„Hrabia Monte Christo” – Aleksander Dumas (tom 1+2)

Zastanawiałam się, czy pisząc o „Hrabim Monte Christo” – będącym jednym z najwybitniejszych dzieł (obok „Trzech Muszkieterów”) w dorobku literackim Aleksandra Dumasa (ojca) – powinnam podejść do każdego z dwóch tomów, na które podzielona została historia, z osobna (tworząc oddzielne posty na ich temat) czy też wręcz przeciwnie – napisać jeden tekst poświęcony całości, który uwolniłby mnie od niepotrzebnego powtarzania niektórych faktów, do czego zmuszałoby mnie wybranie pierwszej z opcji. Doszłam do wniosku (mam nadzieję, słusznego), że i dla was, i dla mnie o wiele korzystniejszy powinien okazać się wariant nr dwa.

Nim przejdę do omawiania treści utworu, muszę wspomnieć o czymś, co od pierwszej chwili – czyli momentu, w którym dwutomowy „Hrabia Monte Christo” w tłumaczeniu Klemensa Łukasiewicza trafił w moje ręce – po prostu mnie zachwyca, czyli tego, w jaki sposób książki te zostały wydane. Twarde, piękne, pasujące do siebie okładki bezapelacyjnie cieszą me oczy. To nic, że na grzbiecie drugiego tomu zabrakło nazwiska autora (taka mała wpadka wyd. MG) – przecież i tak obie części stać będą obok siebie, stanowiąc nierozerwalną całość, zatem wybaczyć można, iż nazwisko tego, spod którego pióra wyszły widnieje jedynie na pierwszej z nich. A wewnątrz? Wydawnictwo zadbało o to, by zarówno wielkość czcionki, interlinia jak i marginesy były takie, aby nie nadwyrężać wzroku czytelnika podczas lektury powieści.

Co ciekawe – historia ta pierwotnie (na przełomie lat 1844–1845) ukazywała się w odcinkach w piśmie „Journal des Débats”. Dopiero rok później wydawnictwo „Siècle” wydało ją w formie książkowej. W 1846 roku powstał też pierwszy polski przekład.

W sieci znaleźć można wiele informacji na temat inspiracji Dumasa do napisania „Hrabiego Monte Christo”. Wyspę Monte Christo ujrzał ponoć po raz pierwszy podczas swej podróży u boku Napoleona na Elbę i Pianosę, i obiecał wówczas, że pojawi się ona w tytule jego debiutanckiego dzieła. Z kolei po zapoznaniu się z jednym z rozdziałów „Wspomnień wydobytych z archiwów paryskiej policji” J. Peucheta zatytułowanym „Diament zemsty” opracował koncepcję fabuły powieści. Nie mały wpływ na historię miała też „Historia trzydziestodziewięcioletniego pobytu w więzieniach stanu” Masersa Latude’a, który w 1748 roku został zamknięty za murami Bastylii. Na tym jednak nie poprzestał, gdyż wykorzystał również prawdziwą historię mordercy – Edme’a-Samuela Castainga.

Głównym bohaterem powieści jest młody i ubogi marynarz – Edmund Dantes. Poznajemy go w chwili, w której wraca do Marsylii, by po długiej rozłące móc znów zobaczyć dwoje ludzi, których ukochał najmocniej pod słońcem – swego starego, poczciwego ojca oraz piękną Mercedes, z którą zamierza spędzić resztę życia. Szczęście wydaje się mu sprzyjać – udało mu się odłożyć nieco grosza, na horyzoncie widać awans, który jeszcze mocniej podreperuje jego fundusze, niebawem też odbyć się ma jego ślub z ukochaną dziewczyną.

Ale tam, gdzie zawita szczęście, pojawia się i zazdrość…

Zawistni mu ludzie piszą na niego donos, zgodnie z którym Edmund Dantes jawi się jako zagorzały bonapartysta. W dniu zaręczyn z Mercedes zostaje aresztowany i wkrótce trafia za mury zamku If, miejsca dla więźniów politycznych, które opuszcza się tylko w jeden sposób – w jutowym worku…

Ale jemu udaje się zbiec. I przysięga jedno – że zemści się okrutnie na tych, przez których zaznał tak niewyobrażalnego cierpienia, tracąc za więziennymi murami nie tylko wiele lat swojego życia i młodości, ale też coś o wiele cenniejszego…

Muszę przyznać, iż lektura „Hrabiego Monte Christo” była dla mnie nie lada ucztą literacką. To wielowątkowa, wielowymiarowa, dopracowana w najmniejszym szczególe powieść, ze wspaniałą kreacją bohaterów (zwłaszcza Edmunda oraz księdza Farii). Osadzenie historii w niespokojnych dla Francji czasach, co rusz pojawiające się nowe intrygi, tajemnice i sekrety, a także niespodziewane zwroty akcji gwarantują, że oto przed nami rozpościera się jedna, wielka, wspaniała podróż, u kresu której czekać na nas będzie uczucie pełnej satysfakcji, że oto przeżyliśmy coś niezapomnianego, coś, co z całą pewnością będziemy chcieli raz jeszcze powtórzyć.

