątków, które wydawały mi się bez związku z głównym przedmiotem fabuły. Czas jednak pokazał, iż było to konieczne dla lepszego, pełniejszego zrozumienia całej historii, dla postawienia siebie w sytuacji, w której znalazła się główna bohaterka i uświadomienia sobie, co wówczas czuła i jak to wpłynęło na podejmowane przez nią późniejsze życiowe decyzje.

Powieść „Jak gdybyś tańczyła” była moim pierwszym spotkaniem z twórczością autorki i liczę na to, że nie ostatnim. Diane Chamberlain zapisuje się w mej pamięci jako pisarka potrafiąca niebywale wnikliwie pisać o naszym życiu, o głębokiej aczkolwiek trudnej miłości, o bólu istnienia i tęsknocie po stracie najbliższych nam osób. Powieść ta, z uwagi na poruszony w niej bolesny temat, nie jest ani łatwa, ani przyjemna w odbiorze. Jednakże z całą pewnością warta jest waszej uwagi. Dlatego też, z czystym sumieniem, ją wam polecam.

Moja ocena: 5/6

Tytuł oryginalny: Pretending to Dance
Tłumaczenie: Michał Juszkiewicz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2017
Seria: Kobiety to czytają!
Oprawa: miękka
Liczba stron: 504
ISBN: 978-83-8097-034-2

37Shares