66. "Operacja Seegrund" – M. Kobr, V. Klupfel

Dziś mam dla Was recenzję świetnego kryminału napisanego przez niemiecki duet pisarzy – pana Michaela Kobra oraz Vogela Klupfela – „Operację Seegrund”.
Poniższa recenzja bierze udział w konkursie organizowanym przez Syndykat Zbrodni w Bibliotece na recenzję lipca, który został specjalnie zorganizowany dla członków Syndykatu. Więcej szczegółów o tutaj.

Tytuł oryginalny: Seegrund
Tłumaczenie: Agnieszka Hofmann
Wydawnictwo: Akcent
Data wydania: 2012r
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 372
ISBN: 978-83-62180-24-0
Półka: posiadam
Przeczytana: 30.07.2012r
Do kupienia: Księgarnia Gandalf

Z duetem pisarskim, autorami niniejszej książki, po raz pierwszy spotkałam się przy okazji ich pierwszej książki o przygodach komisarza Kluftingera – „Szczodre Gody”. Śledztwo prowadzone przez głównego bohatera, świetnie nakreślona historia oraz wszechobecny humor sprawiły, że czym prędzej zapragnęłam sięgnąć po kolejną powieść z Kluftingerem w roli głównej – „Operację Seegrund”. Zanim jednak przejdę do omówienia wspomnianej książki, przybliżę Wam nieco sylwetki autorów niniejszego dzieła. Michael Kobr przyszedł na świat w 1973 roku w Allgau. Z wykształcenia nauczyciel języka niemieckiego oraz francuskiego. W wolnych chwilach zajmuje się pisaniem kryminałów, a zajęcie to stało się jego drugą życiową pasją. Pan Klupfel jest redaktorem kulturalnym dziennika „Augsburger Allgemeine Zeitung”. W miejscowości Bamberg studiował historię, dziennikarstwo oraz nauki polityczne. Przez wiele lat mieszkał w Alrusried, w regionie Allgau, a obecnie w raz z rodziną mieszka w Augsburgu. Podobnie jak Kobr, pasjonuje się gatunkiem kryminalnym. Za „Operację Seegrund” pisarze otrzymali nagrodę publiczności – MIMI, otrzymywaną w kategorii „najlepszy kryminał” od Stowarzyszenia Księgarzy Niemieckich.

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Do państwa Kluftinger przyjeżdża ich syn Markus wraz ze swoją dziewczyną Yumiko. Podczas jednej z wypraw nad jezioro Alatsee znajdującego się niedaleko Fussen, dokonują niespodziewanego odkrycia. Na brzegu jeziora odnajdują nurka w wielkiej czerwonej kałuży. Pierwsza myśl – natknęli się na zwłoki mężczyzny, który wykrwawił się na śmierć. Jednak po bliższych oględzinach Kluftinger zauważa, że ów człowiek jednak żyje, chociaż jest w bardzo kiepskim stanie. Dokonuje również pewnego odkrycia – pod dłonią leżącego na ziemi człowieka widzi dziwny znak narysowany na śniegu, który na pierwszy rzut oka nic kompletnie mu nie mówi. W wyniku rozpoczętego śledztwa wychodzi na jaw, że to najprawdopodobniej nie był wypadek, a czerwona kałuża to nie krew… tylko jakaś organiczna substancja. Przed komisarzem ciężki orzech do zgryzienia. Czego szukał nurek zimą w jeziorze, nad którym obowiązuje zakaz nurkowania ze względu na niebezpieczne właściwości wody? Kto zaatakował odnalezionego mężczyznę? I cóż oznacza ten narysowany przez płetwonurka znak na śniegu? Sytuacji nie ułatwia fakt, że ofiara zapadła w śpiączkę w wyniku sporego wyziębienia organizmu i nie wiadomo, czy w ogóle się obudzi, aby rzucić światło na sprawę. Jakby tego było mało do grupy dochodzeniowej kierowanej przez Kluftingera dołączyła kobieta – Friedel Marx, policjantka z posterunku Fussen, która kopci jak smok co chwilę cygaretki i wtrąca wszędzie swoje trzy grosze starając się przejąć śledztwo od komisarza. Jak potoczą się sprawy? Czy policja pod wodzą Kluftingera rozwiąże tę zagadkę? Policjanci wydają się błądzić w absolutnych ciemnościach. Jak już uda im się do czegoś dojść, to za moment okazuje się, że na drodze stanął mur nie do pokonania, a oni sami znaleźli się w ślepej uliczce. Wydaje się, że odpowiedzi na wszystkie pytania można odnaleźć na dnie Alatsee. Tylko czy aby na pewno?

