139. "Rekonstrukcja" – Krzysztof Bielecki

Wydawca: wydana własnym nakładem
Data wydania: 2012
Oprawa: miękka
Ilość stron: 222
ISBN: 978-83-936191-4-6

Jestem osobą, która chętnie podejmuje się różnego typu wyzwań. I nie chodzi tu bynajmniej o ciągłe sprawdzanie siebie samej, czy czemuś podołam, ale raczej o szukanie czegoś nowego, ciekawego, co na jakiś czas zaprzątnie moją głowę i sprawi, że będę miała o czym myśleć i nad czym się zastanawiać. Czegoś, co mnie zainteresuje, albo zainspiruje. Dlatego też kiedy zgłosił się do mnie Krzysztof Bielecki, autor kilku powieści, z propozycją przeczytania i zrecenzowania jego najnowszej książki, zgodziłam się. Choć muszę od razu zaznaczyć, że miałam w związku z tym zadaniem pewne obawy. Dlaczego? Najnowsza książka autora, „Rekonstrukcja” jest pierwszą na rynku powieścią projekcyjną. Znaczy to ni mniej ni więcej, że każdy czytelnik po lekturze tej książki odbierze ją w zupełnie odmienny sposób, dostrzegając fakty, które umkną uwadze innych osób. To zupełnie tak, jak podczas badań psychologicznych, kiedy lekarz pokazuje kolejnym pacjentom atramentowe plamy na białych kartach i każdy z nich dostrzega w nich zupełnie inne obrazy.

„Widzimy to, co chcemy zobaczyć, odnajdujemy to, co chcemy odnaleźć, czujemy to, co chcemy poczuć i taki jest właśnie bolesny sekret ludzkiego umysłu.” (1)

Zapewne wielu z Was znane jest nazwisko autora. Przed napisaniem „Rekonstrukcji”, wydał cztery inne powieści, z których chyba najbardziej znaną jest „Defekt pamięci”. Pan Bielecki powziął sobie za cel, aby każda z jego kolejnych książek była inna od pozostałych dotąd przez niego napisanych. Ba! Mają się w nich znaleźć elementy, które dotąd nie pojawiły się nigdzie indziej w literaturze. Nie dane mi było zapoznać się z pozostałymi jego książkami, zatem pozostaje mi jedynie wierzyć w to, że tak jest faktycznie.

„Bo historia ta jest wieloznaczna (…) na pewne pytania istnieje po prostu więcej niż jedna właściwa odpowiedź.” (2)

Najnowsze dzieło autora jest dość nietypowe. Składa się z siedmiu opowieści, co akurat nie wydaje się jeszcze w tym momencie dziwne. Jeśli jednak dodam, że tylko ostatni rozdział stanowi właściwą lekturę, a poprzedzające go rozdziały są jedynie wstępem do tego, co czeka nas na końcu książki, to już zaczyna się to robić intrygujące. To doprawdy niespotykane, żeby wstęp był o niebo dłuższy od właściwej opowieści. Zresztą sam autor tłumaczy nam to dokładnie w pierwszym rozdziale. Dodatkowo zwraca uwagę czytelnika, że rozdziały poprzedzające właściwą opowieść można czytać w dowolnej kolejności, albo też zupełnie je pominąć i przejść do końcowego rozdziału, gdyż tak naprawdę nie są one ze sobą w żaden sposób powiązane.

„To wszystko nabiera zupełnie innego znaczenia, gdy historia Johna Johnsona dobiegnie już końca.” (3)

Każda opowieść stanowi historię losów zupełnie obcych sobie osób. Mamy tu opowieść o mężczyźnie nazywanym X-em, który pewnego dnia budzi się i zaczyna dostrzegać rzeczy, które dotąd umykały jego uwadze. Dalej mamy historię Emmy, którą poznajemy w dniu szykowania pewnej imprezy, która okaże się czymś zupełnie innym, niż początkowo przypuszczała nasza bohaterka. Z kolei rozdział „Smutne losy Mo i Ma” przedstawia nam sylwetki dwóch mężczyzn żyjących na wysypisku, na którym pewnego dnia dokonują niesamowitego odkrycia. Dalej czeka nas historia Admirała dowodzącego łodzią podwodną kierującą się na biegun południowy, aby dotrzeć do ostatniej historii, w której bliżej poznajemy strażnika centrum handlowego Thomasa oraz osobnika, którego nieliczni nazywają ZZZ-zem. Dopiero rozdział ostatni, zatytułowany „Rekonstrukcja” stanowi właściwą historię. O co w niej chodzi? Pewnego dnia grupa ludzi wsiada do pociągu, który w rzeczywistości okazuje się być zupełnie czym innym, niż mogłoby się z początku nam wydawać. Wśród tych osób są Adam Smith oraz John Johnson, którzy razem zajmują jeden z przedziałów, a wkrótce dołącza do nich też pewna dama. W którymś momencie Smith zasypia, a po przebudzeniu stwierdza, że John Johnson zniknął. Nie byłoby w tym zupełnie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie ma go w żadnym z przedziałów tego osobliwego pojazdu, a opuszczenie go jest absolutnie niemożliwe. Gdzie zatem podział się pan Johnson? Czy Smith zdoła go odnaleźć? Czy to jest w ogóle możliwe?

