„Alicja w Krainie Zombi” – Gena Showalter [recenzja 355]

  • alicja-w-krainie-zombi
  • Tytuł oryginalny: Alice in Zombieland
  • Tłumaczenie: Jan Kabat
  • Wydawnictwo: Mira/Harlequin
  • Rok wydania: 2013
  • Seria: Kroniki Białego Królika, tom 1
  • Oprawa: miękka
  • Liczba stron: 512
  • ISBN: 978-83-238-9076-8

 

„Alicja w Krainie Zombi” to pierwszy tom nowej serii autorstwa Geny Showalter, która może się pochwalić całkiem pokaźnym dorobkiem literackim. Pisywała m.in dla takich magazynów jak „Cosmopolitan” czy „Seventeen”. Pracowała swego czasu dla MTV oraz w wielu regionalnych i ogólnokrajowych programach newsowych. Pisząc książkę Alicja w Krainie Zombi” inspirację czerpała z powieści Lewisa Carrolla „Alicja w Krainie Czarów”. Tak jak i tam, tak i tu główna bohaterka odkrywa świat, który do tej pory był jej zupełnie nie znany. Tyle tylko że tym razem powieść nie nadaje się już dla młodszych czytelników. Jest to typowa młodzieżówka, którą mimo tego, iż napisana jest w niewyszukany i banalnie prosty sposób, świetnie się czyta i miło spędza się przy niej czas wolny. Dużym plusem powieści jest humor, który z niej przebija.

„Nazywam się Alicja Bell i tamtej nocy, kiedy ukończyłam szesnaście lat, straciłam matkę, którą kochałam, siostrę, którą uwielbiałam, i ojca, którego nie rozumiałam do chwili, nim zrobiło się za późno”. (8)

Alicja dorastała w dziwnym domu. Nikt z jej rodziny nigdy nie opuszczał go po zapadnięciu zmroku. Czuwał nad tym jej ojciec, który był święcie przekonany, że po świecie chodzą najprawdziwsze potwory. I mimo, że matka Alicji nigdy ich nie widziała, wspierała swojego męża we wszystkim. Przez to tytułową bohaterkę omijały wszelkie przyjemności związane z jej wiekiem. Nie było mowy o nocowaniach u przyjaciółek, wypadach do kina na wieczorne seanse, ani upragnionych randkach z chłopcami pod rozgwieżdżonym niebem. Jej młodsza siostrzyczka Emma równie mocno odczuwała zasady panujące w ich domu, choć jako młodsze dziecko miała jeszcze mniej do powiedzenia, niż Alicja. Trudno się więc dziwić, że córki pana Bella uważały go za szaleńca dającego wiarę niestworzonym rzeczom. Aż w końcu nadszedł dzień, w którym życie Alicji przewróciło się do góry nogami. W wyniku wypadku życie stracili wszyscy jej bliscy, a ona, nie wierząc własnym oczom, zobaczyła pochylające się nad ciałem jej ojca najprawdziwsze potwory! Czyżby faktycznie jej ojciec miał rację? Czy też zupełnie jej odbiło w wyniku przeżytej traumy? Tymczasem trafia pod skrzydła swoich dziadków oraz rozpoczyna naukę w nowej szkole. Tam jej uwagę przykuwa Cole Holland. Widząc go dziewczyna miewa różne wizje, przez które traci kontakt z rzeczywistością. Odczuwa również dziwne przyciąganie w stosunku do niego. Kim jest ten facet? I czemu tak na nią działa? Dlaczego wszyscy dookoła proszą ją, aby trzymała się od niego oraz jego przyjaciół z daleka?

Motyw zombi w literaturze staje się coraz popularniejszy. Wpierw niesłabnącym zainteresowaniem cieszyły się wampiry, a obecnie uwaga czytelników skupiła się na historiach, w których występują chodzący martwi. Na swym koncie mam zaledwie kilka książek tego typu, wśród nich „Ciepłe ciała” Isaaka Mariona czy też dwie części trylogii Carrie Ryan pt „Las Zębów i Rąk”. Obejrzałam za to niezliczoną ilość filmów z ich udziałem. Myśląc o zombi od razu widzę przed oczami człapiących martwych w różnym stadium rozkładu, którzy powłóczą nogami, wydają z siebie nieartykułowane dźwięki i podążają za ofiarami pragnąć pożreć ich mózgi. Tego typu wizja zombi chyba najczęściej pojawia się zarówno w filmach, jak i w literaturze. Gena Showalter stanowczo odbiegła od tego schematu i tym zupełnie mnie zaskoczyła. Jej zombi są czymś nowym, z czym nigdy dotąd się nie spotkałam. Nie są materialni. Są to złe dusze, które na swe ofiary wybierają ludzi mających w sobie dobro. Nie mogą skrzywdzić nikogo w świecie fizycznym, chyba że ten ktoś będzie odczuwał ogromny strach, albo też będzie bliski śmierci. Wówczas przenikają do ciała człowieka i pożerają jego duszę kawałek po kawałeczku, a kiedy skończą… zainfekowany osobnik odradza się jako kolejny zombi. Walka z nimi nie jest wcale taka łatwa. Tu również autorka zaskakuje. Ci, którzy pragną stawić czoła złu, muszą duchowo opuścić swe ciała. Tylko jako dusze są w stanie powstrzymywać zło. Ale nic za darmo. Obrażenia doznane w sferze ducha odbijają się w świecie materialnym po tym, jak dusza powróci do swego ciała. Dzięki temu, że autorka przedstawiła kwestię zombi w taki, a nie inny sposób, lektura stała się dla mnie o wiele ciekawsza.

