100. "Książę złodziei" – Deborah Simmons



Tytuł oryginalny: The Gentleman Thief
Tłumaczenie: Wojciech Usakiewicz
Wydawnictwo: Arlekin-Harlequin Enterprises sp. z o.o.
Data wydania: 2000 [„Skandal w Bath”], 2012
Oprawa: miękka
Ilość stron: 352
ISBN: 978-83-238-8995-3

Deborah Simmons to ceniona na całym świecie autorka romansów. W dotychczasowym jej dorobku znalazło się już blisko trzydzieści powieści. Zanim na poważnie zajęła się pisarstwem, pracowała jako dziennikarka. Zadebiutowała w 1989 roku powieścią „Heart’s Masquerade”. Za swą twórczość została kilkukrotnie nagrodzona, a jej książki zostały przetłumaczone na ponad trzydzieści języków. W moje ręce trafiła książka, która po raz pierwszy ukazała się na naszym rynku w 2000 roku pt „Skandal w Bath”. W tym roku wznowiono nakład, jednak książka wydana została pod innym tytułem – „Książę złodziei”. To moje pierwsze spotkanie z piórem autorki i, jak zawsze w takich przypadkach, miałam pewne obawy z tym związane – czy spodoba mi się styl pani Simmons? A sama historia? Czy nie będzie kolejną banalną opowiastką jakich wiele?

Georgiana Bellewether to młoda panna mieszkająca wraz z rodziną w Chatham’s Corner, w którym to jej ojciec pełni funkcję miejscowego szeryfa. Wraz z rodzicami oraz rodzeństwem wyjeżdża do uzdrowiska znajdującego się w Bath. Jej bliscy chcą zaznać wypoczynku oraz wmieszać się w grono wczasowiczów, aby móc poznać najświeższe ploteczki ze świata. Georgiana nie znajduje w tym pocieszenia. Znacząco bowiem odbiega od swojej rodziny, gdyż dla niej najważniejszy jest rozwój intelektualny, a nie błahe rozrywki, którym oddają się jej dwie siostry oraz brat. Nasza bohaterka ma bowiem pewne mało spotykane u kobiet z jej sfer hobby – uwielbia rozwiązywać zagadki i marzy o tym, aby w przyszłości stać się doradcą w rozwiązywaniu najtrudniejszych spraw detektywistycznych. Zważywszy jednak na jej płeć osiągnięcie tego celu będzie niezmiernie trudne. Któregoś dnia państwo Bellewether wraz z dziećmi zjawiają się na hucznym balu u lady Culpepper, na którym to Georgiana poznaje tajemniczego i jakże przystojnego markiza Ashdowne. Ku zaskoczeniu naszej bohaterki, na balu wydarza się coś, co może dać jej szansę na wykazanie swych detektywistycznych zdolności. Oto bowiem skradziony zostaje szmaragdowy naszyjnik gospodyni domu. Panna Bellewether stawia sobie za cel główny rozwiązanie zagadki i złapanie złodzieja klejnotów. Nieoczekiwanie pomocą służy jej wspomniany markiz, na którą z radością nasza bohaterka przystaje. Georgiana rozpoczyna śledztwo, podczas którego wyjdą na jaw nieoczekiwane sekrety z życia niektórych obecnie przebywających w Bath ludzi. Dojdzie również do odkrycia, po którym będzie musiała zadecydować, co jest ważniejsze: prawdziwa miłość… czy sprawiedliwość.

