Recenzja: „Czarownica” (Maleficent, 2014)

Pozwólcie, że opowiem wam bajkę. Nie będzie długa, bo nie chcę, byście zasnęli przed wysłuchaniem jej do końca. Czy ciekawa? To już ocenicie sami. Zatem siądźcie wygodnie, bądźcie cichutko, oto bowiem zaczyna się moja opowieść…

Dawno, dawno temu, w świecie, w którym oprócz ludzi spotkać można było wiele tajemniczych i magicznych stworzeń na swej drodze, żyła Diabolina – młoda wróżka o dobrym sercu, która opiekowała się zaczarowanym borem. Pewnego dnia spotkała chłopca i wybawiła go z opresji. Powolutku nawiązywała się pomiędzy nimi nić sympatii, która z biegiem lat przerodziła się w miłość. Niestety młodzieniec podążył drogą chciwości, zapragnął władzy i dopuścił się czegoś okrutnego. Odebrał Diabolinie to, co było dla niej najcenniejsze. Wykorzystał jej zaufanie oraz lojalność, by osiągnąć własne cele. Dotkliwie zraniona, zdruzgotana Diabolina otoczyła swój bór nieprzystępnym murem, odgradzając go raz na zawsze od świata ludzi. Postanowiła też, że pewnego dnia się zemści za doznane krzywdy. Okazja nadarzyła się krótko po narodzinach królewskiej córki, podczas ceremonii jej chrzcin. Diabolina rzuca okrutną klątwę na dziecko, którego los ma wypełnić się w dniu jej szesnastych urodzin…

Tak oto rozpoczyna się historia śpiącej królewny, zupełnie inna od tej, którą znacie z baśni Charlesa Perraulta.

Choć polska premiera „Czarownicy” miała miejsce w maju 2014 roku, dopiero niedawno udało mi się ją obejrzeć. Wyreżyserowany przez Roberta Stromberga film zaliczany jest do gatunku familijnego fantasy. No wiecie, taka bajka dla całej rodziny, przy której miło spędzą czas zarówno dorośli jak i dzieciaki. W sam raz na niedzielne popołudnie 😉

Angelina Jolie wcielając się w postać Diaboliny pokazała się od jak najlepszej strony. Przyjemnie się na nią patrzyło zarówno wtedy, kiedy jej sercem jeszcze nie zawładnęła nienawiść, jak i potem, kiedy przeobraziła się w najprawdziwszą czarownicę. Zaznaczyć jednak w tym momencie należy, iż mimo tego, że wciela się tu w zły charakter, tak naprawdę nie straszy. Dlatego też z powodzeniem można pozwolić obejrzeć ten film nieco starszym dzieciom. Prawda jest bowiem taka, że nawet będąc mroczną bohaterką, nadal skrywa w sercu wiele dobra i ciepłych uczuć. Potrzeba tylko kogoś, kto będzie potrafił przebić się przez mur, którym je otoczyła, i kto dostrzeże w niej tę drugą, lepszą stronę.

Dużym plusem filmu jest to, jak przedstawiony został świat, w którym żyje Diabolina. Owiany tajemnicą bór, w którym sprawuje rządy, zamieszkały jest przez rzesze najprzeróżniejszych magicznych istot, które zachwycają, kiedy się na nie patrzy. Maleńkie wróżki, dziwaczne gnomy, drzewce, rusałki… Świat pełen magii i skrywanych sekretów. Aż chciałoby się choć przez chwilę wstąpić weń i dać się mu zauroczyć. Gnom (bo to chyba był gnom?) z bukiecikiem kwiatków rozłożył mnie na łopatki – taki słodziak 🙂

(ten skrywający się za drzewem jest słodki)

Żałuję tylko jednego – że tak mało było scen walki pomiędzy naszą czarownicą, a światem ludzi. Są one zjawiskowe i ze wszech miar przykuwają uwagę. Momentami podobne do tych znanych z trylogii „Władca Pierścieni” Tolkiena. Ludzie od efektów specjalnych oraz kostiumów spisali się należycie i aż miło było patrzeć na efekty przeniesienia obrazów z ich wyobraźni do świata filmu.

Także jeśli jeszcze nie widzieliście tego filmu, a macie ochotę obejrzeć coś naprawdę dobrego, ze świetną grą aktorską (Jolie wymiata), cudownym światem magicznych istot, w którym stara, dobrze wam znana baśń przeradza się w coś zupełnie nowego, to nie wahajcie się. Zarezerwujcie sobie któreś popołudnie, a może i wieczór, i obejrzyjcie „Czarownicę”. Darujcie sobie jakieś puste komedie, głupawe horrory, czy kolejny schematyczny kryminał. Czasem warto obejrzeć coś, co daje dowód na to, że prawdziwa miłość zdolna jest łamać wszelkie bariery, gdyż jest najsilniejszą z mocy władających tym światem.

Moja ocena: 5/6

Tytuł oryginalny: Maleficent
Gatunek: Familijny, Fantasy
Czas: 97 min
Produkcja: USA, Wielka Brytania
Premiera: 30.05.14 (Polska), 28.05.14 (Świat)
Reżyseria: Robert Stromberg
Scenariusz: Linda Woolverton
Muzyka: James Newton Howard

6Shares