119. "M jak merde!" – Stephen Clarke


Tytuł oryginalny: Dial M for Merde
Tłumaczenie: Hanna Baltyn
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2010
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 344
ISBN: 978-83-7414-734-7

Biorąc do ręki kolejne lektury, szukam czegoś, co mnie w jakiś sposób zaskoczy, bądź po prostu sprawi, że miło spędzę czas wolny. Zachęcona jakże sympatyczną okładką oraz samym opisem książki, postanowiłam zapoznać się z historią opisaną w dziele „M jak merde!” Stephena Clarke. Dotąd nie miałam przyjemności zapoznać się z twórczością tego autora. Jak się okazuje napisał on już cztery książki z serii „Merde!”, a czytana przeze mnie powieść jest najnowszą odsłoną tego cyklu. Autor w swej serii w żartobliwy sposób opisuje przygody Brytyjczyka Paula Westa we Francji. Na całe szczęście każdą historię można czytać odrębnie, dzięki czemu nie przeszkadza nieznajomość poprzednich części. Do tej pory, oprócz „M jak merde!”, zostały wydane: „Merde! Rok w Paryżu”, „Merde! W rzeczy samej” oraz „Merde! chodzi po ludziach”.

Jak już wspomniałam, głównym bohaterem „M jak merde!” jest Paul West. Poznajemy go w chwili, kiedy wraca z zagranicy do Paryża, gdzie napotyka na swoją dobrą znajomą Elodie. Wraz z jej ojcem prowadzi znaną francuską herbaciarnię i zajmuje się cateringiem. Przyjaciółka ma dla niego nie lada wyzwanie. Paul ma przygotować jej wesele. Niby nic szczególnego… jednak wybrankiem jej serca jest członek arystokratycznego rodu. Wymaganiom rodziny trudno będzie sprostać, zwłaszcza, że babka rodu od początku nie zgadza się na to małżeństwo. Tymczasem do Paryża wraca Gloria Monday, zwana M, która swego czasu dość mocno zawróciła w głowie Paula. Zaprasza go na dwa tygodnie na południowe wybrzeże Francji, gdzie ma do wykonania pewne zadanie związane z jesiotrami. Czy wypada odmówić pięknej kobiecie? Z czasem okazuje się, że M ma na oku zupełnie inną rybkę, znacznie większą, na którą zamierza zapolować. Jak w tym wszystkim odnajdzie się Paul? Z jednej strony organizacja wyjątkowego wesela, a z drugiej do rozwiązania tajemnica związana z wybranką jego serca. Jedno jest pewne – nie będziecie się nudzić podczas lektury!

Powieść Stephena Clarke to połączenie sensacji z elementami komediowymi. Pełna zwrotów akcji, śmiesznych sytuacji, żartobliwych dialogów oraz kąśliwych uwag na temat klas społecznych, a zwłaszcza obyczajowości arystokratycznych rodów. Autor nie boi się otwarcie mówić o wszelkich drażliwych niuansach związanych z etykietą przestrzeganą przez znamienite francuskie rody. Równolegle śledzimy dwa główne wątki, przygotowania do wesela oraz kolejne tajemnicze poczynania M, które doskonale się zaplatają i wzajemnie uzupełniają. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie. Bohaterowie występujący w książce są różnorodni i ciekawi. Osobiście najbardziej podobała mi się babka rodu, zwana Bonne Maman, do którego Elodie zamierzała dołączyć. Jej uszczypliwe uwagi, złośliwe docinki w stosunku do każdego z członków rodziny sprawiały, że nie jeden raz uśmiechnęłam się pod nosem. Język, jakim posługuje się autor, jest bardzo prosty i obrazowy. Całość czyta się zaskakująco szybko, ledwo rozpoczynamy lekturę, a tu już docieramy do końca historii.

Moje pierwsze spotkanie ze Stephenem Clarke uważam za jak najbardziej udane. Dostarczył mi lekturę, która pozwoliła mi przyjemnie spędzić czas wolny, nie jeden raz wywołując salwy śmiechu. Takiej książki było mi trzeba. Przy takim dziele można się zrelaksować i odpocząć od codziennego świata. Zatem moi drodzy zapraszam Was na wycieczkę do Francji. Zechciejcie bliżej poznać Paula i jego perypetie. Gwarantuję Wam, że nie jeden raz uśmiechniecie się podczas lektury.

Moja ocena: 5/6
Za książkę bardzo dziękuję
Baza recenzji Syndykatu Zbrodni w Bibliotece
 
 
Pisanie M jak Merde było niesamowitą zabawą. Nie mówię tego po to, żeby poprawić Wam humor stwierdzeniem, że lubię swoją pracę, ale dlatego, że według mnie tę przyjemność da się wyczuć w trakcie lektury. Cała książka to jeden wielki uśmiech.
Stephen Clarke

0Shares