34. "Księga kłamców" – Mariusz Zielke

Wydawnictwo: Principium
Data wydania: 2012r
Okładka: miękka
Ilość stron: 480
ISBN: 978-83-63320-03-4
Półka: posiadam
Dodatki: autograf z pozdrowieniami

 

Któregoś dnia, zupełnie zresztą przypadkiem, natrafiłam na recenzję nie znanego mi polskiego autora – pana Mariusza Zielke. Była to recenzja książki „Księga kłamców”. Pamiętam, że przeczytałam ją i pozostawiłam komentarz na tamtym blogu m.in o takiej treści, że książka wygląda całkiem ok, ale raczej do końca to chyba nie moje klimaty i raczej lekturę sobie odpuszczę. O recenzji później zapomniałam i pozostawionym komentarzu również. Jakież było moje zdziwienie, gdy niebawem w mojej skrzynce e-mail’owej pojawiła się wiadomość od samego autora książki! Pan Zielke napisał mi wówczas, że bardzo by chciał, abym jednak dała szansę jego najnowszej książce i jeśli tylko wyrażę taką chęć, prześle mi egzemplarz tejże powieści, abym osobiście się z nią zapoznała i dopiero wówczas ponownie wydała końcową ocenę. Autor zastrzegł przy tym, że nie oczekuje z mojej strony żadnych laurek w recenzji, że zależy mu, aby moja ocena była obiektywna i zgodna z moim sumieniem. Przyznam się, że wymiana zdań z samym autorem książki zaintrygowała mnie na tyle, że przystałam na tę propozycję – książka miała pojawić się u mnie w ciągu tygodnia.

Zanim dotarła do mnie książka postanowiłam sobie, że poszukam jakichś informacji na temat samego autora, gdyż szczerze powiedziawszy jego nazwisko nie wiele mi mówiło. Gdzieś tam w mej pamięci dźwięczał dzwon, ale nie na tyle głośno, żebym potrafiła coś konkretnego na jego temat powiedzieć. Zatem poszperałam i… Pan Zielke to dziennikarz śledczy i gospodarczy, absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Zdobył nagrodę Grand Press w 2005r w kategorii „dziennikarstwo śledcze” za teksty o giełdowych zmowach. Rok później ponownie został nominowany do tejże nagrody, tyle że tym razem w kategorii „dziennikarstwa specjalistycznego” za cykl o absurdach urzędniczych i przetargach. W 2009r założył Niezależną Gazetę Internetową, gdzie objął stanowisko redaktora naczelnego. Jego Niezależna Gazeta Internetowa została nominowana do nagrody Grand Press jako pierwsze medium w historii  tej nagrody, a samego Zielke ponownie nominowano w kategorii „dziennikarstwo śledcze”. Postanowił sprawdzić się jako autor powieści i jako pierwszy ukazał się thriller finansowy pt „Wyrok” [2011r]. Jeszcze w tym samym roku na rynku pojawiła się groteska sensacyjna pt „Asurito Sagishi – cnotliwy aferzysta”. Rok 2011r był dla pana Zielke niezwykle owocny, gdyż wydał jeszcze jedną książkę, niezwykłą historię o miłości i zbrodni pt „Wyspa dla dwojga”. Żadna z tych książek nigdy nie wpadła w moje ręce, dlatego też najnowsza książka autora – „Księga kłamców” była moim debiutanckim spotkaniem z tymże autorem. Czy udanym? To się wyjaśni później…

