„Intruz” – Stephenie Meyer [recenzja 335]

 

Świat się zmienił. Nie należy już do ludzi. Ziemię zamieszkują inteligentne istoty zwane duszami, które przejęły kontrolę nad prawie całą ludzką populacją. Ci, którym udało się uniknąć tego losu, zwani są rebeliantami. Tropią ich Łowcy – nowi stróże prawa wyłonieni spośród dusz. Pewnego dnia trafiają na ślad dwudziestoletniej Melanie. Podczas ucieczki przed Łowcami, dziewczyna w akcie desperacji rzuca się do szybu. Woli zginąć, niż pozwolić, aby jej ciało przejął jeden z pasożytów. Jednakże nowi mieszkańcy Ziemi mają wysoko rozwiniętą medycynę. Udaje im się uratować ciało Melanie, do którego wszczepiają duszę o imieniu Wagabunda. Jej zadaniem jest odnalezienie we wspomnieniach dziewczyny informacji na temat miejsc, w których ukrywają się ludzie. Ku zaskoczeniu Wagabundy okazuje się, że Melanie wcale nie odeszła. Słyszy jej myśli oraz widzi podsuwane jej obrazy ze wspomnień. Zwłaszcza jeden z nich nie daje jej spokoju. Twarz młodego chłopaka o imieniu Jared. Wagabunda postanawia go odnaleźć…

Nie ma chyba osoby, która nie znałaby Stephenie Meyer. Sławę tej amerykańskiej autorce przyniosła saga „Zmierzch”. Uwielbiam tę historię. Czytałam książki, wielokrotnie oglądałam ich ekranizacje. Za każdym razem przeżywam losy bohaterów równie mocno, jak podczas naszego pierwszego spotkania. Tym razem autorka przygotowała dla swoich fanów historię zupełnie inną, choć również z gatunku fantastyki. Nie ma tu wampirów, wilkołaków i odwiecznej walki pomiędzy nimi. Jest za to przyszłość, w której ludzkość utraciła władzę nad Ziemią. Teraz światem rządzą obce wysoko rozwinięte istoty zwane duszami. Kolonizacja przebiegła tak sprawnie, że zanim ludzie zorientowali się, że coś jest nie tak, było już praktycznie po wszystkim. Zanim jednak dusze postanowiły podbić Ziemię, dokładnie przyjrzały się jej mieszkańcom i toczącemu się życiu na planecie. To, co zauważyły, sprawiło, że zdecydowały się przejąć kontrolę nad ludzką populacją. Przeraziła je wszechobecna agresja i walka pomiędzy przedstawicielami ludzkiego gatunku. Dusze słyną z dobroci, miłości, poszanowania członków swojej wspólnoty. Uznano więc, że brutalni i okrutni ludzie nie zasługują na to, aby zamieszkiwać tak piękną planetę jaką jest Ziemia.

Historię toczącą się w powieści poznajemy dzięki pierwszoosobowej narracji Wagabundy. To ona jest główną bohaterką, choć nie mniejszą rolę odkrywa obecna w jej umyśle Melanie. Dusza zamieszkująca ciało dziewczyny nie jest typową przedstawicielką swego gatunku. Przemierzyła wiele światów, ale na żadnych z nich nie znalazła dla siebie miejsca. Dlatego też nadano jej imię Wagabunda, co oznacza po prostu podróżnika, włóczykija zwiedzającego kolejne światy, nie potrafiącego nigdzie zapuścić na dłużej korzeni. Jej życie zmienia się w chwili, w której przybywa na Ziemię. To tu zaczyna zadawać sobie szereg pytań, wśród których najważniejszymi są takie jak: czy kiedykolwiek należała do społeczności, którą dotąd uważała za swoją? Czy nie z tego właśnie powodu każde kolejne życie zaczynała na innej planecie? Czy zawsze była inna, czy też jest to wątpliwa zasługa Melanie? Czy ta planeta ją zmieniła, czy też po prostu uświadomiła jej, kim jest? Wagabunda za sprawą ludzi spotkanych dzięki wpływowi Melanie doświadcza wielu emocji, które do tej pory były jej obce. Uświadamia sobie potęgę miłości, zarówno matczynej, jak i tej w relacjach męsko – damskich. Odkrywa, co znaczy prawdziwa przyjaźń, wierność i lojalność. Niestety doświadcza również wielu przykrych rzeczy – nieufności, zdrady, nienawiści, fizycznego bólu, złamanego serca, wewnętrznego rozdarcia. To ostatnie najbardziej wpływa na podejmowane przez nią decyzje. Mając świadomość, że Melanie wcale nie odeszła, że jest ciągle obecna w jej umyśle, nie jest w stanie normalnie żyć. Dokonując kolejnych wyborów, nie tyle dba o dobro własne, ale o to, aby zadowolić swoją żywicielkę, czym zaskakuje wiele osób – nie tylko ludzi. Podziwiałam jej wewnętrzną siłę i pragnienie czynienia dobra, choć wielokrotnie kończyło się to dla niej bardzo nieprzyjemnie. Od samego początku zjednała sobie moją sympatię, a im bliżej ją poznawałam, tym bardziej stawała mi się bliska. Przeżywałam z nią wszystko to, co ją spotykało. Razem z nią się cieszyłam, choć było więcej sytuacji, w których wilgotniały me oczy, tak samo zresztą jak i Wagabundzie. To niesamowita istota, której postawa zmusiła mnie do zastanowienia się nad pytaniem, co oznacza bycie człowiekiem. Czy wystarczy tylko fakt, że się nim urodziło? Czy też może to nasze zachowanie, wybory, których dokonujemy, wartości, którymi się kierujemy dają nam prawo się tak nazywać? Dla mnie Wagabunda okazała się być bardziej ludzka, bardziej godna miana człowieka, niż nie jeden przedstawiciel naszego gatunku.

„Intruz” Stephenie Meyer to niesamowita historia niesamowitej istoty. Jest niebanalna i nie powiela schematów. Wciąga od pierwszych stron i nie wypuszcza czytelnika do samego końca. Budzi wiele emocji i zmusza do głębszych refleksji. Bohaterowie stworzeni przez autorkę są wielowymiarowi i autentyczni. Nie jestem w stanie wskazać minusów tej powieści. Wszystko od samego początku aż do zakończenia mi się podobało. Historia Wagabundy już na zawsze pozostanie w mym sercu. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tą książką, to gorąco Wam ją polecam. Mym pragnieniem jest, abyście i Wy poznali tę piękną Duszę, jaką jest Wagabunda. Byście wraz z nią przeżyli jej życie i zrozumieli, co oznacza bycie prawdziwym człowiekiem.

Moja ocena: 6/6

Tytuł oryginalny: The Host
Tłumaczenie: Łukasz Witczak
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Rok wydania: wyd II 2013
Oprawa: miękka ze skrzydełkami, filmowa
Liczba stron: 560
ISBN: 978-83-245-9465-8

grupa_Publicat

Intruz2

Książka doczekała się ekranizacji.

Recenzja bierze udział w wyzwaniu: „Czytam Fantastykę” ; „Paranormal romance”

0Shares