„Dopóki śpiewa słowik” – Antonia Michaelis (recenzja 445)

Tytuł oryginalny: Solange die Nachtigall singt
Tłumaczenie: Mirosława Sobolewska
Wydawnictwo: Dreams
Rok wydania: 2014
Oprawa: twarda
Liczba stron: 416
ISBN: 978-83-63579-40-1

decorative

Głównym bohaterem powieści „Dopóki śpiewa słowik” jest Jari Cizek. Niedawno skończył szkołę i stoi u progu nowego życia. Jednak zanim zdecyduje się go przekroczyć, chciałby jeszcze raz przeżyć jakąś przygodę. Dlatego też postanawia wybrać się w samotną wędrówkę w góry gdzieś na granicy polsko – czesko – niemieckiej, aby ostatni raz poczuć się prawdziwie wolnym człowiekiem. Pociągiem dociera do maleńkiej wioski, w której krążą legendy o wilkach oraz niedźwiedzicy poszukującej swoich zaginionych dzieci w lesie cieni. W miejscowej galerii zauważa pewien obraz, który zarówno go fascynuje, jak i wywołuje niepokój. Poznaje autorkę tego malowidła i choć dziewczynie daleko do tego, by można było określić ją mianem pięknej, coś w niej przykuwa jego uwagę. Na imię jej Jascha, a on nie do końca wiedząc, dlaczego to robi, postanawia wyruszyć wraz z nią do jej domu położonego w samym sercu lasu cieni. Wkrótce okazuje się, że dziewczyna skrywa wiele tajemnic, które on po kolei będzie odkrywał. A kiedy prawda ujrzy światło dzienne, życiu Jari’ego zagrażać będzie śmiertelne niebezpieczeństwo. 

„Kiedy otwierał drzwi małej galerii, rozległ się srebrzysty dźwięk dzwonka. Nie miał pojęcia, że w tej chwili wszystko się rozstrzygnęło. I że tak szybko skończy się jego wolność.” (10)

Powieść została napisana przez Antonię Michaelis, autorkę pochodzenia niemieckiego. Na swoim koncie ma wiele opowiadań dla dzieci oraz młodzieży, jednak największą sławę przyniosło jej dzieło „Baśniarz”, pierwsza książka skierowana do starszej młodzieży. Choć sama nigdy nie miałam okazji jej czytać, słyszałam wiele pochlebnych opinii na jej temat. Kiedy więc pojawiła się okazja przeczytania najnowszego jej dzieła – „Dopóki śpiewa słowik” – chciałam sprawdzić, czy faktycznie autorka potrafi czarować słowem i pisać wielowarstwowe, pełne fantazji powieści. 

„Może nie istnieje stare ja, którym mogę pozostać. Może jest tylko nowe ja, które muszę dopiero odnaleźć. Może jest ono właśnie tutaj. W lesie.” (46)

Książka okazała się zaskakująca. Na przemian miałam ochotę ją odłożyć i nigdy więcej do niej nie wracać, by za chwilę zmienić zdanie i zasiadać z powrotem do lektury. To, co przeżył główny bohater powieści, wprowadziło nie mały chaos w moich myślach. Wraz z nim gubiłam się w tym, co jest rzeczywiste, a co stanowi ułudę. Granica pomiędzy normalnością, a popadnięciem w czyste szaleństwo jest tu bardzo cienka. Historia pełna jest niedomówień, ukrytych prawd, przez co wraz z Jari’m kręcimy się wśród wielu niewiadomych, zadając sobie kolejne pytania, na które trudno znaleźć właściwe odpowiedzi. Na dobrą sprawę nawet nie wiadomo, czy one istnieją, czy to nie kolejne złudzenie, droga donikąd, do zatracenia – myśli, tożsamości, poczucia rzeczywistości. A kiedy w końcu docieramy do zakończenia i na jaw wychodzą wszystkie fakty, pozostajemy z natłokiem pytań – że jak? że co? przecież to niemożliwe… 

Muszę przyznać, że autorka miała ciekawy pomysł na tę powieść. Widać, że został przemyślany. Bohaterowie zostali ciekawie wykreowani. Są wielowymiarowi, barwni, przechodzą z czasem swoistą metamorfozę i na nowo odkrywają własną tożsamość. Napięcie jest stopniowane, dawkowane odrobina po odrobinie, dzięki czemu przez cały czas odczuwalny jest pewien niepokój podczas lektury. Osadzenie historii w mrocznym, pełnym mgieł lesie sprawia, że jest ona klimatyczna, tajemnicza, w pewien sposób niepowtarzalna. Pełna jest kolorów, dosłownie wszystko ma tu jakąś barwę, dzięki czemu jest jedyne w swoim rodzaju. W całość wpleciono wiele symboliki, metafor, a także erotycznego napięcia. Jest to historia o samotności, poszukiwaniu miłości, zrozumienia oraz wybaczenia. Ciekawym elementem są retrospekcje do wydarzeń z przeszłości, które rzucają wiele światła na teraźniejsze wydarzenia. I choć miałam przez pierwszą połowę problemy z wciągnięciem się w tę opowieść, to cieszę się, że nie zrezygnowałam z dalszej lektury. Ostatecznie okazała się być całkiem pozytywnym doświadczeniem i choć daleko jej do ideału, to i tak warto było ją przeczytać. Teraz już wiem, czego mogę spodziewać się po autorce i łatwiej będzie mi podjąć decyzję, czy sięgnąć po osławionego „Baśniarza”.

Moja ocena: 4/6

Oficjalna recenzja

Dreams

Zdjęcie wykonane aparatem Nikon 1 J3 dzięki uprzejmości Nikon Polska

Nikon-logo

7Shares