„Dożywocie” – Marta Kisiel

Marta Kisiel już w „Nomen Omen” udowodniła mi, że potrafi pisać nie tylko dobrze, ale też z takim poczuciem humoru, że dosłownie płakałam ze śmiechu nad lekturą jej książki. Od razu wiedziałam, że po kolejne jej powieści sięgać będę w ciemno. Dlatego też kiedy ptaszki mi zaćwierkały, że tej jesieni pojawi się wznowienie „Dożywocia”, książki, o której słyszałam wiele dobrego od zaprzyjaźnionych książkomaniaków i której nigdzie dotąd dostać nie mogłam, wiedziałam już, że tę powieść koniecznie muszę nie tylko mieć, ale czym prędzej przeczytać.

Głównym bohaterem jest Konrad Romańczuk, który pewnego dnia postanawia spakować swoje manatki i przenieść się do odziedziczonego po krewnym wiekowego domu – Lichotki, zostawiając za sobą nieudany związek, hałaśliwe miasto i wampiryczną agentkę suszącą mu non stop głowę o kolejną książkę. To, co zastaje na miejscu, sprawia, że staje jak wryty z szeroko rozdziawioną buzią:

„Dom. Ceglany, ani za duży, ani za mały, ot w sam raz dla jednej rodziny, z werandą, koślawą przybudówką i… wieżyczką. Upiorną, gotycką wieżyczką rodem z kiepskich filmów grozy. Do kompletu brakowało tylko pełni, stada nietoperzy i zasnutego mgłą cmentarzyska.”

Ale to najmniejszy problem, gdyż już za chwilę przekonuje się, że wraz z domem odziedziczył jego dość… nietypowych lokatorów:

  • Sympatycznego anioła stróża z bamboszkami i obsesją na punkcie porządku, w przydużej koszulce z Garfieldem, z tęczowymi oczami i cienkimi celofanowymi włosami, wiecznie pociągającego nosem z powodu alergii na własne pierze.
  • Nieszczęsnego panicza Szczęsnego, widmo ucieleśnione, niespełnionego wierszokletę o zapędach samobójczych.
  • Krakersa – pradawnego stwora z głębin odwiecznego zła, okupującego piwniczne czeluści, specjalizującego się w gotowaniu, które to wychodzi mu o wiele bardziej niż sianie zagłady.
  • Bandę oślizgłych utopców, które jeśli nie siedzą w przydomowym stawie, wiecznie okupują jedną z łazienek w domu.
  • I w końcu Zmorę, charakterną kotkę, która wszystkich w domu rozstawia po kątach dając wyraźnie do zrozumienia każdemu kto się nawinie, gdzie jego miejsce i kto tu naprawdę rządzi.

Do Konrada Romańczuka szybko dociera, że:

„(…) nikt nigdy nie kupi ode mnie gotyckiego domiszcza z pokraczną wieżyczką, zasmarkanym aniołem, pradawną ośmiornicą, złośliwymi utopcami i maniakalnym samobójcą na dodatek. Każdy rok, miesiąc, tydzień, dzień w dzień aż do usranej śmierci tylko poezja, pierze i przyssawki. To jest jak… jak wyrok… dożywotni wyrok… prawdziwe dożywocie…”

Nie skłamię ani trochę jeśli powiem, że „Dożywocie” jest o niebo lepsze od „Nomen Omen”. Jeśli czytaliście „Nomen Omen” i uważacie, że było zabawne, to pomnóżcie humor razy dziesięć albo i więcej, a otrzymacie „Dożywocie”. Matko święta co tu się wyprawia! Perypetie bohaterów są tak zakręcone i zwariowane, że to się w głowie nie mieści. No ale co się dziwić, skoro pod jednym dachem upchnięto tak barwne i nietypowe towarzystwo. Czytałam i co rusz wybuchałam śmiechem, do wtóru z Siłą wyższą przyglądającą się wszystkiemu. Nie sposób jest bowiem zachować kamienną twarz i nie parsknąć śmiechem śledząc poczynania mieszkańców Lichotki.

Fantastyczna książka! Idealna lektura na poprawę humoru. Głowę daję, że jeśli już zaczniecie czytać, nie będziecie potrafili się od niej oderwać. Zwariowana historia, pierwszorzędne dialogi, doskonały i zróżnicowany język (każda z postaci posługuje się własnym, niepowtarzalnym), cudowni bohaterowie (uwielbiam Szczęsnego!!), mnóstwo odniesień do literatury i filmu (często prześmiewczych) i ten dowcip bijący z dosłownie każdej strony powieści sprawią, że „Dożywocie” będzie pozycją, do której będziecie nie raz powracali, za każdym razem bawiąc się przy nim równie mocno jak za pierwszym razem.

Moja ocena: 6/6

Wydawnictwo: Uroboros
Rok wydania: 2015
Oprawa: miękka
Liczba stron: 352
ISBN: 978-83-280-2138-9

„Dożywocie” do nabycia w księgarni

TaniaKsiazka

0Shares