„[…] natychmiast klasyfikowano ją jako stworzenie zupełnie pozbawione umiejętności myślenia.” [1]

W wyższych sferach każdy znał swoje miejsce i nie należało się zbytnio wywyższać swoimi ewentualnymi talentami, gdyż tak po prostu nie wypadało. Zachowywanie wszelkich konwenansów oraz zasad etykiety było czymś świętym, czego nie powinno się w żaden sposób łamać. Kobieta w ówczesnych czasach miała ściśle wytyczone miejsce, którym było dotrzymywanie towarzystwa mężowi oraz zajmowanie się sprawami domu. Przedstawicielkom płci pięknej nie wypadało imać się męskich zajęć. Dodatkowo odgórnie klasyfikowano ludzi, przy czym wystarczył jedynie powierzchowny wygląd. Panna, która odznaczała się nieprzeciętną urodą, z całą pewnością nie mogła być równie inteligentna. Takie połączenie było absolutnie nie do wyobrażenia. A jeśli to tego chciała wykonywać męski zawód, to zakrawało na jakiś absurd, który trzeba było zgasić w zarodku. Dlatego też nasza bohaterka nienawidziła faktu, że urodziła się kobietą. Zdawała sobie doskonale sprawę, że gdyby była mężczyzną, to droga do spełnienia jej marzeń stałaby otworem. A tak? Spotykała się z ciągłą krytyką oraz docinkami pod swoim adresem. Nikt nie bierze na poważnie urodziwej panny, która chciałaby zajmować się łapaniem przestępców. Nic więc dziwnego, że Georgiana czuła się wiecznie poirytowana oraz nieufna w stosunku do osób, które w jakimkolwiek stopniu zainteresowały się jej teoriami – jak choćby markiz Ashdowne.

„Bez względu na to, co się dzieje dookoła, Georgiana jest zadowolona, bo sama wynajduje sobie przygody. Mogą być wyimaginowane, ale ją tak to cieszy, że zaraża swoją radością otoczenie.” [2]

Doprawdy nie sposób nie polubić głównej bohaterki powieści pani Simmons. To niesamowite połączenie kobiety rozsądnej, trzeźwo myślącej, twardo stąpającej po ziemi z istotą, która jest pełna wyobraźni, a do tego mimo wszystko dość naiwna, przez co pakuje się w przeróżne nieoczekiwane sytuacje. A trzeba przyznać, że to, co spotyka Georgianę zdaje się być wręcz niemożliwe w przypadku dobrze wychowanej panny. A to ląduje w donicy z wielką paprocią, kiedy stara się podsłuchać pewne osoby. Innym razem trafia na ślad skradzionego środka na porost włosów. By w końcu odkryć, że osoba, która powinna zachowywać się przyzwoicie, posiada dość perwersyjne upodobania seksualne. Wszystko to sprawia, że losy głównej bohaterki śledzimy z niesłabnącą ciekawością. Autorka nie mogła zapomnieć o jakże istotnym wątku, którym powinien odznaczać się dobry romans historyczny, a mianowicie o sprawach sercowych Georgiany. Trzeba przyznać, że nasza panna jest doprawdy nieprzewidywalna w tej kwestii, przez co tym bardziej pragniemy poznać przebieg rozwijającego się pomiędzy nią, a markizem uczucia.

Książka napisana jest w prosty sposób, zrozumiały dla każdego potencjalnego czytelnika. Momentami zdarzały się małe potknięcia w kwestii poprawności stylistycznej, jednak zupełnie nie rzutuje to na odbiór powieści jako całości. Historia prowadzonego śledztwa przeplatająca się z rozwijającym się uczuciem jest na tyle ciekawa, że warto po nią sięgnąć. Oczywiście nie jest to lektura dla wymagających czytelników. To zwykłe, dobre czytadło, które ma za zadanie umilić jedynie czas podczas lektury i w tej roli bardzo dobrze się sprawdza. Zatem jeśli ktoś z Was poszukuje niezobowiązującej historii, podczas której oderwie się od stresów dnia codziennego, to radzę sięgnąć po „Księcia złodziei”. Ubawicie się co nie miara i oderwiecie, choć na chwilę, od wszelkich problemów, które Wami targają. Polecam.

[1] „Książę złodziei”, Deborah Simmons, Harlequin, 2012 r, s. 5
[2] Tamże, s. 147-8

Moja ocena: 5/6

0Shares