„Wszystko okazywało się inne, niż wydawało się na pierwszy rzut oka – dziewczyna jego syna nie była żadną Micky, tylko Yumiko, kolega okazał się koleżanką, krew nie była krwią, a denat żył.” [s. 34]

Kiedy sięgałam po książkę, miałam nadzieję, że otrzymam dobrze skrojony kryminał z ciekawie zarysowaną historią, wartką akcją, mnóstwem zagadek i fałszywych tropów oraz z interesującymi i dobrze przedstawionymi bohaterami. I wiecie co? Otrzymałam wszystko to, na co tak liczyłam. Po raz kolejny autorom powieści o przygodach komisarza Kluftingera udało się mnie w pełni zadowolić. Odnajdziemy tutaj wszystko to, o czym wspomniałam rozpoczynając tę myśl. Jest to kolejna pozycja, która sprawiła, że przyjemnie spędziłam czas podczas lektury.

Bohaterowie zostali bardzo wyraźnie nakreśleni. Sama postać komisarza Kluftingera jest niesamowita. Jest to połączenie znanych nam detektywów, jak choćby Scherlocka Holmesa czy Herculesa Poirota. Jako człowieka cechuje go niesamowite poczucie humoru, czego jesteśmy wielokrotnie świadkami podczas przeróżnych sytuacji. Potrafi obrócić wszystko w żart, czy to obiektem nieprzewidzianych sytuacji byłby ktoś z jego otoczenia, albo też sam komisarz. Oprócz jego cech charakteru, panowie Kobr i Klupfel przedstawili nam dokładniej jego wygląd, jak też upodobania, ba! nawet ulubione przysmaki kulinarne. To wszystko sprawia, że możemy bliżej związać się z głównym bohaterem, poznając go ze strony zarówno zawodowej, jak i prywatnej.

W „Szczodrych Godach” Kluftinger pracował w duecie z lekarzem Martinem Langhammerem. Wówczas to stanowili prześmiewczą parę, niczym Flip i Flap, niejednokrotnie płatając sobie wzajemnie różnego rodzaju figle oraz działając jeden drugiemu na nerwach. Ucieszyło mnie, że również w tej części nie zabrakło doktorka, chociaż jest on zdecydowanie postacią drugoplanową. Ważne jednak, że w ogóle się pojawił, a w momencie kiedy obaj się spotykali, ponownie mogłam pośmiać się z wzajemnych docinek i strojonych sobie dowcipów.

Książka składa się z trzech głównych wątków, które splatają się w jedną spójną całość. Po pierwsze wraz z policją i osobami pobocznymi śledzimy przebieg śledztwa po kolei odkrywając wszelkie zagadki. Po drugie przyglądamy się życiu prywatnemu komisarza – jego rodzinie oraz przygotowaniom do nadchodzących świąt. Na koniec mamy wgląd jakby w zapiski z pamiętnika, dzięki którym systematycznie cofamy się w czasie, aż do momentu wydarzenia w przeszłości, które stało się zaczątkiem obecnej sytuacji. Język jest prosty, zrozumiały każdemu czytelnikowi, a wszelkie niemieckie zwroty znajdujące się w dziele posiadają odpowiednie wytłumaczenie u dołu strony, na której o nich czytamy. Znalazłam zaledwie kilka drobnych błędów w postaci literówek, jednak jest ich doprawdy znikoma ilość, co zupełnie nie przeszkadza podczas czytania. Całość jest harmonijna i tworzy ciekawie wykreowaną historię, którą czyta się doprawdy bardzo szybko i z zainteresowaniem.

Czy polecam książkę? Ależ oczywiście! Jak mogłabym tego nie zrobić?! Przygody Kluftingera są niesamowite. Cięty dowcip i ciekawa zagadka do rozwiązania sprawiają, że to doprawdy interesująca lektura. Dla fanów kryminału okraszonego dobrym humorem to będzie prawdziwa gratka. Z całą pewnością czas poświęcony książce nie będzie stracony. Dajcie się porwać tej historii i sięgnijcie czym prędzej po „Operację Seegrund”!.

Moja ocena: 5/6

Operacja Seegrund [Volker Klüpfel, Michael Kobr]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Za książkę bardzo dziękuję
Panu Kazimierzowi Świetlikowskiemu
Baza Syndykatu Zbrodni w Bibliotece

0Shares