Jeśli chodzi o bohaterów, to najbardziej zaintrygowała mnie postać Cole’a Hollanda. Sama autorka w wywiadzie zamieszczonym na końcu powieści wyznaje, że zakochała się w tym chłopaku. I wcale jej się nie dziwię. Też bym mu uległa, gdyby stanął na mej drodze. Każdą kobietę w mniejszym, bądź większym stopniu pociągają mroczni mężczyźni, skrywający przed światem jakąś tajemnicę. A właśnie taki jest Cole. Chyba nie muszę dodawać, że jest przy tym nieziemsko przystojny? Nie dopuszcza do siebie nikogo poza najbliższym kręgiem swoich znajomych. Cała reszta uważa go za śmiertelnie niebezpiecznego i woli trzymać się z dala od niego w obawie o własne dobro. I nic w tym dziwnego. W pełni zasłużył sobie na takie traktowanie. Jego znajomość z Alicją rozwija się dość dynamicznie i pełna jest romantycznych uniesień. Irytować może jedynie to, że zarówno on, jak i dziewczyna są jak chorągiewki na wietrze. Wiecznie nie zdecydowani, czego tak na prawdę chcą. Najpierw pragną być razem. dowiedzieć się o sobie wszystkiego, by za moment wzajemnie się odpychać i unikać jakiegokolwiek kontaktu. Ale nie na długo, bowiem istnieje między nimi prawdziwa chemia, z którą na dłuższą metę nie da się walczyć. No i łączą ich te dziwne wizje… Dlaczego się pojawiają i co dla nich oznaczają?

Szczerze przyznam, że biorąc do ręki powieść Geny Showalter byłam pełna obaw. Czytałam kilka recenzji na jej temat i opinie czytelników były bardzo zróżnicowane, momentami wręcz skrajnie różne. Jedni zachwalali książkę, jak tylko mogli. Inni nie szczędzili jej słów krytyki. Jeśli chodzi o powieści młodzieżowe, nie jestem zbytnio wybredna i nie mam wobec nich wielkich oczekiwań. Pragnę tylko, aby historia była ciekawa i w miarę możliwości niebanalna, choć z tym ostatnim bywa różnie. W dzisiejszych czasach na rynku pojawia się tyle książek, że trudno trafić wśród nich taką, która odznaczała by się czymś nowym, była podmuchem świeżości. Na całe szczęście „Alicja w Krainie Zombi” mnie nie zawiodła. Pomysł na kreację zombi jest tu największym atutem, bo nigdy dotąd z czymś takim się nie spotkałam. Poza tym sama historia jest ciekawa i nie nuży. Mamy wątek miłosny, który być może i jest oklepany oraz wyidealizowany, ale to w końcu powieść dla młodzieży. Nie można oczekiwać po niej jakichś wielkich dramatów, rozterek miłosnych i filozoficznych rozmyślań w tym temacie. Ta książka ma uprzyjemnić czas, dostarczyć rozrywki i sprawić, że chwile poświęcone lekturze nie będą odczuwane jako zmarnowane. I taka właśnie jest powieść Geny Showalter. Lekka i przyjemna. Mnie nie zawiodła. Jestem jak najbardziej za tym, aby sięgnąć po kolejny tom, który za granicą miał swą premierę we wrześniu tego roku. Mam nadzieję, że szybko pojawi się na naszym rynku, bo chciałabym już poznać dalsze losy Alicji, Cole’a oraz ich wiernych przyjaciół.

Moja ocena: 5/6

harlequin - mira

Oficjalna strona autorki.

Recenzja bierze udział w wyzwaniu: „Czytam Fantastykę”

Recenzja opublikowana również:

lubimyczytac.pl ; nakanapie.pl ; webook.pl ; Gandalf ; Matras

0Shares