Wpierw nieco o treści… Poznajemy niemiecką malarkę – Annę Blume, kobietę obdarzoną niezwykłym talentem malarskim, która swoje inspiracje czerpie prosto z życia codziennego. Napotkani ludzie, zwykłe wydarzenia, przypadkiem podglądnięta sytuacja są dla niej bodźcem do tworzenia kolejnych obrazów. Kiedy nie maluje, oddaje się namiętnościom w ramionach tajemniczego Siergieja, który potrafi wynieść kobietę na szczyty spełnienia. Któregoś dnia zupełnym przypadkiem Anna po skończonym seansie filmowym w kinie „Iluzjon” poznaje parę zakochanych w sobie nastolatków – Bastiana i Inę. Młodzi nie spodziewają się, że to jakżeby niczego nie przepowiadające spotkanie odmieni ich życie raz na zawsze – i to zarówno młodych, jak i samej Anny. Dodatkowo pewnego dnia w ręce Bastiana wpada tajemnicza księga o niezwykłym tytule – „Księga kłamców”… Rozpoczyna się swoista przedziwna gra, w której nikt nie wydaje się być tym, za kogo się podaje; zabawa, w której udział biorą zarówno śmiertelnicy jak i demony… Jest to początek niezwykłych opowieści, splatających się ze sobą historii, w których co krok pojawia się tajemniczy staruszek z wąsem… albo sam Asmodeusz… gdzie rzeczywistość nieprzerwanie miesza się z fikcją… Jaki los spotka młodych kochanków? Kim tak naprawdę jest Anna Blume? Jaką rolę odgrywa tu Siergiej? I czemu w całej historii maczają swoje palce nieśmiertelne istoty? Żeby się o tym dowiedzieć… no cóż, musicie sięgnąć po książkę!

Podczas lektury książki na myśl przychodziły mi inne niegdyś przeczytane powieści czy obejrzane filmy. Kiedy czytałam o Bastianie, miałam przed oczami znany wszystkim tytuł filmu „Niekończąca się opowieść”, w której to główny bohater miał tak samo na imię. Innym razem słuchając opowieści staruszka z wąsem pojawiały mi się skojarzenia z „Opowieścią Wigilijną” Karola Dickensa. Czemu o tym wspominam? Gdyż dostrzegam spore podobieństwo i już wyjaśniam dlaczego. W „Niekończącej się opowieści” Bastian trafił do fantastycznej krainy, istniejącej dzięki wyobraźni, gdzie miał okazję odmienić losy tamtejszych mieszkańców, jak i swoje własne. Podobna sytuacja ma miejsce w „Księdze kłamców”. Być może Bastian nie przenosi się do podobnego świata z filmu, jednakże w wyniku niebezpiecznej gry staje się jednym z uczestników wyimaginowanej rzeczywistości, gdzie jawa miesza się ze snem i gdzie dalsze losy niektórych bohaterów mają nierozerwalny związek z samym Bastianem i podjętymi przez niego decyzjami – czasem wystarczy mocno uwierzyć, aby coś stało się prawdą… Staruszek z wąsem natomiast kojarzy mi się z trzema duchami z opowieści Karola Dickensa, które odwiedziły głównego bohatera jego powieści ukazując mu przeszłość, teraźniejszość i możliwą przyszłość. Staruszek z wąsem jest jakby takim duchem… Nie powiem Wam jednak, czy złym, albo dobrym… bynajmniej potrafi wpływać znacząco na decyzje naszych bohaterów, uchylając im co nie co rąbka niektórych tajemnic…

„Co nam da wiedza, czy mamy do czynienia z demonami czy aniołami, jeśli ich potęga jest tak wielka, że nie możemy się im oprzeć. Możemy je przywołać i zawsze jest ryzyko, że zamiast dobra pojawi się zło.”

Sama książka… trudno ją jednoznacznie ocenić. Porusza wiele kwestii i wyśmiewa tematy, o których inni nie potrafiliby w ten sposób nawet pomyśleć, a co dopiero wypowiedzieć to na głos. Mnóstwo w książce wyuzdanych erotycznych scen, bogatych w co pikantniejsze szczegóły. Nie brakuje krytyki Kościoła oraz podważania filarów wiary. Autor nie szczędzi przykrych słów w kierunku polityków i ich przyszłych ustaw, osób sprawujących największą władzę w państwach, doszukamy się wielu rasistowskich komentarzy, a także niepochlebnych słów na temat niektórych służb specjalnych… Do tego wszystkiego książka obfituje w całą gamę brutalnych, bestialskich scen doprawionych wulgaryzmami, które zresztą często pojawiają się również w najzwyklejszych rozmowach pomiędzy naszymi bohaterami. W powieści znajdziemy także motyw odwiecznej walki dobra ze złem; walki toczonej o dusze naszych bohaterów – i w tym momencie należy wspomnieć, że książka o istocie samej duszy traktuje zupełnie inaczej, niż nam wpajano od dziecka do głowy…

