117. "Fuckdoll" – Jerzy Corvin Litwiński



Wydawnictwo: Rodzinne
Data wydania: 2012
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 358
ISBN: 978-83-63682-01-9

Biorąc do ręki książkę mamy nadzieję, że zapisana na jej kartach historia porwie nas, zabierze do odległego świata i pozwoli oderwać się choć na jakiś czas od codziennego życia. Czasami mamy szczęście, gdyż otrzymujemy dokładnie to, czego spodziewaliśmy się po danym dziele. Innym razem jesteśmy ofiarami okrutnego losu, który wsunął nam do rąk lekturę, po której mamy ochotę więcej nie sięgać po książki z obawy, że kolejna pozycja może okazać się równie mierna, jak obecnie zakończona powieść. Do której kategorii zaliczę „Fuckdoll” Litwińskiego? O tym już za moment. Wpierw nieco o treści.

To, co z pewnością kręci każdego faceta, to szybkie auta oraz piękne kobiety. Trudno oprzeć się zarówno tym pierwszym, jak i drugim. Robert Benesz, główny bohater powieści, nie stanowi w tym wypadku żadnego wyjątku. Kocha brawurową jazdę swym ukochanym bmw m3. Uwielbia czuć pęd wiatru i adrenalinę buzującą w jego żyłach, kiedy na gazie wchodzi w ostre zakręty. Pewnego razu zabiera ze sobą swą dorosłą już córkę, Julię, na przejażdżkę i jak zawsze dociska pedał gazu mocniej, niż pozwalają na to obowiązujące przepisy. Ten jeden raz brawura Benesza kończy się wypadkiem, z którego na całe szczęście oboje wychodzą żywi, jednak córka doznała poważnej rany na twarzy, po której z całą pewnością zostanie szpecąca blizna. Będąc kochającym ojcem, Robert decyduje się zabrać Julię do specjalisty – plastyka, z którego usług wielokrotnie korzystała jego była żona. Z tego też powodu muszą odbyć podróż do Stanów. Benesz nie ma pojęcia, że ta podróż odmieni całe jego życie. Klinika okazuje się być zgoła innym miejscem, niż obiecują to ulotki dla przyszłych klientów. Do tego na drodze Roberta staje zjawiskowo piękna kobieta imieniem Chloe. Od tego momentu kolejne zdarzenia następują po sobie niczym przewracające się klocki domino, gdzie jeden pociąga za sobą kolejny, aż upadną do samego końca. Czemu nagle osobą Benesza zainteresował się pewien milioner mający na celu podbicie rynku porno? Kim tak naprawdę jest tajemnicza Chloe? Dlaczego do gry o życie głównego bohatera przyłącza się również boss światka narkotykowego? I co z tym wszystkim ma wspólnego klinika plastyczna, do której Julia trafiła wraz z ojcem?

„Ta powieść jest jak plątanina kolorowych przewodów we wnętrzu bomby. Tykającej bomby.” [1]

Lubię mocne książki, gdzie akcja toczy się wartko, a historia wciąga już od samego początku nie dając wytchnienia czytelnikowi do samego końca. Przytoczony cytat zamieszczony na okładce powieści skłonił mnie do sięgnięcia po dzieło Litwińskiego, dając nadzieję, że oto mam w ręku opowieść, która dostarczy mi buzującej w żyłach adrenaliny, gdzie kolejne karty czytać będę z wypiekami na twarzy nie mogąc doczekać się, jak też potoczą się kolejne losy głównego bohatera. I owszem, otrzymałam sensacyjną historyjkę, która jednak za nic nie wbiła mnie w fotel. Co prawda mamy tu ofiary i ich oprawców; rynek narkotykowy rządzący się własnymi prawami z wielkim mafioso na czele; pławiących się w luksusie ludzi, którzy rozporządzają innymi niczym marionetkami w celu zaspokojenia własnych celów. Jest też dość ciekawie uknuta intryga, w która nieopatrznie wplątuje się Benesz. Do tego dochodzą różnorodni bohaterowie, zarówno ci na pierwszym planie, jak i drugoplanowi, których jednak nie sposób polubić. Każdy z nich jest doskonale przedstawiony przez autora, który przybliża nam ich sylwetki, przeszłość, kierujące nimi motywy. Pozwala to dokładnie poznać każdego z nich oraz zrozumieć, dlaczego wybrał taką a nie inną drogę w życiu. Choć niestety bywały też momenty, że miałam serdecznie dość czytania dokładnych życiorysów niektórych osób, gdyż takowa wiedza do niczego nie była mi w danym momencie potrzebna. Benesz w całej historii ma być tym „dobrym”, pozytywnym bohaterem, jednakże i do niego jakoś nie potrafiłam do samego końca się przekonać. Wszystko fajnie i pięknie, jednak to już było. Całość wydaje mi się już znana, oklepana, wielokrotnie przejedzona w innych utworach, z tą różnicą, że ubrana w odnowione szmatki i osadzona w odmiennych realiach. Nie powiało nowością, a tego z całą pewnością szukałam w tej powieści. Cóż… niestety nie znalazłam.

