65. "Malując przyszłość" – Louise L. Hay, Lynn Lauber


Tytuł oryginalny: Painting the Future
Tłumaczenie: Ischim Odorowicz
Wydawnictwo: Studio Astropsychologii
Data wydania: 2012r
Oprawa: miękka
Ilość stron: 124
ISBN: 978-83-7377-531-2
Półka: posiadam
Przeczytana: 28.07.2012r

 
Autorkami tej niepozornej pod względem objętościowym książki są dwie kobiety – Louise L. Hay oraz Lynn Lauber. Pierwsza z nich jest znaną na całym świecie autorką wielu bestsellerowych książek oraz popularną mówczynią. Od ponad 30 lat stara się pomagać ludziom w odkrywaniu przez nich drzemiącego w nich potencjału do samouzdrawiania i rozwoju osobistego. Pani Lynn w swoim życiu opublikowała trzy własne książki, a także miała przyjemność współpracować z wieloma innymi autorami. Jej specjalizacją jest literacka fikcja, a także narracja pamiętnikarska. Zajmuje się też twórczością z dziedziny osobistego rozwoju. New York Times opublikował kilka z jej esejów.

„Oto opowieść o miłości i nadziei – oraz o tym, jak dwoje nieznajomych uratowało się wzajemnie w momencie, który wydawał się być ostatnim.” [s. 7]

Jonathan Langley niegdyś był sławnym malarzem szanowanym na całym świecie. Brylował wśród elity często bywając na wystawnych przyjęciach i biorąc udział w wywiadach dla największych magazynów świata. Skłócony z rodziną otoczył się przyjaciółmi podobnymi do siebie – równie bogatymi i korzystającymi z życia w pełni. Niestety to co dobre nie trwa wiecznie. W wyniku niespotykanego ówcześnie wirusa zmarła część jego przyjaciół wraz z najbliższą mu osobą – Georgem. Jednak to nie koniec nieszczęść, które go spotkały. Jonathan również zachorował, a w wyniku choroby tuż po czterdziestym roku życia całkowicie stracił wzrok. Nikt nie chciał się zadawać z niewidomym malarzem, spod pędzla którego już nigdy nie wyjdzie żadne zjawiskowe dzieło. Dotychczasowi przyjaciele zupełnie się od niego odsunęli, a będąc nadal skłóconym ze swoją rodziną pozostał zupełnie sam. Samotność to rzecz straszna. Nikt nie chce stanąć w obliczu osamotnienia. Jonathan z czasem stracił sens dalszego życia. Przestał udzielać się społecznie i zamknął się w swoich czterech ścianach miszkania w dzielnicy Mission w San Francisko, niezdolny do dalszego normalnego funkcjonowania. Opuszczony, skazany na pomoc innych stał się zgorzkniałym, opryskliwym i smutnym człowiekiem zamieszkującym budynek, który odbiegał od dotychczasowego standardu życia jakie dotąd wiódł, mając za sąsiadów emigrantów ledwo wiążących koniec z końcem. Któregoś dnia w jego życiu pojawiła się jedenastoletnia Lupe, wnuczka sąsiadów – państwa Saldana. Jonathan nie zdawał sobie sprawy, że to spotkanie odmieni jego życia, a także jego samego. Zmiana będzie dotyczyła również jego małej sąsiadki. Jonathan jeszcze nie wie, że dziewczynka skrywa przed nim wielką tajemnicę… Co takiego uczyniła Lupe wkraczając z butami w życie Langleya? Czy faktycznie udało jej się odmienić jego spojrzenie na życie? I co takiego dla Lupe uczynił Jonathan? Sięgnijcie proszę po książkę, to się tego z pewnością dowiecie!
Autorki w swej książce poruszają bardzo wiele trudnych tematów, które mogą spotkać każdego z nas. Znajdziemy tu dyskryminację społeczną ze względu na narodowość oraz sytuację emigrantów w Stanach, którzy przybyli tu w nadziei na stworzenie lepszej przyszłości dla swojego dziecka. Będzie też o odrzuceniu członka rodziny z powodu jego inności, której nie potrafiono za nic zaakceptować, przez którą odczuwało się wstyd, jeśli pomyślało się o tym, co pomyślą sobie sąsiedzi… Kościół… jeśli to wyjdzie na jaw – lepiej było zerwać kontakty z własnym dzieckiem. To przecież takie proste prawda? Poza tym główny motyw występujący w dziele autorek – samotność człowieka, niegdyś szanowanego i podziwianego, a odtrąconego i zapomnianego z powodu niespodziewanego kalectwa. To prawdziwe studium psychologiczne człowieka skrzywdzonego, który w którymś momencie życia zupełnie się zagubił i nie potrafił odnaleźć drogi powrotnej.

„To Jonathan Langley, najnieszczęśliwszy mężczyzna na świecie.” [s. 16]

Bardzo spodobała mi się babcia Lupe. To taka prawdziwa BABCIA, starowinka z bagażem życiowych doświadczeń, która dla swojej wnusi miała zawsze dobre słowo i która uczyła dziewczynkę, jak powinna postrzegać świat czy otaczających ją ludzi, oraz przekazywała Lupe mądrości życiowe na każdą okazję. Trzeba przyznać, że to, co miała do powiedzenia, to bardzo mądre słowa skłaniające człowieka do refleksji oraz zastanowienia się nad własnym życiem i własnym postrzeganiem różnych spraw.

„Wyobrażaj sobie swoje życie takim, jakim chcesz, by było; wyobrażaj sobie życie twoich bliskich wypełnione światłem i błogosławieństwem. Taki jest sekret życia… Wszyscy go znają, ale większość o nim zapomniała.” [s. 29]

„Malując przyszłość” mimo stosunkowo nie wielu stron niesie ze sobą wielkie przesłanie – zarówno o nadziei, jak i miłości, które są bardzo ważne w naszym życiu. Doszukamy się w książce wielu życiowych mądrości i prawd, które warto wykorzystać i zastosować we własnym życiu. Czy polecam lekturę? Ależ oczywiście. Warto czytać pozycje traktujące o trudnych tematach, gdyż za wszelką cenę należy o tym mówić, a nie unikać tematu, jakby problem nie istniał. Zatem gorąco zachęcam – sięgnijcie po ten utwór. Jestem pewna, że nie będziecie żałować.

Moja ocena: 5/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję

0Shares