„Czarny księżyc” – Winston Graham

Wiecie co? Nie bawię się tak! Myślałam, że skoro książka ma blisko 570 stron, to jej lektura zajmie mi trochę czasu, a tym samym dłużej dane mi będzie pozostać w ukochanej przeze mnie XVIII-wiecznej Kornwalii. Tak się jednak nie stało! Powieść wciągnęła mnie do tego stopnia, że w zastraszającym wręcz tempie dotarłam do jej końca. Teraz zaś nastąpi to, czego tak nie lubię… a mianowicie oczekiwanie na premierę kolejnego tomu „Sagi rodu Poldarków”. Ba! Żeby jeszcze było wiadomo, ile przyjdzie mi czekać… Ale nie! Na stronie wydawcy nie ma póki co ani słowa na ten temat, przez co trudniej będzie mi znieść rozłąkę z ulubionymi bohaterami.

Zwłaszcza po tym, co wydarzyło się w tej części…

Historia tym razem rozpoczyna się od narodzin syna Elizabeth i George’a Warlegganów. Przychodzi on na świat w chwili całkowitego zaćmienia księżyca, co skwapliwie wykorzystuje Agatha Poldark i – chcąc dopiec znienawidzonemu przez nią Georgeo’wi – oznajmia mu, iż

„Dziecko urodzone pod czarnym księżycem rzadko ma szczęście! Znałam tylko dwoje takich dzieci i źle skończyły!”

Z kolei dyskusje dotyczące przyszłości starszego syna Elizabeth, Geoffrey’a Charlesa kończą się tym, że w przyszłym roku wyjedzie on do szkoły z internatem, a tymczasem jego nauką ma zająć się guwernantka. Obowiązki te powierzone zostają siostrze stryjecznej Elizabeth, Morwennie Chynoweth.

Tyle chwilowo o mieszkańcach Trenwith. Zajrzyjmy na chwilę do Nampary…

Stosunki między Rossem a Demelzą uległy znacznej poprawie. Na nowo zbliżyli się do siebie, choć Rossowi nie do końca udało się odzyskać zaufanie swojej żony. Pewnego dnia ich dom odwiedzają bracia Demelzy – Samuel i Drake Carne’owie. W ich okolicy coraz trudniej o pracę, dlatego też pomyśleli, że szwagier, któremu ostatnio bardzo dobrze się powodzi, mógłby im pomóc. I tak też się staje. Jednakże ani Ross, ani Demelza nie spodziewają się konsekwencji, które przyniesie ta decyzja.

Obaj młodzi mężczyźni są bowiem metodystami. Starszy z nich, Samuel jest zagorzałym zwolennikiem zasad, którymi kieruje się ten odłam religii i chciałby, aby okoliczni mieszkańcy mogli doznać nawrócenia i przyłączyli się do ich ruchu. Jak łatwo się domyślić sprowadzi się to do konfliktu z miejscowym pastorem oraz innymi zagorzałymi wyznawcami kościoła anglikańskiego.

Ale to nie koniec problemów, które wywołają bracia Demelzy…

Młodszy z nich – Drake zakocha się (ze wzajemnością) w guwernantce panicza Geoffrey’a Charlesa. Na drodze do ich szczęścia staną nie tylko obowiązujące konwenanse, ale też fakt, iż chłopak – przez małżeństwo swojej siostry – spowinowacony jest z Rossem. Stanie się to kolejnym punktem zapalnym, powodem, dla którego dawna rywalizacja i wrogość pomiędzy Rossem a George’m wybuchnie na nowo, z jeszcze większą siłą.

A co się dzieje na świecie?

W dalszym ciągu trwa wojna z Francją, która jest powodem stale pogarszającej się sytuacji w gospodarce. Zamykane są kolejne miejsca pracy, przez co wielu mieszkańcom Kornwalii ciężko się wiązać koniec z końcem. Niepokojące wieści dotyczące statku, na którym przebywał Dwight Enys spędzają sen z powiek nie tylko Carolone Penvenen, ale też Rossowi. Zarówno on, jak i ona usilnie zabiegać będą o to, by dowiedzieć się, co też stało się z młodym mężczyzną, którego oboje darzą dużą sympatią – choć z zupełnie innych powodów.

Niejednokrotnie wspominałam już i powtórzę i tym razem, iż Winston Graham posiada dar opowiadania i potrafi wciągnąć czytelnika do swojego świata. Do rzeczywistości w żadnym razie nie przerysowanej, a do bólu prawdziwej, której nie obce są smutki i radości życia codziennego. Świata, w którym życie przedstawicieli wyższych sfer miesza się z losami zwykłych biedaków tworząc jeden spójny obraz ówczesnych czasów. A wszystko to na tle wydarzeń politycznych i historycznych, przeplatane opisami piękna kornwalijskich ziem. Do tego dochodzi doskonała kreacja jego bohaterów, złożoność ich charakterów, ukazanie zarówno ich jasnych jak i ciemnych stron, a także motywów, którymi kierują się w swoim życiu. Pozwala to nie tylko lepiej poznać ich samych, ale też głębiej przeniknąć do otaczającego ich świata, lepiej go poczuć i zrozumieć.

Po raz kolejny nie podoba mi się jakość wydania książki. O ile w przypadku pierwszych dwóch części – „Ross Poldark” i „Demelza” nie było żadnego problemu, tak w „Jeremy Poldark”„Warleggan” i obecnej „Czarny księżyc” widać, że dzieje się źle. Tłoczone złote litery układające się w napis „Poldark” (i ten na froncie, i ten na grzbiecie) wycierają się podczas lektury pod dotykiem dłoni. Nie dość, że wygląda to mało estetycznie, to założę się, że przy kilkukrotnym obcowaniu z powieścią po prostu z czasem złocenia te zetrą się zupełnie. Wystarczy, że spojrzycie na zdjęcie dołączone do tego wpisu i będziecie wiedzieli, o co mi chodzi. Miałam nadzieję, że wydawca zapoznając się z moją poprzednią recenzją weźmie sobie do serca przytyk dotyczący jakości wydania książki i że kolejna część, która trafi w ręce czytelników będzie staranniej wydana. Jak widać… pomyliłam się.

Wracając jednak do powieści – „Czarny księżyc” to kontynuacja wspaniałej sagi będącej opowieścią o nie łatwej miłości, tęsknocie za lepszym jutrem i utraconymi marzeniami, trudach codziennego życia oraz konsekwencjach podejmowanych wyborów, którą polecam wszystkim tym, którzy pragną przeczytać naprawdę dobrą, zapadającą w pamięci i sercu historię. Żal było mi po raz kolejny opuszczać Kornwalię, zwłaszcza w momencie, w którym urwała się historia… Zakończenie mną bowiem wstrząsnęło. Wydarzyła się prawdziwa tragedia, która stała się udziałem jednej z postaci, którą szczególnie lubiłam. Wywoła ona nie małą burzę w życiu poszczególnych bohaterów, dlatego też tym bardziej nie mogę doczekać się chwili, w której w me ręce trafi kolejny tom mej ulubionej sagi.

Moja ocena: 5/6

Tytuł oryginalny: The Black Moon
Tłumaczenie: Tomasz Wyżyński
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2017
Seria/Cykl: Saga rodu Poldarków, tom 5
Oprawa: miękka
Liczba stron: 568
ISBN: 978-83-8015-462-9

8Shares