Tytuł oryginalny: The Tale of Halcyon Crane
Tłumaczenie: Maciejka Mazan
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2011r
Oprawa: miękka
Ilość stron: 296
ISBN: 978-83-10-11974-2
Półka: posiadam
Przeczytana: 8.07.2012r
Zachęcona wieloma pozytywnymi recenzjami przeczytanymi w blogosferze postanowiłam zdobyć debiutancką powieść pani Wendy Webb – „Duchy przeszłości”. Zanim jednak przejdę do tematyki książki, wpierw wspomnę co nieco o samej autorce. Co o niej wiadomo? Pochodzi z Minneapolis. Przez wiele lat pracowała w zawodzie dziennikarki pisując w większości dla dużych lokalnych dzienników. Od zawsze jednak największym jej marzeniem było napisanie własnej książki. Pisanie nigdy nie stwarzało jej problemów, wręcz przychodziło z łatwością. Wraz z mężem, będącym fotografem, wybrała się raz na wycieczkę na Wyspę Mackinac w stanie Michigan i właśnie ten wyjazd zainspirował ją do napisania swojej pierwszej książki – „Duchów przeszłości.”
„Katastrofy spadają bez uprzedzenia, gdy zajmują nas sprawy codziennego życia”. [s.140]
Hallie James na co dzień pracuje w lokalnej gazecie jako korektorka. Ta młoda kobieta nie ma łatwego życia. Niedawno rozwiodła się ze swoim mężem Richardem, gdyż okazał się kryptogejem. W końcu przyznał się do swej prawdziwej orientacji, po czym związał z innym mężczyzną. Pozostał jednak przyjacielem Hallie, a w zasadzie jedyną bliską jej osobą, gdyż jej ojciec od lat przebywa w domu opieki społecznej i nie ma już prawie kontaktu z otaczającym go światem z powodu alzheimera; matka natomiast zginęła w pożarze, kiedy Hallie miała pięć lat. Któregoś dnia w ręce naszej bohaterki trafia pismo od notariusza pochodzącego z wyspy Grand Manitou. Po jego przeczytaniu życie dziewczyny wywraca się do góry nogami. W jednej chwili Hallie zdaje sobie sprawę, że całe jej dotychczasowe życie było jednym wielkim kłamstwem. Oto bowiem otrzymała wraz z pismem notarialnym list od niejakiej Madlyn Crane, która przedstawiła się w nim jako jej matka, a ponadto wyjawiła, że Hallie tak naprawdę nazywa się Halcyon Crane. Jednak nie dane będzie poznać naszej bohaterce biologicznej matki, gdyż z pisma urzędowego dowiaduje się m.in, że Madlyn niedawno zmarła pozostawiając testament. Żeby zapoznać się z jego treścią, Hallie będzie musiała wyruszyć w podróż, która odmieni jej życie – na wyspę Grand Manitou, gdzie podobno przyszła na świat. Tylko dlaczego ojciec ją okłamał? Czemu powiedział, że jej matka zginęła w pożarze, kiedy miała pięć lat? Dlaczego zmienił ich tożsamości? Czego się bał? Przed czym uciekał? Dlaczego upozorował śmierć własną i oraz córki? I dlaczego prawdziwa matka napisała do niej dopiero po trzydziestu latach? Jedno jest pewne – czas poznać prawdę… Jednak nie będzie to takie proste. Na miejscu będą miały miejsce dziwne, a zarazem nie dające się wyjaśnić sytuacje… rodem z opowieści grozy…
„Prawda szuka światła dnia, potrzebuje go jak powietrza, dlatego wymyka się z najbardziej pancernych, najsprytniej ukrytych skrzyń – nawet tych pogrzebanych w sercu zmarłego.” [s.10]
Wyspa Grand Manitou jest wytworem wyobraźni autorki, choć jak sama przyznaje, stworzyła ją wzorując się na Mackinac Island. Trzeba przyznać, że udało jej się wykreować niesamowite miejsce, w którym jakby czas się zatrzymał. Wyspa znana jest głównie z tego, że stanowi w okresie letnim miejsce wypoczynku dla osób zjeżdżających z większych miast szukających zacisznego miejsca, w którym można by odpocząć od zgiełku i stresów codziennego życia. Po okresie turystycznym wszystko na wyspie się wycisza, dosłownie zamiera, w czym skutecznie pomaga sama natura robiąc to miejsce zupełnie nieprzystępnym – deszczowym, pełnym wahań atmosferycznych, gdzie czasem szaleją niespodziewane sztormy. Okolica pełna jest starych wiktoriańskich domów z werandami i schludnymi ogródkami. Jeśli ktoś chciałby dostać się w odleglejsze miejsce zmuszony jest poruszać się dorożkami, konno, rowerem bądź pieszo, gdyż na wyspie nikt nie posiada samochodu ani żadnego innego mechanicznego pojazdu. Komórki nie łapią zasięgu, a żeby wydostać się z wyspy należy zaczekać na prom, który nie kursuje na co dzień, tylko w wybrane dni tygodnia. Ma się wrażenie, jakby czas zatrzymał się gdzieś w XIX wieku… Wszystko to tworzy niesamowitą atmosferę, nadającą tło całej historii i stwarzającą warunki do osadzenia w takiej scenerii opowieści o duchach oraz niesamowitych wydarzeniach, których doświadczać będzie główna bohaterka powieści pani Webb.
„Chodźmy się bawić, wyjdźmy na łąkę.Przynieś laleczki. Wejdź na jabłonkę.Wejdź w piwnicy mojej drzwi.Zawsze razem, ja i ty.”[s.54-5]