„Była jedną z tych ekscytujących suk, za którymi nie sposób nie obejrzeć się na ulicy, cuchnących zdradą i perwersją tak mocno, że nie ukryją tego najmocniejsze perfumy. Jedną z tych, które wywołują żarliwe zdrowaśki każdej matki, aby nie wpadł na którąś z nich syn, bo wtedy jego życie legnie w gruzach. Jedną z tych, które rzadko szukają przyzwoitych facetów – na szczęście natura była sprawiedliwa.” [2]
„Jesteś taką samą fuckdoll, jak silikonowe lalki, które robię w Kalifornii”[3]

W książce znajdziemy dość ostrą krytykę kobiet, tego, czym kierują się w życiu, co jest dla nich najważniejsze. Wg Litwińskiego każda kobieta, bez wyjątku, to prawdziwie pasożytnicza istota, która patrzy tylko, gdzie zdoła ugryźć najwięcej. Nie ważne są uczucia, miłość w ogóle nie wchodzi w grę. Liczą się tylko pieniądze, dla których gotowe są posunąć się do wszystkiego, aby móc utrzymać się na fali i opływać w dostatki. Bohaterki występujące w „Fuckdoll” stanowią tego doskonały przykład. Każda z nich dąży do tego, aby zagwarantować sobie luksusowe życie nie zwracając uwagi na to, co będą musiały zrobić po drodze. Są w stanie upokorzyć się, ukorzyć przed swoimi „panami”, doskonalić swoje ciała do granic możliwości, a nawet zabić… Nic nie stanie im na przeszkodzie w zdobyciu upragnionej kasy, która przecież stanowi jedyne szczęście w ich życiu. Bez pieniędzy są nikim…

„Floryda, dziadowski stan emerytów, leżała lata świetlne od Nowego Jorku, światowej metropolii, gdzie na Fifth Avenue wyelegantowani gogusie obu płci nie różnili się niczym od wyelegantowanych gogusiów z Paryża czy Londynu.” [4]

Czuć wyraźnie niechęć Litwińskiego do Amerykanów, ich stylu życia, pogoni za marzeniami młodych o wyjeździe do kraju, który przecież na dobrą sprawę nie różni się od innych państw na świecie. Wszędzie można napotkać to samo. Ameryka różni się jedynie tym, że znajdziemy tam chyba najwięcej próżnych ludzi, goniących za ideałem piękna, którzy ciągle poddają się operacjom plastycznym, aby dążyć do upragnionego celu. To kraj, gdzie byle nastolatka poddaje się zabiegom powiększania piersi, które fundują jej „kochający” rodzice w ramach prezentu urodzinowego. Bo przecież tak robią wszyscy nieprawdaż? To państwo, gdzie kobiety nie patrzą na konsekwencje związane z operacjami. Wydaje im się, że dzięki pięknemu ciału będą zdolne zawojować świat i spełnić swoje marzenia. Szkoda, że kiedy stają twarzą w twarz z rzeczywistością, zazwyczaj jest już dla nich za późno.

Losy bohaterów poznajemy dzięki narracji trzecioosobowej. Historia biegnie wielotorowo, a poszczególne wątki doskonale się zazębiają tworząc jedną spójną całość. Co mnie denerwowało, to język, jakim napisana jest powieść. Jest dość specyficzny. Dialogi prowadzone są zarówno w języku polskim, jak i angielskim, a czasami naprzemiennie w jednej wypowiedzi. Do tego nie brak specjalistycznego nazewnictwa z wielu dziedzin. Z racji tego, że jest to dzieło „dla prawdziwych facetów” nie zabrakło również odpowiedniej dawki wulgaryzmów. Wspomnieć należy też, że całość napisana jest dość gęsto, przy użyciu drobnej czcionki. To wszystko sprawiało, że ciężko było mi przebrnąć przez powieść. Momentami miałam wielką ochotę rzucić książką w kąt i zapomnieć o jej istnieniu – zwłaszcza, że przez nieco ponad sto pierwszych stron wieje nudą i można zniechęcić się do lektury. Na całe szczęście z czasem akcja nabiera tempa, dzięki czemu dałam radę dobrnąć do ostatniej strony.

Na początku pisałam o kategoriach książek, do których można zaliczyć czytane przez nas lektury. „Fuckdoll” Litwińskiego zakotwiczyło gdzieś pomiędzy wspomnianymi rodzajami książek. Nie jest to dzieło wybitne czy ciekawe do tego stopnia, abym fabułę pamiętała przez długi czas. Nie jest też znów zupełnym gniotem. Być może trafiła do mnie w złym okresie i przez to odebrałam ją tak, a nie inaczej. Możliwe też, że  w rękach „prawdziwego faceta” spotka się z goła innym odbiorem. Nie napiszę tu, że polecam, bądź nie. Po przeczytaniu powyższej recenzji wyciągnijcie odpowiednie wnioski i sami podejmijcie decyzję. Dodam tylko, że dalsze losy bohaterów „Fuckdoll” będzie można poznać w kontynuacji zatytułowanej „Exodus”, która wkrótce ma ukazać się w księgarniach.

[1] „Fuckdoll”, Jerzy Corvin Litwiński, wyd. Rodzinne, 2012 r, tylna okładka
[2] Tamże, s. 131
[3] Tamże, s. 268
[4] Tamże, s. 109

Moja ocena 3/6
Za książkę dziękuję

0Shares