„48 tygodni” – Magdalena Kordel

O tym, że Magdalena Kordel jest jedną z moich ulubionych polskich pisarek, świadczyć może ilość przeczytanych i opisanych na moim blogu powieści, które wyszły spod jej pióra. Swą przygodę z jej twórczością rozpoczęłam od „Wymarzonego domu”, który przypadł mi do gustu na tyle, że z chęcią sięgnęłam po kolejne jej dzieła. I tak oto na mojej półce znalazły się: „Wymarzony czas”, „Tajemnica bzów”, „Uroczysko”, „Sezon na cuda” i „Córka wiatrów”. Zawsze jednak ciekawa byłam debiutu autorki, książki, od której rozpoczęła się jej przygoda z pisaniem, a mianowicie „48 tygodni”. Ale jak na złość dotąd nie chciała ona wpaść w moje ręce. Aż do teraz, kiedy to wydawnictwo Znak postanowiło ją wznowić.

O czym traktuje książka? Tak w skrócie? O Nataszy – mamie sześcioletniej Gosi, żonie Sebastiana i właścicielce dwóch kotów o zabawnych imionach Oprych i Żaba. Główna bohaterka w formie dziennika opisuje nam wypadki ze swojego życia – jej codzienne troski oraz radości, różnorodne perypetie związane z rodziną, przyjaciółmi oraz znajomymi z pracy. A wszystko to na przełomie blisko roku, owych 48 tytułowych tygodni. I tu ciekawostka – te luźne, śmieszne scenki z życia Nataszy napisane w stylu popularnej w tamtych czasach bohaterki powieści Helen Fielding, tj Bridget Jones (którą nota bene do dziś dnia uwielbiam <3 ) powstały pierwotnie na zamówienie pewnego tygodnika, a dopiero później autorka nadała im spójną całość tworząc książkę.

Zanim jednak sięgniecie po tę książkę, muszę was lojalnie przestrzec – co i rusz wybuchać będziecie śmiechem, więc lepiej nie czytajcie jej w miejscu publicznym, a po skończonej lekturze stwierdzicie, że wasze życie jest… niestety nudne. Bo to, co się wyprawia w życiu głównej bohaterki w ciągu tych 48 tygodni, które wraz z nią spędzamy, udowadnia, iż wiedzie ona iście szalone życie, wypełnione po brzegi sytuacjami i ludźmi, które na nudę nie pozostawiają już żadnego miejsca.

Czy drugie dziecko może być środkiem na poprawę kobiecego samopoczucia? Czy to normalne, że kot jest zielony? Jak można pomóc rodzącej rybie i co taka ryba w ogóle wówczas czuje? Czy kolczyk w pępku może uratować zagrożone małżeństwo? Jak może wyglądać romantyczny weekend we własnym mieszkaniu? Dlaczego krasnoludki z „Sierotki Marysi” wyglądają na przetrawione?

Na te i inne pytania odpowiedzi znajdziecie na kartach „48 tygodni” Magdaleny Kordel. A oprócz tego m.in staniecie oko w oko z Dużą Zochą, przeprowadzicie wywiad z Panem Poetą, rywalizować będziecie z byłą własnego męża, własnoręcznie rozmnażać będziecie glonojady, zmierzycie się z matką, której totalnie odbiła palma oraz będziecie musieli dać sobie radę z małym, aczkolwiek nad wiek rozwiniętym dzieckiem, które co i rusz zasypywać was będzie gradem pytań bądź stawiać w „nieco” niezręcznych sytuacjach…

Czy to jednak znaczy, że „48 tygodni” Kordel jest jedynie iście komediowym dziełem? Otóż nie! W tych wszystkich zabawnych historiach, pomiędzy wierszami, dopatrzycie się brutalnej rzeczywistości, w której żyć przyszło kobietom. Niby wyzwolone, niby równouprawnienie, a kiedy przychodzi co do czego, okazuje się, że realny świat wygląda zupełnie inaczej. Nagle fakt, że jest się matką stanowić może problem w poszukiwaniu pracy, kiedy z dzieckiem źle się dzieje, nie można dobić się do odpowiedniego lekarza, a kiedy chodzi o wychowywanie, to praktycznie cała odpowiedzialność i praca spada na kobiece barki. Bo przecież mężczyzna musi zarabiać, by utrzymać rodzinę, a po powrocie z pracy do domu należy mu się odpoczynek… Znacie to? Niby minęło już dwanaście lat od ukazania się na rynku pierwszego wydania „48 tygodni”, a wszystkie te kwestie i problemy są nadal tak samo realne.

A jeśli już mowa o wydaniach. Dotąd „48 tygodni” wyszły trzykrotnie, każda w innej oprawie graficznej. Po raz pierwszy nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka w 2005 roku, następnie w serii „Literatura na obcasach” od G+J i teraz, najnowsza wersja, którą oddało do rąk czytelników wydawnictwo Znak. Gdybym miała ocenić książki jedynie po okładkach, to nie ma co ukrywać – osobiście najbardziej podoba mi się wydanie tegoroczne. Kolorowe, z uśmiechniętą panią wzbudzającą sympatię, najmocniej przyciąga mój wzrok. Ale to tylko moje subiektywne odczucia, bo jak wiadomo – książek nie powinno oceniać się po okładce, a po treści. A ta jest jak najbardziej warta poznania.

Zatem jeśli dotąd nie sięgnęliście po „48 tygodni”, zróbcie to – tym bardziej jeśli lubicie prozę Magdaleny Kordel.

Moja ocena: 4/6

Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2018
Oprawa: miękka
Liczba stron: 256
ISBN: 978-83-240-5035-2

1Shares