„Dziennik Bridget Jones. Dziecko” – Helen Fielding

Już widzę miny wszystkich tych, którzy wybrali się do kin na seans „Bridget Jones 3”, a potem sięgnęli po najnowszą powieść autorstwa Helen Fielding z cyklu o  przygodach zwariowanej, roztrzepanej, wiecznie liczącej kalorie Brytyjki, by z zaskoczeniem stwierdzić, iż ekranizacja książki zaskakująco niewiele ma wspólnego z jej papierowym pierwowzorem. A wierzcie mi, wiem o czym mówię – wszak sama popełniłam największą zbrodnię, jakiej dopuścić się może książkoholik, oglądając wpierw film, a dopiero potem czytając powieść. Na swoje usprawiedliwienie mam jedno – premiera filmu miała miejsce szybciej niż książki 😉 Ale do rzeczy 🙂

„Dziennik Bridget Jones. Dziecko” jest swoistym spin-offem pomiędzy drugim a trzecim tomem przygód szalonej Brytyjki. Od wydarzeń w „Pogoni za rozumem” całkiem sporo się zmieniło w życiu naszej bohaterki. Poza jednym – nadal jest sama. I choć ma własne mieszkanko, całkiem niezłą pracę oraz wiernych przyjaciół, coraz mocniej odczuwa presję upływającego czasu. Wszędzie dookoła widuje kobiety w ciąży, a do niej coraz bardziej dociera, iż zegar tyka, nieubłaganie wyznaczając termin jej przydatności jako potencjalnej żony i matki.

Niespodziewany splot wydarzeń sprawia, że pewnego dnia ląduje w łóżku ze swoim byłym narzeczonym – Markiem Darcym, a w odstępie kilku dni… z Danielem Cleaverem. I nie byłoby w tym żadnej tragedii, gdyby nie to, iż nagle okazuje się, że zaszła w ciążę i nie ma pojęcia, który z nich jest tatusiem dziecka…

„To wygląda tak, jakby obaj stanowili połówki idealnego mężczyzny, skazani na to, żeby współzawodniczyć ze sobą do końca życia. A teraz to współzawodnictwo rozgrywa się w moim brzuchu.”

I w tym momencie zaczyna się istna komedia pomyłek i seria typowych dla Bridget wpadek, a wszystkie one razem wzięte sprawiają, że naprawdę przyjemnie spędziłam czas nad lekturą powieści. Wróciła Bridget jaką lubię – nie ta z „Szalejąc za facetem”, ale ta którą pamiętamy i uwielbiamy z pierwszych dwóch tomów jej przygód – kochana, nieporadna, potrzebująca wsparcia bliskich (choć stara się wszystkich dookoła przekonać, że da sobie radę i sama, jeśli zajdzie taka potrzeba).

Bo choć „Dziennik Bridget Jones. Dziecko” ma być z założenia lekturą czysto rozrywkową, taką na poprawę humoru, to pod płaszczykiem wszystkich tych zabawnych wpadek i nieporozumień, które stają się udziałem głównej bohaterki, ukazana jest trudna sytuacja kobiet, które będąc niezamężne i w pewnym wieku nagle radzić muszą sobie nie tylko z nową dla nich sytuacją w życiu, ale też zmuszone są zmagać się z opinią środowiska, które niekoniecznie jest pozytywnie nastawione do tego typu przypadków.

Śledząc losy bohaterki chyba każdy choć raz zastanawiał się nad tym, z którym z dwóch mężczyzn, z którymi na przemian figlowała w łóżku, w końcu wpadnie. Jeśli czytaliście „Szalejąc za facetem”, albo jesteście już po seansie „Bridget Jones 3”, z pewnością już to wiecie. Wierzę jednak, iż są wśród was tacy, którzy nadal nie sięgnęli po wspomniany tytuł, ani nie wybrali się do kin. Dla nich przyglądanie się relacji Mark – Daniel, ich wzajemnej rywalizacji, będzie z pewnością interesujące. Przyznam, iż od zawsze należałam do grupy sympatyków Marka Darcy’ego – poważnego, dystyngowanego, który stanowić może oparcie dla kobiety. Daniel – choć uroczy i słodki, był, jest i pozostanie kobieciarzem, mężczyzną przedkładającym własne przyjemności nad interesy innych. Który z nich okaże się szczęśliwym tatusiem? Tego oczywiście wam nie zdradzę 🙂

Zachęcam was jednak do sięgnięcia po najnowszą odsłonę przygód Bridget Jones. Udowadnia, że nie zawsze trzeba robić to, czego chcą inni, że są sytuacje w życiu, w których trzeba pomyśleć tylko i wyłącznie o sobie. Bawi, wzrusza i poprawia humor. Czy trzeba czegoś więcej? 🙂

Moja ocena: 5/6

Tytuł oryginalny: Bridget Jones’s Baby. The Diaries
Tłumaczenie: Jan i Katarzyna Karłowscy
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2016
Seria/Cykl: Bridget Jones, tom 2.5
Oprawa: e-book
Liczba stron: 260
ISBN: 978-83-65676-43-6

2Shares