„Dusza to nie jest zdolność do płaczu i zemsty. Dusza to jakby płynna miłość. Nie zna innego uczucia i dlatego wybiera tylko tych zdolnych do miłości.”

Akcja powieści… cóż, to w zasadzie zbiór opowieści każdego z bohaterów, a jest ich trochę…, które wzajemnie przeplatają się, aby stworzyć jedną całość mającą ostatecznie wyjawić nam prawdę. Tylko czy aby do końca będzie to prawda? Przecież to „Księga kłamców”… jak sama nazwa wskazuje… Czytając książkę miałam totalny mętlik w głowie. Historie momentami zupełnie mi się mieszały i dosłownie czasem nie miałam pojęcia, o kim w danym momencie w zasadzie czytam… gdyż poprzednie moje ustalenia na temat tejże osoby zupełnie nie miały pokrycia w tym, co obecnie na kolejnych stronach doczytałam. Jeden wielki chaos! Być może taki właśnie miał być zamysł autora? Może jego głównym celem było wprawienie czytelnika w taki, a nie inny stan? Że już sam nie będzie wiedział, co tak naprawdę jest prawdziwe, a co nie? Gdzie zatraca się fikcja, a zaczyna rzeczywistość? I o co do diabła w tym wszystkim chodzi? Czemu miała w ogóle służyć napisanie tej książki?

„A czy dobra opowieść nie jest warta więcej niż prawda?”
 
Kończąc moją recenzję dodać muszę jeszcze, że mimo dość sporej objętościowo książki, czyta się ją stosunkowo szybko. Język jest prosty i momentami bardzo wulgarny, o czym wspominałam już prędzej. Bohaterowie… to doprawdy wybuchowa mieszanka, w której każdy ze składników jest dokładnie dopracowany i wzbudza jakieś emocje w czytelniku – lepsze bądź gorsze. Czy historia jest ciekawa? Szczerze powiedziawszy jest tak mocno zakręcona, że nie potrafię wydać jednoznacznego osądu. Wolę pozostawić tę kwestię niedopowiedzianą, niż powiedzieć za dużo… Dla mnie jednak panuje w książce zbyt duży chaos i zawiera za dużo wulgaryzmów [czego bardzo nie lubię – w umiarze owszem, ale nie przesadzajmy…]. Na pytanie, czy sięgnęłabym po książkę po raz drugi? Niestety, ale nie. Nie potrafię zrozumieć tych wszystkich osób, które rozpływają się w swoich komentarzach i recenzjach skierowanych do autora. Chęć przypodobania się i obawa przed wydaniem negatywnej opinii ze względu na to, że dostało się książkę do recenzji?? Być może… Powieść może i ma coś w sobie, ma jakiś potencjał, jednakże dla mnie nie do końca wykorzystany i jeśli mam być obiektywna – książka jest co najwyżej przeciętną lekturą. Miałam być szczera i nie pisać laurek, dlatego też nie zamierzam pisać czegoś, co nie byłoby prawdą, co kłóciłoby się z moimi odczuciami po zakończonej lekturze. Dlatego z całym szacunkiem do samego autora, dziękuję mu za nadesłanie mi tej książki, abym się z nią zapoznała, jednak moja ostateczna ocena będzie taka a nie inna…
Moja ocena: 3/6
 
Za egzemplarz do recenzji dziękuję samemu autorowi – panu Mariuszowi Zielke.

0Shares