Czy recenzenta chroni prawo autorskie???

Dziś chciałabym poruszyć pewną sprawę, która w ostatnim czasie mnie oburzyła. Zapewne większość z Was zamieszcza swoje recenzje nie tylko na własnych blogach, ale również w najróżniejszych portalach czytelniczych. Na części z nich można dodawać swoje teksty bez uprzedniej korekty, inne z kolei wpierw sprawdzają dodawane recenzje pod kątem ich poprawności. Oczywiście wielokrotnie miałam do czynienia z tą drugą wersją. Wówczas wysyłałam swój tekst, był on sprawdzany i odsyłany do mnie z zaznaczonymi propozycjami poprawek. Mogłam się na nie zgodzić bądź odmówić zmian. Nigdy dotąd nie spotkałam się jednak z sytuacją, w której mój tekst uległby jakimkolwiek zmianom bez uzgodnienia tego faktu ze mną. Niestety… kiedyś musiał nadejść ten dzień. 

Od pewnego czasu mam założone konto na wortalu granice.pl . Do własnej biblioteczki dodaję sobie przeczytane książki oraz ich recenzje. Z uwagi na to, że posiadają oni tylko jedną osobę odpowiedzialną za sprawdzanie poprawności dodawanych recenzji, trzeba długo czekać na oficjalną ich publikację na stronie wortalu. Niedawno dostałam e-mail z informacją, że moja recenzja powieści N.K. Jemisin „Zabójczy księżyc” doczekała się łaski i została opublikowana. Weszłam od razu na stronę i cóż widzę? Niby mój tekst, ale nie mój! Pozmieniane zdania, wyrzucone całe fragmenty recenzji… i zrobiono to za moimi plecami, bez uprzedniego pytania o zgodę. Na górze widnieje, iż to ja jestem autorką… ale przecież podesłałam zupełnie inny tekst! Napisałam w tej sprawie do redaktora naczelnego wortalu. Niestety do dnia dzisiejszego nie doczekałam się odpowiedzi na postawione przeze mnie pytania – dlaczego tak uczyniono? i co z poszanowaniem praw autorskich, o których wyraźnie piszą w ich regulaminie? 

Poniżej macie dla porównania dwa teksty. Sami zobaczcie, że widać pomiędzy nimi znaczną różnicę…

Moja recenzja na blogu

„Moja” recenzja na wortalu

Czy Wy, moi drodzy, spotkaliście się prędzej z czymś takim? Czy złamano Wasze prawa autorskie? Co byście zrobili będąc na moim miejscu?

decorative

27 marzec 2014

decorative

Otrzymałam dziś odpowiedź od redaktora naczelnego wortalu Granice. E-mail był bardzo grzeczny, bez żadnych pretensji, za co należy się wielki plus. Poniżej wklejam to, co najważniejsze:

Nasza redakcja zastrzega sobie prawo do redakcji nadesłanych tekstów. Przyznam uczciwie: funkcjonujemy raczej jak większość tradycyjnych mediów, w tym czasopism literackich. Tam wysyła się recenzję, która jest redagowana przez specjalistów, a później publikowana. Wysyłając swoje teksty czy do gazet codziennych, czy do periodyków, nigdy nie miałem wglądu w tekst przed publikacją – takie zwyczaje wprowadziliśmy też na Granicach. Zdarzało mi się, że z tekstu liczącego 10 tysięcy znaków zostawały 2000 znaków. Co najciekawsze: zwykle na redakcji moje teksty tylko zyskiwały. Zapewniam, że u nas redakcją tekstów również zajmują się specjaliści wysokiej klasy, jednak zapewne i nam zdarzają się błędy. Pod warunkiem, że nie zmieniamy sensu tekstu (jeśli to uczyniliśmy, prosimy o informację, a wówczas tekst poprawimy), nie ma to żadnego związku z łamaniem praw autorskich. 

Szkoda tylko, że nie widziałam takiej informacji w ich regulaminie. Gdyby napisali o tym jasno, wówczas nie byłoby problemu. Wiadomo by było, czego można się spodziewać po wysłaniu tekstu recenzji.

Zaproponowano mi, że jeżeli prowadzona przez nich polityka mi nie odpowiada, mogą przenieść moje teksty do „opinii” i wówczas pozostaną one w niezmienionej formie, na co odpisałam, że bym o to prosiła.

I co o tym sądzicie?

0Shares