Przeczytałam wszystkie rozdziały jeden po drugim sądząc, że być może doszukam się czegoś, co w jakiś sposób jednak łączy je ze sobą. Same w sobie faktycznie wydają się oderwane od pozostałych historii. Jednakże każda z nich zawiera sporą dozę szaleństwa. Na tyle dużą, że miałam wrażenie, iż obcuję z samymi wariatami, a w miarę przewracania kolejnych stron bałam się o własne zdrowie psychiczne. Oprócz tego niektórzy z bohaterów posiadają tajemnicze pudełeczko, w którym znajdują się dziwne, szklane rurki… Czymże one są i do czego służą? Wszystkie te opowieści kończą się również w podobny sposób – nie liczcie tutaj na ckliwe happy endy, bo ich po prostu nie uraczycie. Każde z nich jest dziwne, pokręcone, zaskakujące i absolutnie nieprzewidywalne. Co jeszcze je łączy? Z całą pewnością sytuacje, w których znaleźli się bohaterowie. Wszystko wydaje się być w jakiś sposób zaplanowane przez kogoś, gdzieś tam na górze, i nie wolno uczestnikom „zabawy” wyjść poza ramy odgrywanego przez nich przedstawienia. Ba! Nie wolno nawet wymawiać słowa, które wszystko to, co się akurat dzieje, by określiło. A to słowo zaczyna się na R… I o co tu tak naprawdę chodzi? Sama nie wiem, czy dobrze to zrozumiałam, dlatego pozostawię to bez odpowiedzi, dając Wam możliwość samodzielnej oceny, kiedy sięgniecie po „Rekonstrukcję”.

„Nie jest to bowiem opowieść o odpowiedziach, lecz o pytaniach, z niewielką jedynie domieszką odpowiedzi.” (4)

Po skończeniu książki znalazłam się w sytuacji, w której w mej głowie zapanował kompletny chaos (zresztą nadal pozostaję w tym stanie) i bałam się, czy będę umiała w ogóle cokolwiek napisać o dziele pana Bieleckiego, aby miało to ręce i nogi, a nie było jedynie zlepkiem dryfujących gdzieś w mej jaźni myśli i spostrzeżeń. Jedno co na pewno trzeba przyznać autorowi to to, że posiada bujną wyobraźnię. Trzeba mieć doprawdy zakręconą psychikę, żeby być w stanie napisać tego typu książkę. I bynajmniej nie twierdzę w tym momencie, że autor jest w jakiś sposób wariatem! Chociaż… jak się tak głębiej nad tym zastanowić, to czym tak naprawdę jest „normalność” ?

Czy polecam innym lekturę „Rekonstrukcji”? Przyznam się szczerze, że nie wiem. Czy przeczytana przeze mnie książka przypadła mi do gustu? Z pewnością spowodowała mętlik w mojej głowie i natłok pytań bez odpowiedzi, jednakże czy to wystarczy, aby przyznać, że przypadła mi do gustu? Szczerze mówiąc raczej nie. W powieściach szukam zupełnie czegoś innego niż to, co zastałam w najnowszym dziele pana Bieleckiego. Być może jestem osobą o zbyt małej wrażliwości, o nie do końca otwartym umyśle, która nie posiada odpowiednich pokładów szaleństwa, aby móc w pełni zrozumieć historie opisane w tej książce. A może jest wręcz przeciwnie? Może jednak zdołałam dostrzec to, co ukryte jest w treści i może dlatego nie mam ochoty na więcej? Tę kwestię pozostawię już samemu autorowi, gdyż tylko on może wiedzieć, jakiej reakcji spodziewał się po czytelnikach oddając im swe najnowsze dzieło do rąk.

Moja ocena: 3/6
(1) Krzysztof Bielecki, „Rekonstrukcja”, 2012 r, s. 60
(2) Tamże, s. 11
(3) Tamże, s. 45
(4) Tamże, s. 65
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
autorowi
Krzystofowi Bieleckiemu

0Shares