Edmund Dantes jest postacią po prostu niesamowitą i nieprzeciętną. Wielowymiarową i niejednoznaczną. Poznajemy go jako pełnego życia i nadziei młodzieńca, któremu wiele do szczęścia nie potrzeba; marzącego jedynie o tym, by móc zapewnić bezpieczną przyszłość dla tych, których kocha. Jednakże po tym, jak niesłusznie osądzony zostaje wtrącony na wiele lat do więzienia, przechodzi metamorfozę w człowieka, w którego postawie i zachowaniu trudno jest się dopatrzeć dawnego Edmunda. Kierowany chęcią zemsty, jak i wiarą, iż tego oczekuje od niego sam Bóg, zmienia się w mściwego, bezlitosnego i bezwzględnego anioła, który nie spocznie, dopóki nie wyrówna rachunków z tymi, którzy z nienawiści, żądzy bądź egoizmu wyrządzili mu krzywdę. Tylko czy wyrównanie rachunków przyniesie mu spokój? Czy przywróci wiarę w ludzi i świat oraz nadzieję na to, że dane mu będzie jeszcze zaznać szczęścia w życiu?

„Nienawiść zaślepia, gniew czyni głuchym, a ten, co pragnie zaspokoić pragnienie zemsty, może zakosztować kielicha goryczy.” (t.1, s.417)

„Hrabia Monte Christo” to dzieło genialne i zachwycające pod każdym względem. Napisane pięknym językiem. Wspaniałe studium ludzkiej natury. To jedna z tych powieści, które po prostu trzeba przeczytać, gdyż mimo upływu lat od jej napisania, tematy i kwestie w niej poruszane są nadal tak samo żywe i aktualne. Czym jest człowieczeństwo? Co znaczy prawdziwie kochać? Jak cienka granica dzieli miłość od nienawiści? Jak wiele krzywd wyrządzić może ludzka żądza i egoizm? Na czym polega wiara? Jak daleko posunąć się można w akcie zemsty? I czy naprawdę przynosi ona ukojenie i spokój dla duszy?

Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie na kartach dwutomowego wydania „Hrabiego Monte Christo” od wydawnictwa MG, w tłumaczeniu Klemensa Łukasiewicza, które to gorąco polecam waszej uwadze.

Moja ocena: 6/6

Tytuł oryginalny: Le comte de Monte Christo
Tłumaczenie: Klemens Łukasiewicz
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2017
Duologia: Hrabia Monte Christo, tom 1+2
Oprawa: twarda
Liczba stron: 704 + 624
ISBN: 978-83-7779-318-3, 978-83-7779-330-5

Garść cytatów na sam koniec:

„Sądziłem, że jesteś filozofem na tyle, aby zrozumieć, że w polityce nie ma morderstw. W polityce, wiesz to równie dobrze jak ja, nie ma ludzi, tylko idee, nie ma uczuć, a tylko interesy. W polityce nie mówi się, że zabito człowieka, ale że usunięto przeszkodę.” (t.1, s.115)

„Każdy człowiek, na każdym szczeblu hierarchii społecznej, tworzy wokół siebie mały światek rozmaitych interesów, mający swoje wiry i powinowactwa – jak światy u Kartezjusza. I tylko kręgi tych światów ogarniają coraz więcej, w miarę jak wznoszą się w hierarchii.” (t.1, s.174)

„Serce pełne nadziei pęka, gdy zetknie się z zimną rzeczywistością.” (t.1, s.247)

„Młodość jest kwiatem, a miłość jego owocem… Szczęśliwy, kto go zbiera, napatrzywszy się najpierw, jak z wolna dojrzewa.” (t.1, s.608)

„Na dnie namiętności ponad rozkoszą unosi się zawsze nieco wyrzutów sumienia.” (t.2, s.94)

„Czym jest życie? Czekaniem w przedsionku śmierci.” (t.2, s.175)

„Są sytuacje, które człowiek wychwytuje instynktem, nie mogąc ich ogarnąć rozumiem, wówczas największym poetą staje się ten, którego krzyk będzie najnaturalniejszy i najgwałtowniejszy. Tłum czyta w tym głosie całą opowieść i ma rację, że się tym zadowala, a jeszcze bardziej ma rację, gdy uważa go za wzniosły, kiedy jest szczery.” (t.2, s.551)

„(…) na świecie nie ma ani szczęścia ani nieszczęścia, tylko przeciwieństwo jednego stanu do drugiego. Jedynie ten, kto poznał najstraszniejsze niepowodzenia, może docenić, czym jest największa radość. Trzeba najpierw chcieć umrzeć, Maksymilianie, by wiedzieć, jak dobrze jest żyć.” (t.2, s.621)

TOM 1

TOM 2

1Shares