106. "Golem" – Edward Lee


Tytuł oryginalny: The Golem
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 28.08.2012
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 316
ISBN: 978-83-7674-194-9

Jestem nietypową kobietą, gdyż z wielką ochotą sięgam po książki, na których kartach rozgrywa się prawdziwa makabra, gdzie krew leje się strumieniami, a ziemia gęsto ściele się trupami. Lubię buzującą w żyłach adrenalinę, która towarzyszy lekturze oraz wszechobecne dreszcze na ciele, kiedy czytane fragmenty książki przyprawiają człowieka o gęsią skórkę. Dlatego też z przyjemnością sięgam po horrory. Jak każdy mam swoich ulubionych pisarzy zajmujących się tym gatunkiem literackim. Do jednych z nich należy autor powieści „Golem”, Edward Lee, pisarz amerykański, który na swoim koncie ma kilkadziesiąt horrorów. Nie boi się on przekraczać granic wszelkiego tabu, a jego dzieła niejednokrotnie wywracają w czytelnikach żołądek do góry nogami. W naszym kraju zadebiutował powieścią „Sukkub”, a następnie ukazała się kolejna jego książka, „Ludzie z bagien”, którą dane było mi czytać. Znając już możliwości pisarza, chętnie sięgnęłam po kolejny jego utwór, który niedawno pojawił się na naszym rynku nakładem wydawnictwa Replika. Czy lektura „Golema” dostarczyła mi buzującej w mych żyłach adrenaliny?

Golem to przerażająca, pełna mrocznych niespodzianek powieść wywiedziona ze starej europejskiej legendy. Przed wiekami ulepione z gliny monstrum stawało w obronie słabych i niewinnych; dziś zostanie powołane do życia raz jeszcze… aby rozpętać prawdziwe piekło!” [1]

 
Seth Kohn oraz Judy Parker to dwójka ludzi po przejściach. Seth po śmierci żony, Helene, zaczął zaglądać do kieliszka, zaś Judy uzależniła się od narkotyków, przez co jej życie przewróciło się do góry nogami. Poznają się w ośrodku odwykowym. Los okazał się dla nich łaskawy dając im drugą szansę na wyprostowanie swojego życia. Sethowi sprzyja szczęście – udaje mu się bowiem wydać grę komputerową, która przynosi mu prawdziwe bogactwo. Z Judy u boku wyjeżdża do Hrabstwa Somerset w stanie Maryland, gdzie w okolicach dwóch miejscowości, Lowensport oraz Somner’s Cove, kupił dom zwany przez okolicznych mieszkańców Lowen House. To stary dom pamiętający początki XIX wieku, który skrywa w sobie tajemnicę, o której para naszych bohaterów nie ma pojęcia. Tymczasem w okolicy giną ludzie w dość zaskakujący sposób. Ktoś, bądź coś, rozszarpuje ich ciała na kawałeczki. Ofiarami padają dilerzy narkotykowi oraz osoby uzależnione od cracku. Komu zależało na ich śmierci? Kto dokonuje tych przerażających mordów? Czy historia Lowen House może mieć coś wspólnego z tą sprawą? Być może wymarzony dom Setha i Judy okaże się tak naprawdę miejscem narodzin czegoś przerażającego, czystego zła, które trudno sobie nawet wyobrazić.

Akcja toczy się wielotorowo i dość wartko, choć bywają momenty lekkiego przestoju. Poznajemy ją dzięki trzecioosobowej narracji. Na całą historię składają się dwa okresy czasowe: lata współczesne oraz okres od lipca do sierpnia roku 1880. W przeszłości w miejscowości Lowensport wydarzyło się coś, co długim cieniem położyło się na historii miasteczka. Zdarzenia rozgrywające się przy udziale naszych głównych bohaterów zdają się mieć konkretny związek z tym, co rozegrało się w 1880 roku. Zanim jednak Seth i Judy zdołają dociec prawdy, w okolicy rozpęta się prawdziwe piekło.

Cieszy mnie fakt, że swą powieść autor oparł na legendach i mitach związanych z judaizmem. Przez to całość jest bardziej autentyczna. Nie zabrakło oczywiście tematyki prześladowań Żydów, która stała się podwaliną do stworzenia całej historii. Oprócz tego dołączony został wątek dotyczący uzależnienia od narkotyków; w okolicy bowiem działała szajka prężnych dilerów dostarczającym swoim klientom towar. Nie zabrakło także skorumpowanej policji, która maczała swoje brudne paluchy w całym tym interesie, i która w dość bezprawny sposób traktowała podejrzanych. Przyznam, że akurat tematyka narkotyków połączona z nieuczciwymi gliniarzami przewinęła się już w poprzednio czytanej przeze mnie książce, a mianowicie w „Ludziach z bagien”. Zmienił się jedynie powód powstałego koszmaru, jaki nawiedził daną miejscowość. Bohaterowie przewijający się na kartach powieści są dość ciekawi, powiedziałabym, że odpowiedni do roli, jaką dane im było zagrać. To samo dotyczy kwestii językowej. Jej poprawność zależy od statusu społecznego, z którego wywodzi się dana postać.

Jednak czy podczas lektury doświadczyłam wyczekiwanych uderzeń adrenaliny? Dreszczy? Gęsiej skórki? Czy zjeżył mi się choć na chwilę włos na głowie? Przyznam szczerze, że niestety, ale NIE. O ile wydarzenia roku 1880 potrafiły przykuć jeszcze mą uwagę, to czasy współczesne Sethowi i Judy już nieco mniej. Owszem, trup ściele się po ziemi, dookoła latają oderwane członki ciała, krew bryzga po ścianach i czuć odór śmierci. Jednak czegoś w tej całej historii mi zabrakło, czego tak do końca nie umiem nazwać. Chyba po prostu po głośnych zapowiedziach spodziewałam się czegoś o wiele mocniejszego, bardziej makabrycznego.

Czy zatem polecam lekturę? Owszem, to całkiem dobra książka, której warto poświęcić swój wolny czas. Każdy fanatyk horrorów powinien po nią sięgnąć, choćby po to, aby „zaliczyć” kolejny tytuł z tego gatunku. Bardziej wymagający czytelnicy, szukający czegoś wybitniejszego, pewnie nie znajdą tutaj niczego dla siebie. Ot kolejna mroczna historia jakich wiele – zmienia się jedynie źródło zła, które na kartach „Golema” zbiera swoje krwawe żniwo. Sama nie żałuję czasu poświęconemu tej książce, jednak ostateczny wybór pozostawiam Wam.

[1] „Golem”, Edward Lee, wyd. Replika, tłum. Bartosz Czartoryski, 2012 r, okładka

Moja ocena: 4/6
Za książkę dziękuję

0Shares